Odzyskiwanie niepodległości

Zbigniew MOSZUMAŃSKI
Odzyskiwanie niepodległości

Artykuł ukazał się w Almanachu Leżajskim (Zeszyt 11/2015), wydawanym
przez Towarzystwo Miłośników Ziemi Leżajskiej

Odzyskanie niepodległości przez Polskę po ponadwiekowej niewoli[1] było jednym z najważniejszych wydarzeń 1918 r. Nie był to jednak akt jednorazowy, lecz proces, który rozpoczął się w różnym czasie w poszczególnych regionach kraju. Dotyczyło to również Leżajska i powiatu łańcuckiego.

 W przededniu niepodległości

7 października 1918 r. Rada Regencyjna ogłosiła orędzie do Narodu Polskiego w sprawie niepodległości kraju. Był to ważny dokument, który odbił się żywym echem nie tylko w Królestwie Polskim, ale również na pozostałych ziemiach polskich. Wydźwięk orędzia był jednoznaczny i zrozumiały dla wszystkich Polaków: […] wola Narodu Polskiego jest jasna, stanowcza i jednomyślna […] w dążeniu […] do utworzenia niepodległego państwa, obejmującego wszystkie ziemie polskie, z dostępem do morza, z polityczną i gospodarczą niezawisłością, jako też z terytorialną nienaruszalnością[2], na gruncie zasad pokojowych ogłoszonych przez Thomasa Woodrowa Wilsona, prezydenta Stanów Zjednoczonych[3]. Proklamując ideę Polski Zjednoczonej Niepodległej, przekreślało ono bowiem w całości akt dwóch cesarzy z 5 listopada 1916 r.[4]

Gdy treść orędzia Rady Regencyjnej dotarła do miast galicyjskich za pośrednictwem dzienników krakowskich i lwowskich[5] oraz tygodnika „Głos Rzeszowski”[6], w wielu z nich postanowiono uczcić to dziejowe wydarzenie. W niedzielę 13 października odbyła się w leżajskiej farze uroczysta suma z licznym udziałem młodzieży szkolnej i starszych mieszkańców miasta. Patriotyczną, płomienną homilię wygłosił prepozyt leżajski ks. Antoni Tyczyński[7].

20 października w pobliskiej Sieniawie[8] odbyło się zebranie w celu poinformowania najszerszych warstw społeczeństwa o znaczeniu obecnej chwili dziejowej[9]. Przed kościołem parafialnym pw. Wniebowzięcia Najświętszej Maryi Panny zebrały się liczne rzesze mieszkańców miasta i okolicznych wsi, a także przybyła delegacja chłopów z okolic Tarnogrodu. Po nabożeństwie i podniosłej homilii proboszcza miejscowej parafii ks. Tomasza Włazowskiego, tłum liczący przeszło 3000 osób ruszył na Rynek, gdzie wystąpił dr Bolesław Lach, mówiąc o znaczeniu manifestu Rady Regencyjnej. Stamtąd pochód przemaszerował pod dom stowarzyszeń polskich, gdzie w sprawie polskiej głos zabrał ks. Henryk Uchman z Cieplic, a następnie delegat Organizacji Narodowej z Jarosławia Wiktor Ostrowski, wypowiadając się w sprawie konieczności współdziałania każdego Polaka w budowie ojczystego kraju, zaś jeden z przedstawicieli chłopów spod Tarnogrodu – w sprawie Polski bez różnic stanowych[10].

Z kolei 28 października 1918 r. odbyło się w Krakowie zebranie 70 posłów do austriackiej Rady Państwa[11]. Kierowanie nim powierzono Wincentemu Witosowi. Jego zastępcami zostali: Ignacy Daszyński, Józef Londzin, Aleksander Skarbek i Tadeusz Tertil. W zebraniu uczestniczyli także przedstawiciele rządu Józefa Świeżyńskiego, powołanego przez Radę Regencyjną w Warszawie[12] – ministrowie: spraw zewnętrznych – Stanisław Głąbiński i rolnictwa – Władysław Grabski. Minister Głąbiński oświadczył, że rząd poczynił kroki w celu objęcia administracji w kraju i zwrócił się do Ministerstwa Spraw Zagranicznych Austro-Węgier, by wyłoniono komisję międzypaństwową do przejęcia administracji i oddania wojsk polskich państwu polskiemu. Przewodniczący zebrania Wincenty Witos zwrócił uwagę, że rząd, jaki powstał w Warszawie, jest uważany za polski rząd narodowy, ale nim obejmie on władzę nad całą Polską, należy mu przyjść z pomocą w zorganizowaniu kraju. Zebrani w podjętej uchwale stwierdzili, że: ziemie polskie, pozostające dotychczas w obszarze monarchii austro-węgierskiej należą do państwa polskiego i że dla ziem tych tworzy się Polską Komisję Likwidacyjną złożoną z 23 posłów do austriackiej Rady Państwa. Ponadto uchwalono jeszcze 10 innych rezolucji[13].

30 października wieczorem por. Antoni Stawarz, działający w konspiracji niepodległościowej w wojsku austriackim, nadał z dworca kolejowego w Płaszowie depeszę o sensacyjnej treści: W Krakowie doszło do przewrotu i Polacy przejęli władzę w mieście! Depesza, mimo cenzury, dotarła do wielu miast Galicji. Choć jej treść była nieprawdziwa, to jednak wyprzedzała o dzień prawdziwe wydarzenia[14].

Wiadomość o upadku Cesarstwa Austro-Węgierskiego przywiózł do Łańcuta były uczeń miejscowego Państwowego Gimnazjum Realnego Mieczysław Antosz[15]. Informacja ta dotarła również do stacjonującej w koszarach 11 Pułku Huzarów (11. Husaren Regiment) załogi austriackiej, wywołując tzw. dziką demobilizację. Miejscowa, niejawna organizacja – Polska Organizacja Wojskowa[16], której naczelnikiem był por. Zygmunt Nosek, objęła ochronę koszar i magazynów wojskowych, pełniąc służbę dniem i nocą przez pięć dni, po czym oddała ją w ręce organizującego się regularnego wojska[17].

Przejęcie władzy

Na 31 października 1918 r. na godz. 11 zostało zwołane posiedzenie Rady Powiatowej. Przybyli na nie m.in. prezes rady książę dr Andrzej Lubomirski z Przeworska, jego zastępca – Bolesław Żardecki oraz członek rady, urodzony w Leżajsku, ks. Władysław Tryczyński, proboszcz parafii w Markowej, a także zaproszeni goście – starosta łańcucki dr Adam Bal i komisarz powiatowy dr Tadeusz Spiss. Po odczytaniu protokołu z poprzedniego zebrania, zabrał głos ks. Władysław Tryczyński, który sprzeciwił się odbywaniu posiedzenia Rady Powiatowej. Powiedział m.in., że: Dzisiejsze posiedzenie jest ostatnim posiedzeniem Rady Powiatowej tutejszej za rządów Austrii, następne będziemy odbywać już w wolnej Polsce. […] W tych warunkach Rada Powiatowa nie może urzędować[18]. Mimo że posiedzenie przeciągnęło się do godz. 15, porządek obrad nie został przegłosowany, a ks. Tryczyński nie dopuszczał do podjęcia żadnych uchwał. Sytuacja stawała się coraz bardziej napięta. Jedyna uchwała, którą udało się przeforsować, stanowiła: Oddać się pod rozkazy Polskiej Komisji Likwidacyjnej, ofiarowując swe usługi do dalszej pracy[19].

Nazajutrz około południa podczas spotkania u zastępcy prezesa Rady Powiatowej Bolesława Żardeckiego podjęto się zorganizowania powiatowego organu nadrzędnego z mocą ustawodawczą i władzy wykonawczej w celu zapewnienia ciągłości funkcjonowania urzędów oraz utrzymania porządku publicznego[20]. W związku z tym zostały powołane Rząd Powiatowy[21] i Powiatowa Rada Narodowa w Łańcucie. W składzie tej pierwszej instytucji znaleźli się:

  • Bolesław Żardecki – poseł do Sejmu Krajowego, dotychczasowy zastępca prezesa Rady Powiatowej w Łańcucie;
  • Konstanty Danielewicz – były wiceburmistrz Łańcuta, członek Wydziału Powiatowego;
  • Józef Jachowicz – poseł do austriackiej Rady Państwa[22].

Do Powiatowej Rady Narodowej weszli zaś: Alojzy Antoni Bojdecki[23], Jan Budkowski, Wojciech Chmielowski, Wilhelm Dudek, Franciszek Gliński, Jan Kastner, Jan Kolek, Franciszek Kuliczkowski, ks. Walenty Mazanek, Witold Nowak, Jan Pelc, hr. Alfred Antoni Potocki i Jan Sałustowicz[24]. Niestety, przy szybkim tempie przygotowań zapomniano powołać do rady przedstawiciela Leżajska.

Jeszcze w tym samym dniu na posiedzeniu Powiatowej Rady Narodowej uchwalono, że delegacja w składzie profesor gimnazjum Jan Budkowski, Jan Kastner i inż. Stanisław Sadowy uda się do Krakowa w celu zasięgnięcia informacji w sprawie zasad tworzenia administracji i uzyskania pomocy w przypadku zagrożenia bezpieczeństwa. Dowiedziano się m.in., że administrację trzeba tworzyć na własną rękę i że żadnej pomocy nie można się spodziewać. Z kolei brygadier Bolesław Roja[25] polecił utworzyć straż bezpieczeństwa (ziemską) w miejsce żandarmerii oraz powierzyć najstarszemu stopniem oficerowi Polakowi komendę garnizonu. Nazajutrz, po powrocie delegacji z Krakowa, komendantem garnizonu Łańcut został mianowany ppłk Mieczysław Mally[26], dotychczasowy oficer Komisji Świadczeń Wojennych, który objął obowiązki od por. Zygmunta Noska.

3 listopada zastąpiono komisaryczne zarządzanie miastem przez Jakuba Kulczyckiego. Jednocześnie powołano, rozwiązaną w 1917 r., Radę Miejską. Burmistrzem Łańcuta został Jan Pelc, a wiceburmistrzem – Jan Sałustowicz[27].

W celu poinformowania ludności powiatu łańcuckiego o zachodzących zmianach i uzyskania od niej poparcia dla powstającej władzy wysłano zaproszenia do najpoważniejszych osób w poszczególnych gminach na posiedzenie w dniu 5 listopada. Zainteresowanie było tak wielkie, że na spotkanie przybyło ponad 2 tysiące osób i nawet sala „Sokoła” nie mogła wszystkich pomieścić. Najpierw zarządzono zaprzysiężenie urzędników na wierność państwu polskiemu[28], po czym odbyła się dyskusja. Na zakończenie zebrani zatwierdzili skład Powiatowej Rady Narodowej i postanowili zwołać wiec na 11 listopada[29].

Tymczasem tego samego dnia (5 listopada 1918 r.) podczas plenarnego posiedzenia Polskiej Komisji Likwidacyjnej (PKL) w Krakowie zostały ustalone założenia nowej organizacji administracji na terenie Galicji. Przewidywano bowiem powołanie na szczeblu każdego powiatu komisarza PKL, który miał połączyć władzę państwową (starostwo) z tzw. reprezentację powiatową (radą powiatową) w jedną – Radę Przyboczną Komisarza PKL i jednocześnie przejąć ich kompetencje. Zakres kompetencji i zadania struktur powiatowych zostały zawarte w dwóch dokumentach z 6 listopada 1918 r. przekazane zainteresowanym[30].

Po posiedzeniu Powiatowej Rady Narodowej w dniu 5 listopada, poseł Józef Jachowicz ze Strażowa udał się do Krakowa, gdzie otrzymał nominację na komisarza PKL w Łańcucie[31]. Objęcie urzędowania – pisał w sprawozdaniu do centrali PKL – […] nie nasunęło żadnych trudności, ponieważ tutejsze społeczeństwo samorzutnie zorganizowało się na zasadach później przyjętych przez PKL[32]. Powiatowa Rada Narodowa bowiem rozwiązała się, a jej członkowie w znacznej części weszli w skład Rady Przybocznej. Starosta łańcucki dr Adam Bal zwrócił się natomiast o udzielenie mu dłuższego urlopu […] celem podratowania zdrowia[33].

Zgodnie z reskryptem PKL z 18 listopada 1918 r. wybieralna część Rady Przybocznej miała liczyć ośmiu członków, lecz w Łańcucie powiększono ją do 14 osób, gdyż – jak uzasadniał komisarz likwidacyjny – […] stan włościański, który w tutejszym powiecie stanowi blisko 90% całej ludności, byłby w stosunku do liczby członków Rady Przybocznej w nieproporcjonalnej mniejszości[34]. W skład łańcuckiej Rady Przybocznej Komisarza PKL weszli:

  • członkowie Wydziału Powiatowego: Konstanty Danielewicz, Stanisław Kowalski, ks. Julian Krzyżanowski – proboszcz z Kosiny, Wojciech Marek, Andrzej Szpetnar i Bolesław Żardecki;
  • członkowie rady z wyboru: Władysław Bieniasz z Soniny, Józef Hospod z Wólki Grodziskiej, Rajmund Kocioł z Woli Zarczyckiej, ks. Edward Sandałowski – proboszcz z Albigowej, Jan Sobek z Handzlówki, dr Alojzy Jakub Szczepański – adwokat z Leżajska[35], Tomasz Szczepański z Kosiny i Józef Świątoniowski z Brzyskiej Woli oraz sześciu z Łańcuta: Jan Budkowski – profesor gimnazjum, Adam Kalita – naczelnik stacji kolejowej, Jan Kastner – urzędnik banku, ks. Walenty Mazanek – proboszcz miejscowej parafii, hr. Alfred Antoni Potocki – właściciel dóbr i Jan Sałustowicz – mieszczanin, wiceburmistrz Łańcuta[36].

Rada na pierwszym posiedzeniu wyłoniła spośród swoich członków cztery komisje: bezpieczeństwa publicznego, aprowizacyjną, pracy dla warstw potrzebujących zarobku oraz zarządu majątku.

11 listopada do hali ujeżdżalni hr. Alfreda Antoniego Potockiego ściągnęła na wiec nie tylko ludność powiatu łańcuckiego, ale także z sąsiednich powiatów – brzozowskiego i przeworskiego. Wiec otworzył Bolesław Żardecki, oddając głos pierwszemu mówcy –profesorowi łańcuckiego gimnazjum Janowi Budkowskiemu. Po nim długą przemowę rozpoczął miejscowy adwokat dr Józef Marian Borowiec. Pod jej koniec dotarła do hali informacja, że ludność Kraczkowej, Cierpisza i innych gmin spod Rzeszowa przybyła masowo do Łańcuta na rabunek. Uczestnicy wiecu, zaniepokojeni o swe wozy i konie, ruszyli do wyjścia. Wiec został rozwiązany. Mimo braku żandarmerii i straży bezpieczeństwa Bez ofiar zakończyła się próba rabunku miasta[37].

W związku z tym incydentem w trybie pilnym powołano powiatową straż bezpieczeństwa. Jej komendantem został por. Roman Laskowski[38]. Utworzono oddział żandarmerii pieszej i 24-osobowy oddział żandarmerii konnej. Zorganizowanie tego drugiego oddziału umożliwił hr. Alfred Antoni Potocki, który udostępnił konie, ekwipunek kawaleryjski, stajnię i owies dla koni. Na czele oddziału stanął Harry Georg Picton, koniuszy hrabiego, brytyjski oficer rezerwy[39].

Powołano straż bezpieczeństwa również w innych miejscowościach. Do 21 grudnia 1918 r. na terenie powiatu łańcuckiego funkcjonowało 14 posterunków. W sumie w strukturach tych pełniło służbę 30 dawnych żandarmów oraz 133 strażników. Najmniejszy posterunek liczył 6 osób, największy 23 (w Leżajsku). Na posterunku w Łańcucie pełniło służbę 21 osób[40].

Tymczasem w Leżajsku

W drugiej połowie października 1918 r. przybył do Leżajska na urlop por. Zygmunt Kazimierz Karasiński[41]. Od 1 czerwca 1917 r. dowodził 2 baterią austriackiego 19 Pułku Haubic Górskich walczącego na froncie albańskim w rejonie m. Milovići i Lješevići (fort Trašte). 17 października 1918 r. został urlopowany w celu dokończenia studiów. W Leżajsku nawiązał kontakty m.in. z delegatem POW, byłymi członkami leżajskiej XXVII Polskiej Drużyny Strzeleckiej i byłymi legionistami. Podczas niejawnych spotkań opracowano plan rozbrojenia żołnierzy austriackiej kompanii asystencyjnej i miejscowych żandarmów oraz przejęcia władzy w razie upadku monarchii Habsburgów. W tym celu utworzono oddział ochotników, który składał się głównie z powracających z frontu żołnierzy – mieszkańców Leżajska oraz dezerterów ukrywających się w mieście i okolicy[42]. Rozbrajanie Austriaków rozpoczęto jeszcze przed 1 listopada 1918 r. Absolwent I Gimnazjum w Rzeszowie[43], były żołnierz austriackiego 56 Pułku Piechoty, mieszkający w Leżajsku przy ul. Ruskiej 281, Bronisław Mroczkowski wspomina, że już: Pod koniec października 1918 r. pod komendą por. art[ylerii] austr[iackiej] Zygmunta Karasińskiego brałem udział w rozbrajaniu austr[iackiej] kompanji asystencyjnej, stacjonowanej wówczas w Leżajsku[44].

1 listopada 1918 r. w Leżajsku: Już od wczesnego ranka – czytamy w Pamiętniku kościoła i klasztoru oo. Bernardynów w Leżajsku – wszystka młodzież miejska i gimnazjalna przystrojona w kokardki biało-czerwone i orzełki polskie poczęła rozbrajać […] kompanję wiedeńską rozkwaterowaną po domach leżajskich. Następnie wzięto się do rozbrojenia żandarmerji. Nie obeszło się wprawdzie bez strzelaniny, ale wypadku śmiertelnego nie było. Wojsko, widząc żandarmerję w opałach, rzuciło się jej do pomocy, lecz ponieważ żołnierze byli przeważnie rozbrojeni, więc nie wiele dopomóc mogli. Tymczasem jakby z pod ziemi zjawiło się dużo dezerterów, ci w lot odebraną broń rozebrali między siebie, resztę wraz z amunicją załadowali na dwa wozy i szybko udali się do naszego lasu, gdzie zaraz obsadzili […] przez Austrjaków zbudowane rowy strzeleckie […]. Wkrótce za nimi nadążyła owa kompanja wiedeńska ze swym oficerem i dwoma karabinami maszynowemi, które jakoś uratowali, lecz skoro się tylko zbliżyli do okopów, przyjęli ich nasi strzałami tak rzęsistemi, widząc, iż chyba z życiem stąd nie wyjdą, na rozkaz oficera czemprędzej się cofnęli i powrócili do miasta. Tu w magistracie złożyli resztę broni, jaką jeszcze mieli, przyczem oficer prosił, by ich wolno puszczono do domu. Uczyniono to dla nich i 2 listopada odjechali do Przeworska, ale pod eskortą polskich żołnierzy[45].

Zgoła inaczej przedstawił ten fakt komisarz powiatowy dr. Tadeusz Spiss: W Leżajsku stacjonowana była kompanja strzelców dla tępienia bandytyzmu i wyłapywania dezerterów. Skoro wiadomość o rozpadnięciu się Austrji doszła do Leżajska, oficerowie w porozumieniu z żołnierzami postanowili wyjechać i na ich żądanie kolej dostarczyła im wagony. Kompanja ta wyruszyła na kolej w pełnym rynsztunku z całym sprzętem bojowym, jaki posiadała. Załadowanie ludzi i sprzętu odbywało się z całą ostrożnością wojskową, obawiali się bowiem Niemcy bowiem, że zostaną napadnięci i rozbrojeni. Nie pomogły im jednak te ostrożności. Ludność miejscowa zebrała się na dworcu, otoczono pociąg, nie pozwolono ruszyć maszyniście. W tłumie tym wzięli udział dezerterzy, dla których wyłapania kompanja ta była przeznaczona. W ten sposób dokonano rozbrojenia już załadowanej kompanji. Niemcy zgodzili się z tym stanem rzeczy, zażądali jedynie wydania im zaświadczenia, że odebrano im całe uzbrojenie, co też ze strony gminy im poświadczono[46].

W wyniku rozbrojenia austriackiej kompanii asystencyjnej pozyskano 8 ciężkich karabinów maszynowych i 100 karabinów z amunicją. Wojskowym komendantem miasta Leżajska został por. Zygmunt Kazimierz Karasiński[47].

2 listopada 1918 r. odbyło się, zwołane przez wiceburmistrza Henryka Kijasa, posiedzenie Rady Miejskiej, która jednogłośnie przyjęła następujące oświadczenie: Rada Gminna Królewskiego Wolnego Miasta Leżajska wyraża hołd i cześć Radzie Regencyjnej za proklamowanie Niepodległej wolnej Polski, złożonej z 3 dzielnic, w ręce Najdostojniejszej Rady Regencyjnej oddaje Rada Gminna życie i mienie, oraz przyrzeka i ślubuje posłuszeństwo dla dobra ukochanej Ojczyzny[48]. Po odśpiewaniu Roty, skompletowano komisję, która miała przygotować wybory Miejskiej Rady Narodowej[49]. Ustalono także, że 3 listopada odbędzie się uroczystość zjednoczenia Niepodległej Polski[50].

Wieczorem 2 listopada do Leżajska przybył komisarz powiatowy dr Tadeusz Spiss wraz z lustratorem Rady Powiatowej Marianem Gruszczyńskim[51] i powierzył funkcję burmistrza Stanisławowi Wodzińskiemu, dotychczasowemu zarządcy miejscowego Urzędu Podatkowego[52]. Istniała bowiem pilna potrzeba zorganizowania nowej administracji miejskiej. Burmistrz Leżajska rejent Bronisław Nowiński zrezygnował z tego stanowiska w 1916 r. Zastąpił go Stanisław Niemczycki, który zmarł 28 października 1918 r. Tymczasowo więc obowiązki burmistrza pełnił dotychczasowy zastępca Henryk Kijas.

W celu zapewnienia bezpieczeństwa i porządku publicznego w mieście tego samego dnia utworzono straż bezpieczeństwa (milicję). Jej uzbrojenie stanowiła broń uzyskana w wyniku rozbrojenia austriackiej kompanii asystencyjnej. Na komendanta straży powołano Wawrzyńca Płazę. Decyzję tę zatwierdził komisarz powiatowy dr Tadeusz Spiss[53].

Nazajutrz, 3 listopada, zgodnie z wcześniejszą zapowiedzią, odbyła się uroczystość zjednoczenia Niepodległej Polski, w której wzięło udział około tysiąca mieszkańców Leżajska i okolic. Porucznik Karasiński i Komitet Obywatelski wraz z grupą manifestantów obeszli wszystkie budynki instytucji leżajskich, gdzie jeszcze wisiało godło austriackie, i w jego miejsce wieszali orła białego. Na koniec, po zawieszeniu orła białego na ratuszu, dr Alojzy Jakub Szczepański w obecności władz leżajskich ogłosił powstanie Urzędu Państwa Polskiego[54].

6 listopada 1918 r. Rada Miejska formalnie powołała straż bezpieczeństwa. Jednocześnie ustalono, że będzie opłacanych 60 strażników. Następnie sekretarz miejski Ludwik Dziadecki poinformował o przebiegu wiecu w Łańcucie w dniu 5 listopada oraz o utworzeniu Rządu Powiatowego i powołaniu posterunków straży bezpieczeństwa w poszczególnych gminach. Podczas tego posiedzenia podjęto także uchwałę o utworzeniu Tymczasowej Ekspozytury Okręgowej Rady Narodowej z siedzibą w Leżajsku – organu wykonawczego i zarządzającego dla leżajskiego okręgu sądowego. W skład jej Wydziału weszli: Rusin Michał Eustachiewicz i Polacy – ks. Sergiusz Michna i dr Alojzy Jakub Szczepański. Członkowie rady mieli zostać wybrani przez gminy wiejskie leżajskiego okręgu sądowego. Nie wyrażono zgody na włączenie do tego organu przedstawiciela ludności żydowskiej oraz zatrudnienie w nim byłych urzędników starostwa[55].

Z kolei 18 listopada odbyło się ogólne zebranie mieszkańców Leżajska, podczas którego formalnie powołano burmistrza miasta i tzw. Radę Przyboczną, legalizując tym samym zmiany, które nastąpiły we władzach miasta i jego zarządzie. Burmistrzem został Stanisław Wodziński, zastępcą – Marceli Dziedziński, członkami zarządu zaś – Franciszek Bęben, dr Alojzy Jakub Szczepański i Władysław Zawilski[56].

22 listopada 1918 r. do Leżajska przybył komisarz PKL w Łańcucie Józef Jachowicz. Podczas spotkania w leżajskim ratuszu zadeklarował zaopatrzenie miasta w niezbędne artykuły żywnościowe oraz naftę i węgiel. Ponadto złożono na jego ręce memoriał w sprawie utworzenia w Leżajsku ekspozytury starostwa[57]. Niestety, Polska Komisja Likwidacyjna odmówiła zatwierdzenia tego wniosku, wyjaśniając, że nie ma uprawnień do podjęcia takiej decyzji[58].

Należy także wspomnieć, iż 7 grudnia 1918 r. zebrała się na swym pierwszym posiedzeniu, wybrana w wolnej Polsce, Rada Miejska Leżajska. W jej składzie znaleźli się: Franciszek Bęben, Franciszek Dec, Karol Gdula, Marceli Dziedziński, Marcin Jarosz, Władysław Karasiński, Ignacy Kiełbowicz, Franciszek Kisielewicz s. Ignacego, Franciszek Kisielewicz s. Tomasza, Leon Kiszakiewicz, Michał Komornicki, Michał Krzysztoforski, Władysław Kwieciński, Piotr Maruszak, ks. Sergiusz Michna, Wincenty Niemczyk, Wojciech Niemczyk, Leon Ordyczyński, Leon Przybylski, Józef Raróg, Władysław Raróg, Karol Rut, Piotr Simko, Franciszek Smoczyński, Józef Szalewicz, Alojzy Jakub Szczepański, Antoni Szeliga, Jan Szeliga, Michał Szozda i Władysław Zawilski. Najpierw zatwierdzono pełnienie funkcji burmistrza Leżajska przez Stanisława Wodzińskiego. Następnie zajęto się sprawami zwalczania spekulacji, utworzenia miejskiego handlu w celu poprawy zaopatrzenia ludności w artykuły żywnościowe i pierwszej potrzeby oraz odbudowy miasta po zniszczeniach wojennych. Na wniosek Karola Gduli – w celu poprawy stanu bezpieczeństwa – powołano nocną straż obywatelską, do której zobowiązano wszystkich mężczyzn[59].

Przejęcie władzy w Leżajsku nie miało charakteru demonstracyjnego. Grupa działaczy leżajskich trafnie zareagowała na zachodzące zmiany, deklarując poddanie się władzy centralnej i uczestnicząc we wszystkich podejmowanych w powiecie łańcuckim rozwiązaniach organizacyjnych. Rada Miejska zadbała o legalizację nowych struktur organizacyjnych, zapobiegając anarchii. Podjęto inicjatywę stworzenia zalążków przyszłych władz powiatu leżajskiego, choć nie przyniosła ona oczekiwanego efektu[60].

Z odsieczą do Przemyśla i Lwowa

Nowe, cywilne zarówno Leżajska, jak i Łańcuta, a także komendy wojskowe tych miast przeprowadziły akcję pozyskiwania ochotników do formowanych oddziałów idących na odsiecz Przemyśla, a następnie Lwowa. Z Łańcuta odeszły w listopadzie trzy kompanie strzeleckie i pododdział młodzieży szkolnej. Wraz z kompaniami udali się m.in. por. Julian Gottas, por. Walenty Peszek i ppor. Aleksander Chmiel[61].

Z kolei powracający z frontu włoskiego kpt. art. Bolesław Zygmunt Rzewuski zwerbował kilku oficerów artylerii i żołnierzy, którzy udali się do Jarosławia, gdzie sformowali załogę prowizorycznego pociągu pancernego. Składał się on ze zwykłych wagonów kolejowych, które brat kapitana – Stanisław, inżynier drogowy wydziału krajowego, przy pomocy miejscowych ślusarzy odpowiednio wzmocnił ściany wagonów płytami stalowymi i przygotował otwory strzelnicze i stanowiska do prowadzenia ognia z broni ręcznej i maszynowej. Pociąg ten kursował głównie na odcinku Jarosław – Rawa Ruska, a niekiedy docierał przez Rawę Ruską nawet pod Lwów, a w razie potrzeby – także bezpośrednio z Jarosławia pod Przemyśl[62].

Na wieść o wybuchu walk polsko-ukraińskich o Przemyśl wojskowy komendant miasta por. Zygmunt Kazimierz Karasiński w pierwszych dniach listopada zebrał sporą grupę ochotników z Leżajska i okolicy. Wśród nich znaleźli się zarówno peowiacy, byli legioniści, zdemobilizowani żołnierze Armii Austro-Węgierskiej, jak i młodzież ostatnich klas gimnazjum, m.in. Kazimierz Bęben, Marian Homola, Andrzej Mroczkowski[63], Franciszek Dziki, Józef Josse, Franciszek Kycia i Michał Pawul[64]. 7 listopada por. Karasiński na czele tej grupy, nazwanej Batalionem Ziemi Leżajskiej, ruszył na Przemyśl. Grupa ta dotarła do Żurawicy, gdzie została wcielona do 2 baterii krakowskiego 1 Pułku Artylerii Polowej, którym dowodził mjr Edmund Knoll[65].

Dowódcą 2 baterii był por. Gustaw Józef Rudzki. Por. Zygmunt Kazimierz Karasiński został I oficerem (oficerem ogniowym)[66]. Funkcje podoficerskie pełnili przeważnie byli legioniści. Znaczną część kanonierów stanowili ochotnicy z ziemi leżajskiej[67]. Bateria została uzbrojona w austriackie haubice kalibru 10 cm „Škoda” wz. 14[68].

Bateria początkowo wspierała Grupę „San” mjr. Juliana Stachiewicza podczas walk o Przemyśl, a następnie w składzie grupy ppłk. Michała Karaszewicza-Tokarzewskiego ruszyła na odsiecz Lwowa i brała udział w jego oswobodzeniu w dniach 21–23 listopada 1918 r. Następnie wraz z 1 Pułkiem Artylerii Polowej stacjonowała w koszarach przy ul. Teatyńskiej i uczestniczyła w licznych wypadach ze Lwowa na pozycje ukraińskie[69]. W dniach 23–27 grudniu 1918r. 2 bateria wspierała grupę mjr. Józefa Sopotnickiego w walkach pod Lubieniem Wielkim, Małkowicami, Stawczanami i Czerlanami koło Gródka Jagiellońskiego. W styczniu 1919 r. brała udział w składzie grupy płk. Władysława Sikorskiego w walkach pod Suchowolą, Stawczanami i Bartatowem oraz Mszaną, gdzie poniosła znaczne straty. Bateria wraz z pułkiem pozostawała do końca kwietnia 1919 r. w rejonie Gródka Jagiellońskiego, współdziałając w walkach obronnych na linii kolejowej Przemyśl – Lwów. 18 kwietnia 1919 r. w czasie jednej z potyczek pod Gródkiem Jagiellońskim został ciężko ranny i wkrótce zmarł z ran kan. Franciszek Kycia[70]. Sugerowanie przez Zbigniewa Andresa, że w tym samym czasie i miejscu zginęli również Franciszek Dziki i Michał Pawul, nie znajduje potwierdzenia w dokumentach[71]. W maju bateria przeszła najpierw do Przemyśla, a potem do baterii zapasowej 1 Pułku Artylerii Polowej w Krakowie na przezbrojenie i uzupełnienie stanu osobowego[72].

 

[1] Jarosław był w zaborze austriackim 146 lat. Znalazł się bowiem w granicach Imperium Habsburgów po I rozbiorze Polski w 1772 r.

[2] Orędzie Rady Regencyjnej do Narodu Polskiego, „Dziennik Praw Państwa Polskiego” 1918, 21 października, nr 12, poz. 23.

[3] Orędzie W. Wilsona do Kongresu Stanów Zjednoczonych Ameryki Północnej, 8 stycznia 1918 r., w: Powstanie II Rzeczypospolitej. Wybór dokumentów 1866–1925, red. Halina Janowska, Tadeusz Jędruszczak, Warszawa 1981, dok. 181, s. 382–384.

[4] 5 listopada 1916 r. w wyniku konferencji w Pszczynie władze niemieckie i austro-węgierskie wydały proklamację, zawierającą obietnicę powstania Królestwa Polskiego, pozostającego […] w łączności z obu sprzymierzonymi mocarstwami. Zob. Do ludności Jeneralnych Gubernatorstw lubelskiego i warszawskiego!, „Dziennik Rozporządzeń c. i k. Jeneralnego Gubernatorstwa Wojskowego dla Austryacko-Węgierskiego Obszaru Okupowanego w Polsce” 1916, 8 listopada, cz. XVI.

[5] Zob.: Ogłoszenie niepodległego państwa polskiego, „Czas” 1918, 8 października, nr 446, s. 1; Orędzie Rady Regencyjnej, „Gazeta Lwowska” 1918, 10 października, nr 230, s. 1; Manifest Rady Regencyjnej proklamuje niepodległe zjednoczone państwo polskie. Warszawa tworzy gwardyę narodową, „Goniec Krakowski” 1918, 10 października, nr 100, s. 1; Rada Regencyjna obwołuje niepodległość i zjednoczenie wszystkich ziem polskich. Zwołanie konstytuanty do Warszawy!, „Ilustrowany Kuryer Codzienny” 1918, 10 października, nr 186, s. 1.

[6] Niepodległa, zjednoczona Polska, „Głos Rzeszowski” 1918, 13 października, nr 41, s. 1.

[7] Schematismus universi venerabilis cleri saecularis et regularis Dioecesis Rit[us] Lat[ini] Premisliensiss pro Anno Domini 1917, Premisliae 1916, s. 127.

[8] A także w innych miastach powiatu jarosławskiego: Jarosławiu, Pruchniku i Radymnie.

[9] Manifestacye z powodu ogłoszenia wolnej Niepodległej Zjednoczonej Polski, „Ziemia Przemyska” 1918, 1 listopada, nr 5, s. 1–2.

[10] Ibidem, s. 2.

[11] Rada Państwa (Reichsrat) została utworzona w Austrii na mocy konstytucji z 1867 r. Składała się Izby Panów i Izby Poselskiej. Pierwsza miała charakter arystokratyczny, druga zaś rekrutowała się z posłów pochodzących z wyborów.

[12] Rząd ten został powołany przez Radę Regencyjną 23 października 1918 r.

[13] Zob. szerzej: Zygmunt Lasocki, Wspomnienia szefa administracji Polskiej Komisji Likwidacyjnej i Komisji Rządzącej, Kraków 1931, s. 95–97; Narodziny niepodległości w Galicji (1918–1919). Wybór dokumentów z archiwów lwowskich, opr., wstęp i przyp. Marek Przeniosło, Kielce 2007, s. 17–18.

[14] Jerzy Majka, Rzeszów pierwszy odzyskał niepodległość, http://www.nowiny24.pl/reportaze/art/6023283,rzeszow-pierwszy-odzyskal-niepodleglosc,id,t.html [dostęp: 12.10.2015 r.].

[15] W Legionach Polskich był od 9 lutego 1916 r. (1 Pułk Artylerii Legionów), po kryzysie przysięgowym w 1 baterii haubic 1 Pułku Artylerii Polskiego Korpusu Posiłkowego, internowany w Huszt, po czym skierowany do austriackiego 46 Pułku Artylerii. Urlopowany 15 września 1918 r., do macierzystej jednostki nie powrócił i rozpoczął działalność w Polskiej Organizacji Wojskowej.

[16] Polska Organizacja Wojskowa (POW) – tajna organizacja wojskowa powstała w sierpniu 1914 r. w Warszawie z inicjatywy Józefa Piłsudskiego. Działalnością konspiracyjną w Galicji kierowała powołana jesienią 1917 r. Komenda Naczelna nr 2 w Krakowie (komendant mjr Władysław Bończa-Uzdowski), której podlegały okręgi: Kraków, Lwów i Podkarpacie. Galicyjska POW liczyła jesienią 1918 r. kilka tysięcy osób.

[17] VIII sprawozdanie Dyrekcyi Państwowego Gimnazyum Realnego w Łańcucie za rok szkolny 1918/1919, Łańcut 1919, s. 4.

[18] Tadeusz Spiss, Ze wspomnień c.k. urzędnika politycznego, Rzeszów 1936, s. 109–110.

[19] Marek Przeniosło, Polska Komisja Likwidacyjna 1918–1919, Kielce 2010, przyp. 34, s. 42, za: Polska Akademia Umiejętności w Krakowie, Teki Lasockiego, sygn. 4175, k. 24.

[20] Tadeusz Spiss, Ze wspomnień…, s. 111.

[21] Taka nazwa tej struktury występuje w korespondencji komisarza PKL w Łańcucie z centralą w Krakowie.

[22] Centralnyj derżawnyj istorycznyj archiw Ukrajiny – Centralne Państwowe Archiwum Historyczne Ukrainy we Lwowie (dalej – CPAHU), Polska Komisja Likwidacyjna (dalej – PKL), fond 211, opis 1, dzieło 233, k. 7, Rząd Powiatowy w Łańcucie (stan ustalony w dniu 1 listopada 1918 r.).

[23] Szematyzm Królestwa Galicyi i Lodomeryi z Wielkim Księstwem Krakowskiem na rok 1912, Lwów 1912, s. 227.

[24] Tadeusz Spiss, Ze wspomnień…, s. 111–112.

[25] Awansowany do stopnia generała brygady dekretem Rady Regencyjnej z 1 listopada 1918 r. Zob. „Dziennik Rozporządzeń Komisji Wojskowej” 1918, 1 listopada, nr 2, poz. 19, s. 15.

[26] Po nim komendę garnizonu objął, mianowany przez gen. Roję, mjr Adam Jordan Rozwadowski.

[27] Tadeusz Spiss, Ze wspomnień…, s. 117–118.

[28] Treść przyrzeczenia  […] odpowiadała w zupełności rocie ustanowionej przez PKL. Zob. CPAHU, PKL, fond 211, opis 1, dzieło 233, k. 7.

[29] Tadeusz Spiss, Ze wspomnień…, s. 118–119.

[30] Były to: 1) dekret imiennie skierowany do nowo powołanego komisarza PKL; 2) Instrukcja dla komisarzy Polskiej Komisji Likwidacyjnej. Zob. Marek Przeniosło, Polska Komisja…, s. 52.

[31] Tadeusz Spiss, Ze wspomnień…, s. 128. Wkrótce mianowano także zastępcę komisarza PKL, którym został dr Tadeusz Spiss. Po ogłoszeniu dekretu o wyborach do Sejmu Ustawodawczego, Józef Jachowicz, wyznaczony na kandydata na posła z okręgu łańcuckiego, zrezygnował ze stanowiska komisarza PKL. Objął je po nim dr Tadeusz Spiss. Zob. ibidem, s. 131.

[32] CPAHU, PKL, fond 211, opis 1, dzieło 233, k. 7–8.

[33] Ibidem. Dr Tadeusz Spiss podaje natomiast, że dr Adam Bal udał się na urlop z powodu nieprzychylnej atmosfery wokół jego osoby. Zob. idem, Ze wspomnień…, s. 113.

[34] CPAHU, PKL, fond 211, opis 1, dzieło 147, k. 2, Pismo komisarza likwidacyjnego w Łańcucie Józefa Jachowicza do Wydziału Administracyjnego PKL w Krakowie, C. 4325/1 z 30 listopada 1918 r.

[35] Szematyzm Królestwa Galicyi… na rok 1913, Lwów 1913, s. 227. Alojzy Zielecki podaje błędnie, że był on lekarzem. Zob. idem, Leżajsk w okresie zaborów (1772–1918), w: Dzieje Leżajska, red. Krzysztof Baczkowski, Józef Półćwiartek, Leżajsk 1996, s. 386.

[36] CPAHU, PKL, fond 211, opis 1, dzieło 147, k. 1, Pismo komisarza… W piśmie podano błędnie, że profesor gimnazjum Budkowski miał imię Władysław. Por. VII sprawozdanie Dyrekcyi c.k. Gimnazyum Realnego w Łańcucie za rok szkolny 1918/19, Łańcut 1918, s. 5.

[37] Tadeusz Spiss, Ze wspomnień…, s. 119.

[38] CPAHU, PKL, fond 211, opis 1, dzieło 284, k. 1, Wykaz komendantów powiatowych z 14 listopada 1918 r.

[39] Tadeusz Spiss, Ze wspomnień…, s. 122.

[40] CPAHU, PKL, fond 211, opis 1, dzieło 234, k. 5, Pismo komisarza likwidacyjnego w Łańcucie w sprawie straży bezpieczeństwa z 21 listopada 1918 r.

[41] Centralne Archiwum Wojskowe w Warszawie (dalej – CAW), AP 13934, Akta personalne Zygmunta Kazimierza Karasińskiego.

[42] Antoni Bereziewicz, Życie mieszkańców Leżajska w czasie I wojny światowej w latach 1914–1918, „Almanach Leżajski” 2009, nr 4, s. 54–55.

[43] Sprawozdanie Dyrekcyi c.k. Gimnazyum I w Rzeszowie za rok szkolny 1916, Rzeszów 1916, s. 47.

[44] Derżawnyj archiw Lwiwśkoji obłasti – Archiwum Państwowe Obwodu Lwowskiego (dalej – APOL), Kartoteka Związku Obrońców Lwowa (dalej – KZOL), fond 266, opis 1, dzieło 518, k. 15, Arkusz ewidencyjny i życiorys Bronisława Mroczkowskiego.

[45] Czesław Bogdalski, Pamiętnik kościoła i klasztoru oo. Bernardynów w Leżajsku, Kraków 1929, s. 155.

[46] Tadeusz Spiss, Ze wspomnień…, s. 116.

[47] APOL, KZOL, fond 266, opis 1, dzieło 518, k. 19, Arkusz ewidencyjny i życiorys Zygmunta Kazimierza Karasińskiego. Centralne Archiwum Wojskowe w Warszawie (dalej – CAW), AP 13934, Akta personalne Zygmunta Kazimierza Karasińskiego.

[48] Archiwum Państwowe w Przemyślu (dalej – APP), Akta miasta Leżajska (dalej – AmL), 56-135/31, Protokół z posiedzenia Rady Miejskiej w dniu 2 listopada 1918 r.

[49] W jej skład weszli: sekretarz miejski Ludwik Dziadecki, gwardian klasztoru oo. Bernardynów ks. Sergiusz Michna, adwokat dr Alojzy Szczepański, prezbiter leżajski ks. Antoni Tyczyński, zarządca Urzędu Podatkowego w Leżajsku Stanisław Wodziński oraz Władysław Zawilski.

[50] Alojzy Zielecki, Leżajsk w okresie zaborów…, s. 386.

[51] Tadeusz Spiss, Ze wspomnień…, s. 116.

[52] Szematyzm Królestwa Galicyi… na rok 1913, Lwów 1913, s. 37.

[53] Tadeusz Spiss, Ze wspomnień…, s. 116. Zob. także: Czesław Bogdalski, Pamiętnik…, s. 155–156.

[54] Antoni Bereziewicz, Życie mieszkańców…, s. 55.

[55] APP, AmL, 56-135/31, Protokół z posiedzenia Rady Miejskiej w dniu 6 listopada 1918 r.

[56] Alojzy Zielecki, Leżajsk w okresie zaborów…, s. 386.

[57] Ibidem, s. 387.

[58] W kwietniu 1919 r. w tej samej sprawie udała się do Warszawy delegacja w składzie: Stanisław Wodziński, dr Alojzy Jakub Szczepański i Leon Przybylski, która uzyskała pełne zrozumienie dla propozycji utworzenia powiatu leżajskiego, lecz ostateczną decyzję odroczono do czasu uregulowania spraw związanych z funkcjonowaniem administracji państwowej w kraju. Zob. szerzej: Józef Hampel, Życie ekonomicznospołeczne i stosunki polityczne w okresie II Rzeczypospolitej, w: Dzieje…, s. 403–427.

[59] APP, AmL, 56-135/31, Protokół z posiedzenia Rady Miejskiej w dniu 7 grudnia 1918 r. Zob. także: Antoni Bereziewicz, Życie mieszkańców…, s. 54.

[60] Alojzy Zielecki, Leżajsk w okresie zaborów…, s. 386.

[61] Tadeusz Spiss, Ze wspomnień…, s. 127.

[62] Ibidem.

[63] APOL, KZOL, fond 266, opis 1, dzieło 518, k. 15.

[64] Gimnazjum i Liceum w Leżajsku 1912–2002. Księga jubileuszowa, red. Zbigniew Andres, Leżajsk – Rzeszów 2002, s. 120.

[65] APOL, KZOL, fond 266, opis 1, dzieło 351, k. 19 oraz dzieło 518, k. 15.

[66] W baterii pełnili także służbę w różnym okresie m.in.: por. Stanisław Obertyński, por. Julian Petryczek, ppor. Nicefor Sowa, por. Tadeusz Stefczyk i por. Jan Szopiński.

[67] Zbigniew Andres mija się z prawdą, twierdząc, że ochotnicy gimnazjaliści walczyli w składzie I Brygady Piechoty polskich formacji wojskowych. Por. idem, Gimnazjum i Liceum w Leżajsku…, s. 120.

[68] Roman Lewicki, Zarys historji wojennej 1-go Pułku Artylerji Polowej Legjonów, Warszawa 1929, s. 17.

[69] Baterie 1 Pułku Artylerii Polowej brały udział w wypadach na Sołomkę, Dublany, Laszki, Grzybowice, Janów i Obroszyn. Zob. ibidem, s. 20.

[70] Lista strat Wojska Polskiego. Polegli i zmarli w wojnach 1918–1920, Warszawa 1924, poz. 21052, s. 466. W liście podano błędnie, że było to w 1920 r., a nie w 1919 r.

[71] Por. Gimnazjum i Liceum w Leżajsku…, s. 120. Zob. także: Lista strat Wojska Polskiego…

[72] APOL, KZOL, fond 266, opis 1, dzieło 351, k. 19–20.

Spotkanie ze Stanisławem Sochą

Spotkanie ze Stanisławem Sochą
Rodzinna fotografia, jak wiele podobnych w naszych albumach. Na pierwszy rzut oka zrobiona została w okresie międzywojennym. Na niej siedzą, patrząc w obiektyw aparatu rodzice wraz z pięciorgiem dzieci. Ludzie sfotografowani kilkadziesiąt lat temu to rodzina mojego rozmówcy, Stanisława Sochy, wieloletniego dyrektora Miejskiej Biblioteki Publicznej w Leżajsku i społecznika.

– Wołyń-polskie Kresy, wielokrotnie wspominane w ostatnich latach w kontekście stosunków polsko-ukraińskich i zbrodni okresu II wojny światowej. Czy to Pana rodzinne strony?
– Tak, tam się urodziłem 9 lutego 1936r. Na leżącej przed nami fotografii siedzą pośrodku moi rodzice: Krystyna i Franciszek a wokół nich moje siostry: Stanisława, Wiktoria, Weronika, Józefa i Jadwiga. Na tej fotografii też jestem, chociaż mnie nie widać. Byłem wtedy w brzuchu mojej mamy. Zdjęcie wykonano w drugiej połowie 1935r. w Wólce Chypskiej na Wołyniu. Nie są to jednak rodzinne strony mojego ojca, który pochodził z Piwody w powiecie jarosławskim, województwie lwowskim. W 1914r. w wieku 18 lat został powołany do armii austriackiej, w której szeregach walczył cztery lata. Po wielkiej wojnie Polska odzyskała niepodległość ale o granice państwa trzeba było walczyć. Mój ojciec uczestniczył w walkach z Ukraińcami o Galicję wschodnią a następnie w wojnie polsko-bolszewickiej.

– Na zdjęciu Pana ojciec ubrany jest w mundur. Czy to znaczy, że był zawodowym wojskowym?
– Nie, chociaż polska osada we wsi Wólka Chypska była zmilitaryzowana a osadnicy odbywali regularne ćwiczenia wojskowe, w tym na strzelnicy. Po demobilizacji w 1922r. ojciec skorzystał z propozycji wyjazdu na Kresy, gdzie dostał majątek o powierzchni 22 hektarów. Udał się tam wraz z grupą byłych żołnierzy oraz z żoną, Katarzyną z domu Duży z miejscowości Gniewczyna.

– 17 grudnia 1920r. Sejm Ustawodawczy uchwalił ustawy o przejęciu na własność państwa ziemi w niektórych powiatach RP oraz o nadaniu ziemi żołnierzom Wojska Polskiego. Jak wiemy osadnictwo wojskowe miało wzmocnić element polski na  Kresach i podjąć pracę nad ich gospodarczym i kulturalnym rozwojem. Rozumiem, że rodzice skorzystali z tych właśnie regulacji prawnych.

– Tak, oczywiście. Pani rozumie, że osadnikom było bardzo ciężko. Dla większości były to ziemie zupełnie obce a niejednokrotnie gospodarstwa zniszczone lub zaniedbane. Do trudów codziennego życia dołączyła się niechęć, a często i wrogość, że strony kresowej społeczności, szczególnie ukraińskiego chłopstwa, niektórych ziemian, a także aparatu administracyjnego. Miejscowi mieli uczucie krzywdy, gdyż nie dano im bezpańskiej ziemi. Pomimo uciążliwości starano się żyć normalnie, zakładano rodziny, rodziły się dzieci. Ludzie potrzebowali rozrywek, współtworzyli kulturę. Mój ojciec zaangażował się w życie społeczne, organizował uroczystości z okazji świąt narodowych. Po wybuchu II wojny światowej cała rodzina opuściła Wólkę Chypską w październiku 1939r. i udała się do Gniewczyny a następnie, w 1943r. do Maćkowic w okolicach Przemyśla. Ojciec pracował fizycznie w majątku Skibniewskich a mama zajmowała się domem. Już po zakończeniu wojny w ramach przeprowadzonej reformy rolnej dostaliśmy 5- hektarowe gospodarstwo. We wrześniu 1945r. banda UPA spaliła nasz dom, wówczas władze skierowały nas na ziemie odzyskane. Ojciec
raz jeszcze miał zagospodarowywać przyłączone do Polski ziemie, lecz po rozeznaniu sytuacji nie zdecydował się na wyjazd. Cały czas angażował się w życie społeczne; był aktywnym działaczem ludowym, starał się założyć szkołę rolniczą.

– W czasie wojny osiągnął Pan wiek szkolny. Jak przebiegała Pana edukacja?
– Szkołę podstawową ukończyłem w Przemyślu, podobnie jak zakończoną maturą w 1954r. szkołę średnią. Ze względu na zainteresowania historyczne zdecydowałem się podjąć studia na kierunku historyczno-filozoficznym na Uniwersytecie Jagiellońskim. Z powodu śmierci ojca i braku środków finansowych przerwałem studia i podjąłem pracę w Powiatowej Bibliotece Publicznej w Przemyślu. Po kilkunastu latach, gdy pracowałem na stanowisku kierownika działu instrukcyjno- metodycznego, zaproponowano mi pracę w Powiatowej i Miejskiej Bibliotece Publicznej w Leżajsku.

– Jak wspomina Pan pierwsze chwile w naszym mieście?
– Leżajsk był wówczas małym miasteczkiem, Biblioteka uległa spaleniu a ja miałem zająć się odbudową. Literatura i książka miała wówczas ogromny wpływ na kształtowanie świadomości człowieka. Zdecydowałem się więc zająć odbudową i osiedlić w Leżajsku. Trudne to były czasy, więc miałem wiele obaw, ale zwyciężyło poczucie wielkiej odpowiedzialności za upowszechnianie czytelnictwa wśród dzieci, młodzieży i dorosłych.

– Jakie cele postawił sobie Pan obejmując stanowisko dyrektora biblioteki?
– Pierwszym była odbudowa biblioteki po pożarze, który miał miejsce w grudniu 1970 r. Zdobycie materiałów i przeprowadzenie prac remontowo-budowlanych w tamtych czasach nie było łatwe. Dwa miesiące wahałem się czy przyjąć posadę i zaangażować się w to całe przedsięwzięcie, ale kiedy zaczęły przychodzić zamówione materiały i projekt był gotowy postanowiłem podpisać umowę o pracę. Osobiście zamawiałem to co było potrzebne, nadzorowałem rozładunek, organizowałem transport i magazynowanie materiałów. Ludzi trzeba było pilnować i dbać o harmonogram prac. Remont trwał do 1973 r. ale cały czas biblioteka funkcjonowała, chociaż w innym miejscu. Po przeniesieniu i zabezpieczeniu księgozbioru we wrześniu 1971 r. wznowiono wypożyczanie książek w ówczesnym budynku Merino na parterze.

– To na pewno było duże wyzwanie zawodowe, któremu Pan sprostał. Chciałabym jednak zapytać o życie prywatne. Jak Pan postrzegał ówczesny Leżajsk, jego mieszkańców, jak się Pan w nim odnalazł i zaklimatyzował?
– Miasto zrobiło na mnie pozytywne wrażenie, chociaż było dużo mniejsze od Przemyśla, z którego przyjechałem. Nie zapewniono mi mieszkania toteż pojawiły się podstawowe trudności bytowe. Wynajmowałem pokój u rodziny koleżanki z klasy do grudnia 1971 r. kiedy to zaproponowano mi pół wolnego domu przy ul. Podleśnej. W drugiej części budynku mieszkała babcia i ciocia mojej żony, Małgosi. Tutaj się poznaliśmy i tu mieszkamy od ponad 40 lat. Mamy pięcioro dzieci; trzech synów: Bernarda, Lecha i Macieja oraz dwie córki: Marię i Irenę. Jestem dumny z mojej rodziny, dzieci są opiekuńcze i empatyczne, wszystkie wykształcone i uzdolnione artystycznie (to po mamie).

– Wróćmy do spraw zawodowych. Funkcję dyrektora biblioteki sprawował Pan 20 lat, jaki miał Pan pomysł na funkcjonowanie placówki?
– Upowszechnianie czytelnictwa oraz działalność kulturalno- oświatowa stała się jednym z ważniejszych działań kulturalnych na terenie miasta, jakie realizowała biblioteka. W latach osiemdziesiątych na terenie miasta działały Miejska Biblioteka Publiczna i podległe jej trzy filie: Filia nr 1 na osiedlu Tysiąclecia, Filia nr 2 na osiedlu im. J Krasickiego i Filia nr 3 w Szpitalu Miejskim. Tą ostatnią założyłem z myślą o zaspokojeniu potrzeb czytelniczych pacjentów w szpitalu jak i personelu. Punkty biblioteczne istniały w zakładzie dziewiarskim Mewa, oraz w przedszkolach nr 2 i nr 4. Wiele było problemów z bazą lokalową, pomimo licznego zainteresowania czytelników. W skład kadry merytorycznej wchodzili: Władysława Długosz, Janina Kiełboń, Maria Płoszaj, Mieczysława Maruszak, Danuta Kędzierska, Marta Walawska, Marta Wirska, Elżbieta Bereziewicz, Mieczysława Wiatrowicz, Zofia Kijowska, Bogumiła Brudniak, Irena Rowińska, Alina Gut. Pracownicy administracji i obsługi to: Aleksandra Kościółek, Józefa Bałut, Czesław Kosciółek, Kazimiera Szeremeta.

– Jaką działalność, oprócz wypożyczania książek prowadziła biblioteka w latach 70. i 80.?
– Dzięki dużemu wsparciu finansowemu lata 70. były najlepszym okres w funkcjonowaniu placówki. Systematycznie powiększaliśmy księgozbiór, organizowaliśmy imprezy i uroczyste obchody rocznic oraz świąt. Systematycznie odbywały się spotkania z literatami, naukowcami z różnych dziedzin i specjalności. Odbyło się wówczas wiele sesji popularno-naukowych o tematyce historycznej i regionalnej, w których uczestniczyli m.in. Józef Depowski, Józef Półćwiartek, Kazimierz Kuźniar, Julian Słupek, Zbigniew Andres, Ryszard Górnisiewicz.
Spośród wielu literatów, chciałbym wymienić Romana Turka, Aleksandra Ścibor- Rylskiego, Zbigniewa Domino, Eugeniusza Paukszta. Ponadto biblioteka był inicjatorem i organizatorem
różnorodnych form promocji imprez kulturalno-światowych, spotkań autorskich i sesji popularnonaukowych.

– Współcześnie dużo uwagi poświęca się problemowi czytelnictwa wśród dzieci i młodzieży. Jedną z takich akcji jest np. „Cała Polska czyta dzieciom”. Jakie miejsce w działalności biblioteki przed kilkudziesięcioma laty zajmował młody czytelnik?
– Zawsze warto inwestować w młode pokolenie, które jak zwykło się mówić jest przyszłością Narodu. To jest prawda, niezależnie od czasów w jakich się żyje. Dlatego też Biblioteka współpracowała ze szkołami w zakresie realizacji programów nauczania oraz procesu wychowawczego. Efektem tych działań była duża frekwencja młodzieży biorącej udział w organizowanych przez placówkę konkursach, lekcjach bibliotecznych, wystawach itp. Z myślą o najmłodszych czytelnikach zorganizowaliśmy Oddział dla dzieci, który mieścił się początkowo na pierwszym piętrze budynku biblioteki a później przeniesiony został na parter. W pomieszczeniach oddziału zorganizowaliśmy we współpracy ze Związkiem Nauczycielstwa Polskiego naszą sztandarową imprezę-obchody roku Janusza Korczaka. Ponadto w latach 80. działał przy nasze placówce Kuratorski Ośrodek Pracy z młodzieżą zorganizowany przy pomocy i pod nadzorem Wydziału dla nieletnich sądu w Łańcucie.
Zajęcia z grupą kilkunastu dzieci z rodzin dysfunkcyjnych prowadzili zatrudnieni na zlecenie nauczyciele.

– Jaki jest Stanisław Socha?
Zawsze angażowałem się w to co robiłem. Podejmowałem wyzwania chętnie, ale odpowiedzialnie. Nie zawsze wszystko udawało się zrealizować zgadnie z wcześniejszym planem. Tutaj przypominają się obchody roku kopernikowskiego: miało być bardzo uroczyście i z rozmachem a było skromnie. Każde doświadczenie przyjmowałem jako naukę i starałem się wyciągać wnioski na przyszłość.

– Nie sposób nie zapytać o Pana zainteresowania i oczywiście o ulubione książki.
– Pierwszą moją książką był Robinson Crusoe przeczytany jeszcze w latach okupacji. Od zawsze interesuję się historią, szczególnie współczesną i II wojną światową i o tej tematyce
książki najchętniej czytam. Poza tym to każda dobra książka staje się moim przyjacielem.

– Dziękuję za rozmowę.

Autor wywiadu: Iwona Tofilska

Rudolf Jaszowski

Wspomnienie o Rudolfie Jaszowskim ps. „Lampart”

 

Częstym i pasjonującym tematem starszych mieszkańców miasta są opowiadania i wspomnienia o udziale Leżajszczan w zmaganiach wojennych na wielu polach bitew świata w których dawali dowody poświecenia, odwagi i bohaterstwa. Brali udział w powstaniach, na frontach I i II-giej Wojny Światowej, w działaniach ruchu oporu i oddziałów partyzanckich. Wśród ich uczestników byli nasi najbliżsi, koledzy, znajomi, którzy życiem i krwią płacili za wolność i niepodległość Ojczyzny.

Ofiara życia złożona Ojczyźnie przez Rudolfa Jaszowskiego zasługuje na szczególne wyróżnienie z racji okoliczności zdarzenia i jego bohaterstwa.

Dziś Jego imię nosi plac szkolny a okolicznościowa tablica na jednym ze stojących przy nim budynków jest dowodem wdzięczności i pamięci społeczeństwa.

Inż. Rudolf Jaszowski – por. „Lampart” dowódca leżajskiej placówki ZWZ-AK urodził się 12 kwietnia 1912 r. w szanowanej mieszczańskiej rodzinie Stanisława Jaszowskiego – technika pocztowego, zamieszkałego na ulicy Wałowej, która zadbała o staranne patriotyczne wychowanie swoich dzieci.

Jako dziecko, w tej atmosferze przeżywał odzyskanie niepodległości Polski i potem częściowo pracował wspomnieniami do tych wydarzeń szczególnie w czasie okupacji. Jako wzorowy uczeń zdaje egzamin dojrzałości w leżajskim gimnazjum co pozwala mu później ukończyć Akademię Górniczo-Hutniczą w Krakowie z tytułem inżyniera hutnika. W czasie służby wojskowej w Przemyślu i Modlinie kończy szkołę podchorążych. Wybuch wojny w 1939 r. zastaje go w Starachowicach gdzie rozpoczął swą pierwszą pracę zawodową. Zmobilizowany jako oficer bierze udział w kampanii wrześniowej, unika niewoli niemieckiej po rozbrojeniu się w ostatnich dniach września w okolicach Tomaszowa Lubelskiego szuka czasowego ochronienia u swojej siostry Heleny w Kikole na Pomorzu, która pracowała tam jako nauczycielka. Zastaje w Kikole już swojego brata Edmunda, absolwenta UJ. Wiosną 1940 r. wraz z siostrą Heleną i bratem Edmundem postanawiają powrócić w rodzinne strony. Podejmuje pracę jako robotnik leśny, potem jako urzędnik w leśnictwie. Pozwala mu to na kontakty z ludźmi, ułatwia działanie w ruchu oporu.

Działania wojenne powodują powrót do Leżajska wielu młodych i starszych kolegów, ludzi pełnych energii i chcących bezgranicznie angażować się do walki z okupantem. Wśród nich cała rodzina Jaszowkich: Rudolf ps. „Lampart”, Helena PS. „Sylwia” i Edmund ps. „Mucha”. Wśród swoich znajomych i kolegów w zorganizowanej placówce ZWZ-AK zostaje jej pierwszym Komendantem.

Miał swoje prywatne życie, mieszkał z żoną Anną i dwojgiem malutkich dzieci u Heleny Kuczek przy ulicy Wałowej, kilka kroków od rodzinnego domu. Tutaj rozegrał się pierwszy akt tragedii, który był początkiem końca życie i konspiracyjnej działalności.

Tak wspomina te chwile żona – Anna „wiedziałam, że Rudek związany był z ruchem oporu, nie znałam szczegółów, był wspaniałym mężem i ojcem. Byliśmy niespełna trzyletnim małżeństwem, młodszy syn Mieczysław w chwili aresztowania ojca miał zaledwie cztery miesiące. Gdy Rudek wychodził na noc lub gdy długo w nocy nie wracał, kiedy z ciekawości jako kobieta chciałam cokolwiek na ten temat powiedzieć lub dowiedzieć się, bardzo grzecznie ale stanowczo oświadczał mi „gdy mnie nie będzie w domu, nigdy nie posądzaj mnie o zdradę”. Wszelkie ostrzeżenia zbywał jedną odpowiedzią „Ojczyzna jest ważniejsza”. Pewnego razu idąc razem do Giedlarowej w rozmowie obiecał mi – „jak to się skończy to Ci dużo powiem”. Po Jego aresztowaniu byłam załamana psychicznie, zdawałam sobie sprawę, że sytuacja jest bardzo tragiczna ale nie przypuszczałam, że dramat Jego życia dokona się już za kilka dni. Długo ukrywano przede mną już pewną wiadomość o Jego śmierci, musiał przyjść czas, żeby zdecydowano się powiedzieć o tym co się stało”.

W noc poprzedzającą pacyfikację Leżajska w dniu 28 maja 1943 r. ktoś bardzo delikatnie zapukał do okna ich mieszkania. Pukanie obudziło oboje małżonków. Na pytanie żony „Radziu słyszysz” odpowiedział „słyszałem” lecz nadal pozostał w łóżku. Bardzo wcześnie rano, tuż po brzasku obudzeni zostali łomotem wypychanych z zamka drzwiami do ich mieszkania. W drzwiach zobaczyli stojących żandarmów i jarosławskich gestapowców Doppkego i Schmidta z pistoletami w rękach wołających po polsku i niemiecku „ręce do góry”. Równocześnie z sieni dobiegał krzyk bitej właścicielki Heleny Kuczek. Wydarty siłą z łóżka, w samej bieliźnie został wyprowadzony na podwórze. Po mieszkaniu biegali żandarmi przeprowadzając rewizję. Przed domem kilka żandarmów i gestapowców pod nadzorem Doppkego był bity bez przerwy kołkami po całym ciele, a szczególnie po głowie, nogach i krzyżach pytając stale gdzie jest broń i „gazetki”. Stał milczący i milczał prze 19 dni, tylko tyle pozostało mu życia w czasie tortur na jarosławskim gestapo. Kiedy przewracał się tracąc przytomność polewali Go wodą ze stojącej obok domu beczki, a gdy tej zabrakło wodą nabieraną ze studni. Kilka połamanych pałek na miejscu przesłuchania było dowodem zastosowanej formy. Chcieli w jakikolwiek sposób, za wszelką cenę złamać Go fizycznie i psychicznie. Po chwili wprowadzili Go do mieszkania, całego mokrego, strasznie zmarzniętego. Prosił o sucha bieliznę, nie pozwolili Mu się przebrać, z wielkim trudem zdołał ubrać ubranie dłońmi pokaleczonymi podkutymi butami oprawców. W domu i zabudowaniach kończyli przeprowadzanie rewizji, bardzo płakały Jego maleńkie dzieci. Z Żoną Anną i właścicielką domu Heleną Kuczek wyprowadzono Go z domu i poprowadzono w kierunku rodzinnego domu Jaszowskich. Na ulicy dołączono do nich Jego siostrę Helenę i brata Edmunda i w bardzo licznym konwoju ulicy Mickiewicza, a później do budynku sądu, gdzie zabierano wszystkich zatrzymanych w pacyfikacji. Obok domu Bauerów pod krzyżem misyjnym kazano im położyć się na ziemi, tutaj spodziewali się już końca swego życia. Część konwoju udała się po Antoniego Wojnara też członka organizacji.

Leżąc na chodniku koło siostry Heleny – Rudolf szeptem kilka razy mówił, że jest strasznie zbity, że tego nie przeżyje, że bardzo go bolą obite piersi, krzyże i głowa i jeśli nie wróci niech zaopiekuje się jego dziećmi. Kiedy zbliżali się do sądu, żona kilkakrotnie, o ile na to pozwalały sytuacje, pytała się „czy nie chce jej czegoś przekazać”. Mówił bardzo słabo i cicho, tuż przed wejściem na podwórze sądowe powiedział „daj znać na Wolę Zarczycką”. – Domyślała się, że chodzi powiadomienie kolegów z organizacji. Nie były to zwykłe rozmowy, były to zdawkowe słowa wypowiadane w bardzo ostrożny sposób bo konwojenci byli bardzo podejrzliwi i mocno pilnowali zatrzymanych, choć samo ujęcie „Lamparta” dostatecznie zadawalało gestapowców.

Doprowadzonych ustawili pod ścianą budynku Sądu z rękoma uniesionymi do góry i jako pierwszych przyprowadzonych zabrali Rudolfa i Helenę Jaszowskich wprost do celi więziennej, bez możliwości kontaktu z pozostałymi.

Wspomina Łucja Baran / Chrząszczyńska /: „wprowadzono mnie do celi, znajdowano się tam chyba osiem osób. Wśród nich był Rudolf Jaszowski, bardzo zmaltretowany, całą twarz miał liliową i wybite zęby, z powodu pobicia nie mógł stać o własnych siłach. Jego siostra Helena była też okropnie zbita i skopana, miała wybite zęby i twarz pełną sińców. Poznałam Antoniego Śliwińskiego także ze śladami pobicia może był wśród pozostałych Edmund, nie wszystkich znałam osobiście. Pod wieczór dwóch Esesmanów weszło do celi, skuto nas parami, mnie z Rudolfem Jaszowskim i jako pierwszych skierowano do wyjścia ze słowami „Das sind die besten” / to są ci najlepsi /. Wśród Niemców różnych formacji stojących z bronią na korytarzach i schodach wyszliśmy przed gmach sądu, stały przygotowane ciężarowe samochody. W ogrodzie Sądu pod płotem leżał zastrzelony mężczyzna. Nasza ciężarówka okryta była plandeką, do połowy wypełniona pijanymi oprawcami. Mnie wciśnięto na ławkę, a obok na podłodze posadzono Rudolfa w bardzo niewygodnej pozycji. W Jarosławiu, w więzieniu w sądzie rozstałam się ze wszystkimi współwięźniami. Po śledztwie przewieziono mnie do więzienia w Tarnowie i tam w celi spotkałam Helenę Jaszowską, pozostały u niej ślady pobicia na twarzy i wybite zęby. Wiedziała, że w Tarnowie jest już Antoni Śliwiński i prawdopodobnie brat Edmund. Pewnego dnia przy odbieraniu paczek zwróciłyśmy zbędną garderobę. O ile dobrze pamiętam Jaszowska zwróciła kurtkę w którą wszyłyśmy gryps, w najbliższych dniach spodziewaliśmy się transportu do Oświęcimia”.

„Kochana Haniu! Mogę nie wrócić, a chciałabym, abyś wiedziała szczegóły odnoszące się do Rudka. Wiesz, co było na miejscu, bo sam Ci opowiadał, jak bito go specjalnie w płuca, serce i nerki, aż do odbicia. W Jarosławiu trzymano go w ciemnicy . o szóstej (9 VI 1943r.) wzięto go na gestapo też do ciemnicy. Torturowano badając… bito znowu i kopano do utraty przytomności, wieszano na łańuchu za ręce, wyciągając stawy, aż pot ściekał kroplami z całego ciała. Wybito mu wszystkie zęby, wbijano mu nawet szpilki za paznokcie. Chciano nazwisk kolegów i przełożonych, ale oprócz jęków, rzężenia konającego nic do niego nie wydobyto. Wściekali się strasznie! Pastwił się na nim najwięcej Dopke i Schmidt ale biło go aż czterech, bo jeden zmęczyłby się bardzo… domagano się również broni i posądzono go o zabójstwo Trybki. Jednym słowem przeszedł Rudek całą drogę krzyżową i trzeba wielkiego hartu ducha, by milczeć, gdy oni tak sadystycznie torturują. Trudno uwierzyć, gdy się tego nie słyszy i nie widzi, a ja słyszałam, bo wtedy byłam też wzięta na gestapo. Był to ostatni dzień jego męczarni. 16 VI 1943r. rano już nie żył. Kazano dwom junakom zanieść ciało do samochodu i wywieziono, lecz gdzie – nie wiem. Z mego śledztwa mam pewność, że zdradził Mirek – podał nawet dzień, godzinę z minutami, kiedy był u nas, o czym rozmawialiśmy i o co go w tedy pytałam. Pokazywano mi jego fotografię i mówili, że organizacja go zabiła, ale ja w to nie wierzę. Zwiał albo oni go sami sprzątnęli, gdy był niepotrzebny… najbardziej bito Rudka, Śliwę (Śliwińskiego) i Mundka. Junakom, którzy wiedzą o Rudku zagrożono karą śmierci, gdy powiedzą…, a więc nie mówić byle komu. Mnie pytano o organizacje i broń – mówiłam, że nic nie wiem. Domagano się nazwisk tych, którzy do nas chodzili – mówiłam, że nie znam nikogo, bo 20 lat nie było mnie w Leżajsku. Pokazywano mi fotografię Makosika z Podklasztorzu – mówiłam, że znam tylko z ulicy. Na zapytanie, czy był u nas – odpowiedziałam, że tylko raz pytał o brata, ale wtedy brata w domu nie było. Pytali mnie o Wojnara, mówiłam, że znam go tylko z jajczarni. Pytano też o Markiewicza i Podgórskiego – mówiłam, że tylko czasem nosili jajka dla brata Mundka i nie czytali (prasy podziemnej).

Całe nieszczęście sprowadził Mirek. Nie wiem tylko czy wyśpiewał pod ich batami, czy po prostu z rozmysłem zdradził Rudka. Ale prędzej to drugi. Serce mnie strasznie boli, żal mi bardzo Rudka, ale cóż robić, z wolą Boga trzeba się zgodzić! Strasznie martwił się Rudek dziećmi i Tobą Haniu, prosił mnie, bym się zaopiekowała dziećmi. Oczywiście i bez jego prośby zrobię to gdy tylko przeżyję tę straszną wojnę. Prosił mnie, bym powiedziała Mundkowi, że robi go opiekunem swoich dzieci. 16-tego o 6-tej już nie żył. Zmarł w nocy. Nie mów jednak o tym byle komu, bo to tajemnica i to pod karą śmierci… mnie ukazał się w tę noc cały skrwawiony, a 2-go o 7-dmej rano widziałam go najwyraźniej na jawie, w czarnym płaszczu, zupełnie spokojnego. Jak wrócę szczęśliwe, opowiem Ci dokładnie wszystko – wierzę Haniu, że wychowasz dzieci na uczciwych ludzi i dobrych Polaków. Pamiętaj wykorzenić z nich złe skłonności, jak upór, złość itp., i od najmłodszych lat przyzwyczajać ich do pracy. Ojciec był bardzo zdolny, więc i z nich powinna być pociecha. Mów im często o Ojcu i zachowaj im jego podobiznę. To, co piszę o męczarniach ich Ojca, zachowaj im – dasz, gdy dorosną i zrozumieją bohaterska prace i śmierć ich Ojca…”

Dzięki zachowaniem grypsu znane są dalsze losy Rudolfa Jaszowskiego. Trzymany stale w pojedynkę w ciemnicy, na każdym przesłuchaniu bity do utraty przytomności, wieszany na łańcuchu za ręce i nogi, z powybijanymi zębami, połamanymi kośćmi, zmiażdżonymi dłońmi, odbitymi wnętrznościami – zmarł w straszliwych męczarniach 16 czerwca 1943 r. jako prawdziwy dowódca nie zdradzając tajemnic organizacji i towarzyszy walki.

Nie umieli i nie znaleźli sposobu na „Lamparta”, przyjęty pseudonim odpowiada cechom lamparta-pantery znanego z odwagi, zdecydowania i nieustępliwości.
Wiele lat po wyzwoleniu na ścianie jarosławskiego więzienia gestapo, dopóki czas nie zniszczył napisu dokonanego prawdopodobnie przez współwięźniów, świadków tortur, można było odczytać sentencję Jego życia wypisaną krwią „Rudolf Jaszowski to stalowy człowiek”.

W grupie więźniów zatrzymanych w pacyfikacji Leżajska i wywiezionych na gestapo do Jarosławia oprócz Rudolfa Jaszowskiego znaleźli się Jego siostra Helena i brat Edmund, Antoni Śliwiński, Maria Desowska, Antoni Lewicki, Stefan Sośnicki i Łucja Baranowa /Chrząszczyńska/. Antoni Lewicki przeżył Oświęcim, Łucja Baranowa po śledztwie w Jarosławiu i Tarnowie została zwolniona pozostali zginęli.

Z wywiezionymi do Jarosławia nawiązały kontakt rodziny, a oni niepewni swego losu musieli przeżyć tortury zadane wyrafinowanym sadyzmem. Może woleli już śmierć. Ze strzeżonych lochów gestapo nie docierały żadne wiadomości, w końcu były pierwsze grypsy. Zachowania się strażników przyjmujących paczki dla „Lamparta” można było wnioskować, że coś ukrywali. W pierwszych dniach lipca 1943 r. treść grypsu potwierdziła Jego śmierć. Długo jeszcze tę wiadomość ukrywali wtajemniczeni, aż przyszła chwila której całej prawdy dowiedziała się Jego żona.

Ocalał gryps więzienny, dokument wyjaśniający wszelkie wątpliwości i oskarżający, napisany na skrawkach białego Płotna prze siostrę Rudolfa – Helenę współtowarzyszkę niedoli, wszyty do rękawa kubraka-kurtki i przekazany tarnowskiego więzienia w sierpniu 1943 r. Oddając jak zwykle więźniom paczki żywnościowe Antonina Śliwińskiego odebrała brudną bieliznę, a wśród niej kurtkę. Wiedziała, że należy ją starannie przeszukać ponieważ był to jedyny sposób na przekazanie wiadomości. Przypuszczenia sprawdziły się, po odpruciu podszewki znaleziono poszukiwany gryps. Charakter pisma pozwalał na bezbłędne ustalenie autora, była nim Helena Jaszowka. Świadoma, że prawdy nikt się nie dowie, a zdrajca uniknie kary i rozpoznania, umożliwiła poznanie straszliwej prawdy.

Nie spełniono ostatniej woli testamentu „Lamparta”, wyznaczeniu opiekunowie nieletnich dzieci – rodzeństwo Helena i Edmund Jaszowscy nie mogli zaopiekować się pozostałymi sierotami, nie wrócili nigdy do domu, też zginęli.

Chciano znaleźć i kilka razy poszukiwano mogiłę „Lamparta” aby oddać cześć Jego prochom, aby w ostatnim śnie, po krótkim lecz utrudzonym życiu mógł spocząć między swoimi. Wszelkie poszukiwania nie dały rezultatów, starannie zatarto wszelkie ślady zbrodni, pozostałą tylko pamięć, a wszędzie gdzie bywał jest cząstka Jego życia.

Gryps więzienny Heleny Jaszowkiej napisany w więzieniu w Tarnowie do żony Rudolfa – Anny Jaszowkiej jest dzisiaj najdroższą pamiątką dla ocalałej z hitlerowskiego pogromu rodziny Jaszowkich. Jest zawsze przyczyną wspomnień, wzruszeń i dyskretnie ocierany łez. Pamięć ludzka zawodzi i czasem wydaje się, że te przeżyte tragicznie chwile to tylko zjawa w niespokojnym śnie.
Ekstradycji zdrajcy nie wszczęto co nie upoważnia do jakichkolwiek gestów przebaczenia. Zabliźnione czasem rany w sercach ofiar boleją przy różnych okazjach.

… W budynku sądu urzędowała „komisja” niemiecka z generałem na czele jako szefem akcji. Każdy z aresztowanych wychodził pojedynczo na salę z rękami uniesionymi w górę wymieniając swoje imię i nazwisko. W kącie Sali, obok pieca, znajdował się parawan wykonany z koca, za nim prawdopodobnie był ukryty znany w mieście syn właściciela miejscowej restauracji, człowiek wygodny, lubiący lekko żyć – nieopatrznie przyjęty do konspiracyjnej organizacji z myślą, że wyniesie do niej bogaty serwis informacyjny o wrogu, zaczerpnięty z podsłuchanych rozmów (znał język niemiecki) funkcjonariuszy niemieckich przybywających do restauracji prowadzonej w tym czasie przez jego matkę. Stało się jednak inaczej. On to zdradził swych towarzyszy i był głównym „autorem” owych tragicznych wydarzeń dnia 28 maja 1943 r.

Zza parawanu padały znaki które posłużyły „komisji” za informację przy dokonywanej klasyfikacji wprowadzanych o sala mieszkańców miasta. Tak więc po wymienieniu nazwiska każdy zatrzymanych otrzymał jeden z trzech kolejnych numerów i był odprowadzany rzez żandarma do odpowiedniej Sali. Tajemnica numerków została później rozszyfrowana : „jedynka” oznaczała wolność, „dwójka” obóz koncentracyjny, zaś „trójka” – śmierć. Ten ostatni numer otrzymało 28 osób, które potem, za parę godzin, zostały rozstrzelane. Skazańcy ginęli bohatersko z patriotycznymi okrzykami na ustach.

Antoni Tyczyński

Antoni Tyczyński (ur. 13 czerwca 1856 w Krzemienicy, zm. 15 kwietnia 1925 w Leżajsku) – polski duchowny rzymskokatolicki, dziekan łańcucki, wicedziekan leżajski, działacz społeczny, oświatowy i gospodarczy.

Szkołę powszechną ukończył w Łańcucie, gimnazjum w Rzeszowie, a Seminarium Duchowne w Przemyślu. Święcenia kapłańskie uzyskał w 1881 i pierwsze lata posługi kapłańskiej spędził w Rzeszowie.

W 1886 r. został skierowany do wsi Albigowa na probostwo. Zastał tutaj 1-klasową szkołę, która w 1887 r. umieścił w nowym budynku jako szkołę 2-klasową dla 108 uczniów, w 1904r. czyniąc ją 4-klasową dla 316 uczniów. W 1891r. założył Kółko Rolnicze zostając jego prezesem, ochronkę dla dzieci, które można było w niej pozostawić na okres np. wzmożonych prac polowych oraz Czytelnię Towarzystwa Wiedzy Rolniczej. W latach 1895-1897 wystawił we wsi nowy murowany kościół według projektu Sławomira Odrzywolskiego. W 1898 r. uruchomił Szkołę Koszykarską dla 10 uczniów. W 1899 dzięki pożyczce otrzymanej we Lwowie udało się powiększyć liczbę uczniów do 50 osób oraz wybudować dla szkoły nowy budynek. Wyroby koszykarskie były nagradzane złotymi medalami na wystawach w Łańcucie w 1904 r., na wystawie kościelnej w 1909 r. oraz na wystawie w Pradze w 1913r.. W 1900r. dzięki poparciu posła na Sejm Krajowy Bolesława Żardeckiego przeniósł do Albigowej utworzoną w 1898r. w Gorliczynie Szkołę Gospodyń Wiejskich, w której pod okiem zawodowej szwaczki funkcjonowała między innymi pracownia ludowych strojów kobiecych. W 1901r. powołał do życia Kasę Oszczędnościowo-Pożyczkową zorganizowaną na wzór Kas Stefczyka. W 1902r. na własny koszt wystawił budynek mleczarni wyposażony bezpłatnie w maszyny do przerobu mleka przez Galicyjskie Towarzystwo Gospodarcze. W 1904r. utworzył Spółkę Drenarską, nadepnie otworzył przytułek dla bezdomnych, a w 1911r. doprowadził do otwarcia sklepu Kółka Rolniczego. który nie tylko handlował produktami spożywczymi, ale również nasionami, maszynami, środkami do ochrony roślin, jak również stanowił rodzaj wiejskiego klubu, gdzie można było się spotkać i podyskutować. Otwarcie sklepu było jedna z ostatnich inicjatyw księdza Tyczyńskiego w Albigowej, w 1912r. został przeniesiony na stanowisko prepozyta do Leżajska.

W Leżajsku w 1916r. podjął się misji założenia ochronki wraz z placówką opiekuńczo-wychowawczą. Do poprowadzenia placówki wystarał się o siostry zakonne ze Zgromadzenia Sióstr Służebniczek NMP NP ze Starej Wsi. Dla sióstr i ich misji zapisał w swoim testamencie kamienicę wraz z ogrodem niestety z obciążoną hipoteką, której przed śmiercią nie zdążył oddłużyć. Został pochowany na cmentarzu w Leżajsku.

W 1927r. Szkole Powszechnej w Albigowej nadano imię księdza Antoniego Tyczyńskiego, przywrócone powtórnie w 1998r. , co połączono z odsłonięciem tablicy pamiątkowej. Tablica pamiątkowa znajduje się również przy wejściu głównym kościoła parafialnego w Albigowej, a na cmentarzu w Leżajsku w 2000r. nad grobem kapłana pojawił się nowy pomnik ufundowany wspólnymi siłami przez parafian Albigowej i Leżajska.

Bronisław Nowiński

Bronisław Nowiński – herbu Nowina, ur. w Leżajsku, zm. 8 lutego 1922 roku w Leżajsku. Burmistrz Leżajska, szlachcic w Tryńczy. Bronisław Nowiński urodził się w Leżajsku, był synem Franciszka Nowińskiego i Ludwiki Hubickiej. Ożeniony z Zofią Dolińską herbu Sas (córką Franciszka Sas Dolińskiego i Józefy Miśki z Mrowli), z tego małżeństwa w 1896 roku urodził się syn Marian Nowiński. W latach 1898-1900 był burmistrzem komisarycznym, a w latach 1900-1916 burmistrzem Leżajska. Był kuratorem szkoły koszykarskiej, która powstała w 1908 roku. W 1908 roku kupił od Kazimiery Banhidy (z Kellermanów) za 100 tys. koron folwark w Tryńczy wraz z częścią Gorzyc i Wólką Małkową. Za pieniądze uzyskane ze sprzedaży folwarku został zbudowany murowany kościół parafialny w Tryńczy. Zmarł 8 lutego 1922 roku w Leżajsku.

Joanna Danuta Dańczak

Agnieszka Korasadowicz
(PRAWNUCZKA J. D. DAŃCZAK)

Biogram Joanny Danuty Dańczak

Joanna Danuta Dańczak z domu Jarecka urodziła się 16 marca 1906 r. w Zwierniku w powiecie pilzneńskim, gdzie ukończyła czteroklasową szkołę powszechną, której kierownikiem był jej ojciec- Jan Jarecki. Dalszą edukację kontynuowała w Wiedniu u boku ojca, pracującego wtedy w placówce cenzury wojskowej. W roku 1925 ukończyła naukę w Państwowym Gimnazjum Żeńskim w Krakowie.

4 czerwca 1925 r. otrzymała świadectwo dojrzałości, równocześnie została słuchaczką jednorocznego Państwowego Kursu Nauczycielskiego w Krakowie, specjalizując się w nauczaniu języka polskiego. Ukończyła go otrzymaniem kwalifikacji pedagogicznej pierwszego stopnia dnia 26 czerwca 1926 roku.

W latach 1925 – 1927 podjęła studia historyczne w Wydziale Filozoficznym Uniwersytetu Jagiellońskiego. Wtedy poznała swojego przyszłego męża – Seweryna Dańczaka, studenta farmacji, przyszłego właściciela Apteki „Pod Gwiazdą” w Leżajsku, pochodzącego z „dynastii” aptekarzy sokołowskich. W latach 1927 – 1929 podjęła pracę w Szkole Powszechnej w Bobrownikach, należących do Okręgu Szkolnego w Tarnowskich Górach.

Po odbyciu wymaganej praktyki, 19 kwietnia 1929 roku, z powodzeniem zdała egzamin kwalifikacyjny drugiego stopnia.

Decyzją Wydziału Oświecenia Publicznego Śląskiego Urzędu Wojewódzkiego w Katowicach, dnia 10 października 1929 roku otrzymała tytuł Nauczycielki Publicznych Szkół Powszechnych.
15 sierpnia 1931 roku wyszła za mąż w Zawadzie koło Dębicy. Po krótkim pobycie w Rzeszowie młode małżeństwo przeniosło się do Leżajska, gdzie Seweryn Dańczak odkupił aptekę po byłym właścicielu Henryku Kijasie.

Rodzina Dańczaków prowadziła intensywne życie kulturalne. J. D. Dańczak wspólnie z mężem i gronem profesorów leżajskiego liceum założyła teatrzyk, będący kontynuacją ich młodzieńczych uniesień z czasów studenckich, kiedy to zauroczeni specyficzną atmosferą Krakowa, próbowali swoich sił na deskach scen teatrzyków studenckich, działających na Uniwersytecie Jagiellońskim. W repertuarze teatrzyku znalazły się sztuki Fredry, Bałuckiego czy Zapolskiej.

Wybuch wojny przerwał ustabilizowaną sielankę. Okres okupacji rodzina przeżywała w ciągłym napięciu i niepewności. Dom Dańczaków przylegał do gimnazjum. Władze niemieckie zajęły budynki gimnazjum na swoją siedzibę, niszcząc pomoce naukowe oraz znaczną część zbiorów bibliotecznych. Część tych zbiorów udało się zabezpieczyć przy współudziale Dańczaków i dyrektora szkoły Stanisława Gduli.

Mąż Joanny Danuty, Seweryn – właściciel apteki, podczas wojny działał w konspiracyjnej służbie zdrowia i jako zaprzysiężony farmaceuta udzielał pomocy medycznej oddziałom partyzanckim. Profesja aptekarza uratowała go od niechybnej śmierci w czasie pacyfikacji Leżajska w 1943 roku.

Euforia i entuzjazm wywołany wyzwoleniem Leżajska w lipcu 1944 roku zostały szybko zapomniane w atmosferze lęku i zastraszenia w nowej rzeczywistości politycznej. Zmiana szaty ustrojowej spowodowała również upaństwowienie apteki i zasadniczą zmianę statusu społecznego Seweryna, który z nobliwego właściciela Apteki ”Pod Gwiazdą” musiał się „przekwalifikować” w urzędnika państwowego, chociaż w środowisku Leżajskim cieszył się nadal niekwestionowanym szacunkiem. Twarda rzeczywistość pierwszych lat powojennych i powiększająca się rodzina zmusiła J. D. Dańczak do podjęcia pracy w Referacie Kultury Prezydium MRN, a następnie w Wydziale Kultury Prezydium PRN w Leżajsku.

W zakresie jej obowiązków była opieka nad amatorskim ruchem artystycznym, który w tym czasie znalazł się pod troskliwym mecenatem państwa ze względów politycznych i ideologicznych. Joanna Danuta obdarzona przez naturę dużą wrażliwością estetyczną i muzykalnością, w swoich poczynaniach przede wszystkim koncentrowała się na zakładaniu i prowadzeniu zespołów folklorystycznych. Pilnie uzupełniała swoją wiedzę choreograficzną i wokalną na licznych kursach i modnych wówczas Kurso-Konferencjach. Wyraźnie szykanowana i nie doceniana w swojej pracy, powróciła do szkoły.

Uczyła różnych przedmiotów w Szkole Podstawowej nr 2 w Leżajsku – języka polskiego, śpiewu i przede wszystkim zorganizowała zespół taneczny. Tymczasem postępująca, nieuleczalna choroba męża spowodowała zmianę statusu materialnego rodziny (w tym czasie z pięciorga dzieci jedne już studiowały, a następne przygotowywały się do podjęcia studiów). W tej sytuacji podjęła się prowadzenia kilku zespołów tańca ludowego na terenie Leżajska i Nowej Sarzyny. W 1963 roku została dyrektorem Ogniska Pracy Pozaszkolnej, koordynującego działalność całego amatorskiego ruchu artystycznego wszystkich szkół podstawowych w Leżajsku.

W latach 1957-1983 zorganizowała i prowadziła zespoły tańca ludowego w Liceum Ogólnokształcącym, a na zorganizowanych pod auspicjom Kuratorium Oświaty i Wychowania w Rzeszowie przeglądach i konfrontacjach jej zespoły zajmowały czołowe lokaty. O poziomie artystycznym prowadzonych przez nią zespołów najlepiej świadczy fakt, że corocznie uczestniczyła z nimi w Centralnych Dożynkach w Warszawie, które z racji rangi i udziału najlepszych w nich zespołów ludowych z całej Polski, stanowiły doskonałą okazję do konfrontacji umiejętności. Również na szczeblu lokalnym zaznaczała swoją obecność wysokimi lokatami prowadzonych zespołów. Do szczególnie spektakularnych sukcesów należy zaliczyć: udział jej zespołów w „Przeglądzie dorobku kulturalnego powiatu leżajskiego” w Wojewódzkim Domu Kultury w Rzeszowie w 1969 roku oraz w ramach „Artamy 78” i „Artamy 79”, czyli I i II Rzeszowskiego Przeglądu Dorobku Amatorskiego Twórczości Artystycznej. Z ogromnym sentymentem pracowała z zespołem tanecznym Spółdzielni Pracy „Jutrzenka” działającym przy klubie „Kaprys” w Leżajsku. Chórem tego zespołu dyrygował przez długie lata z ogromnym zaangażowaniem – Roman Chorzępa, osiągając z nim bardzo wysoki poziom artystyczny i znaczące sukcesy, uhonorowane licznymi nagrodami. Wśród solistek chóru obiecująco rozwijał się talent wokalny Anny Ewy Dańczak-Korasadowicz. Sprawami organizacyjnymi zespołu zajmowała się Natalia Białkowska, występująca również dość długo w zespole tanecznym. Swoistym ewenementem tego zespołu był fakt, iż przez jego szeregi przewinęły się przynajmniej dwa pokolenia. Zawarto kilka związków małżeńskich, m.in. państwo Mączkowie, Brzuzanowie, Kozyrowie, Żyznowscy. Tańczyły i śpiewały całe rodziny i rodzeństwa: Ancygierów, Białkowskich, Haryszów, Chorzępów, Czekierdów, Dańczaków, Gdulów, Grabarzy, Jeżowieckich, Kaczmarczyków, Kisielewiczów, Korczyńskich, Ledwożywów, Piędłów i Zagórskich. Z młodszego pokolenia bardzo udanie zapisali się w historii zespołu soliści: Dorota Korasadowcz-Rudyk, Ewa Kuźniar-Jucha, Alicja Górnisiewicz-Niżnik, Tomasz Górnisiewicz i Anna Wajda. Wszyscy oni stworzyli niepowtarzalny klimat wspólnej artystycznej rodziny, w której szukając szansy dla swojej „samorealizacji”, utrwalili te wartości kulturowe tak charakterystyczne i cenne dla naszego miasta i regionu.

J. D. Dańczak przeszła wszystkie szczeble zawodowego wtajemniczenia i swoją wiedzę przekazała wielu utalentowanym następcom. Szczególną radość stanowił dla niej fakt, że „sztafetę pokoleń” przejęła po niej córka Stanisława Dańczak-Górnisiewicz. Pomimo przejścia na emeryturę nie zerwała kontaktów ze szkołą, do 1983 roku prowadziła dalej zespoły taneczne w Liceum Ogólnokształcącym w Leżajsku. Wraz z kompozytorem i dyrygentem Tomaszem Czaplą, kierowała zespołem Tanecznym i Chórem w Technikum Rolniczym w Zarzeczu koło Przeworska. Szczególnie ważnym był dla niej rok 1972, kiedy to otrzymała za całokształt pracy kulturalno-oświatowej Krzyż Kawalerski i Odznakę Zasłużony dla Województwa Rzeszowskiego, rok 1976 przyniósł jej Złotą Odznakę Związku Nauczycielstwa Polskiego. W 1979 roku, 28 maja otrzymała najwyższy stopień specjalizacji instruktora tańca kategorii „S”.

Długa i przewlekła choroba wyłączyła ją z aktywnego życia artystycznego, któremu poświęciła cały swój talent i nieprzeciętną pasję życiową. Zmarła w roku 1989.

Józef Potocki

Józef Potocki herbu Pilawa (ur. 1735, zm. 14 grudnia 1802 w Wiedniu) –poseł, starosta leżajski, krajczy wielki koronny, asesor Kompanii Manufaktu Uprzywilejowanej w 1769 roku, komisarz z rycerstwa Komisji Skarbowej Koronnej w 1769 roku. Syn Stanisława, wojewody smoleńskiego i Heleny Zamoyskiej, mąż Anny Teresy Ossolińskiej, brat Wincentego, ojciec Jana, pisarza i podróżnika oraz Seweryna.

Otrzymał tytuł hrabiego od cesarzowej Marii Teresy. Właściciel dóbr majątkowych: Tarnopol, Wołoczyska, Jazłowiec (1777-1783) i Siedliszcza na Podolu oraz Krotoszyna.

W latach 1767–1780 krajczy koronny, następnie starosta Leżajska i rotmistrz chorągwi usarskiej.

Jako poseł z województwa podolskiego na sejm konowkacyjny 7 maja 1764 roku podpisał manifest, uznający odbywający się w obecności wojsk rosyjskich sejm za nielegalny. Był członkiem Komisji Menniczej i Komisji Skarbu Koronnego oraz jednym z przywódców konfederacji radomskiej. Na Sejmie Rozbiorowym 1773-1775 został wybrany przez króla Stanisława Augusta Poniatowskiego do Rady Nieustającej.

Za zasługi został odznaczony Orderem Orła Białego w 1769 roku. W 1766 r. został kawalerem Orderu Świętego Stanisława. W 1776 r. został kawalerem rosyjskiego orderu Św. Andrzeja Apostoła Pierwszego Powołania. W 1776 r. odznaczony rosyjskim Orderem św. Aleksandra Newskiego.

Są pewne przesłanki, że został pochowany w krypcie kościoła dominikanów w Tarnopolu.

Józef Zadzierski ps. „Wołyniak”, „Zawisza”

Józef Zadzierski ps. „Wołyniak”, „Zawisza” (ur. 5 września 1923 w Kostopolu, zm. w nocy z 28 na 29 grudnia 1946 w Szegdach) – żołnierz Samodzielnej Grupy Operacyjnej „Polesie”, członek NOW, żołnierz oddziału Jana Kamera „Bolesława” oraz oddziału OP-44NOW-AK por. Franciszka Przysiężniaka „Ojca Jana”, dowódca oddziału partyzanckiego NOW.

Lata 1923–1939

Urodził się 5 września 1923r. w Kostopolu jako syn Władysława i Stanisławy z d. Korczyc-Brochwicz; brat Edmund, siostry Maria i Alina.

Po ukończeniu szkoły powszechnej przez kilka miesięcy był uczniem lwowskiego Korpusu kadetów, skąd zabrał go ojciec, obawiając się wpływu piłsudczyków na syna. W 1938 r. zamieszkał wraz z rodzicami w Warszawie. Po wybuchu wojny uciekł z domu i walczył jako zwiadowca konny w szeregach Samodzielnej Grupy Operacyjnej „Polesie” dowodzonej przez gen. Franciszka Kleeberga. Po bitwie pod Kockiem dostał się do niewoli, jednak został zwolniony ze względu na młody wiek.

Lata 1939–1944

Od 1939r. działał w konspiracji narodowej. Na tajnych kompletach w Warszawie uzyskał maturę, po czym ukończył podziemną podchorążówkę w Dańkowie, będąc jednocześnie żołnierzem oddziału Jana Kamera „Bolesława” o pseudonimie „Zawisza”. Zagrożony dekonspiracją został przeniesiony do Okręgu Rzeszów NOW, gdzie od końca maja 1943 r. był członkiem oddziału OP-44 por. Franciszka Przysiężniaka „Ojca Jana”, w szeregach którego brał udział w potyczkach z Niemcami i Ukraińcami, m.in. 26 lipca w Bukowinie, 23 września pod Ujściem, 12 października pod Dąbrowicą. Po klęsce w starciu mającym miejsce 28 grudnia pod Grabą, w którym wyróżnił się odwagą, odszedł z oddziału „Ojca Jana” i w okolicach Leżajska zorganizował oddział dyspozycyjny Komendy Okręgu Rzeszów NOW (jego bliskim współpracownikiem był Michał Krupa).

Od stycznia 1944 r. przeprowadził szereg akcji zbrojnych. Zlikwidował m.in. posterunki policji ukraińskiej w Księżpolu, Obszy, Potoku Górnym. Współpracował z sowieckim zgrupowaniem partyzanckim płk. Piotra Werszyhory w czasie walk w rejonie Dąbrowicy, Ożanny, Kuryłówki i Cieplic oraz w trakcie próby zdobycia Krzeszowa. Dzięki rozbijaniu przez jego grupę niemieckich grup kontyngentowych ustały rekwizycje żywności we wsiach Zasania. Od kwietnia 1944 r. jego oddział walczył z grupami UPA. Oddział „Wołyniaka” tworzyło wtedy kilka osób przebywających na stałe z Zadzierskim, oraz kilka innych dołączających do nich w razie potrzeby. Podczas ofensywy Sowietów w lipcu 1944 r. przeprowadził (wskazał bród na rzece) przez San oddziały gen. Puchowa i umożliwił im opanowanie opuszczonego przez Niemców Leżajska bez żadnych walk i strat, za co został prawdopodobnie przez Sowietów odznaczony.

Lata 1944–1946

Pod koniec lipca 1944r. na rozkaz władz okręgowych NOW zorganizował w Leżajsku milicję i został jej komendantem. 23 września 1944 r. został aresztowany przez NKWD i osadzony w więzieniu na Zamku w Rzeszowie, skąd później został przeniesiony do obozu w Bakończycach. W końcu listopada 1944 r. uciekł z kilkoma towarzyszami z transportu żołnierzy Polskiego Państwa Podziemnego do obozu w Związku Radzieckim. Po powrocie w okolice Leżajska i Kuryłówki założył oddział, w skład którego weszli przeważnie partyzanci walczący wcześniej z Niemcami i Ukraińcami. Początkowo oddział, w międzyczasie podporządkowany rzeszowskiemu Okręgowi NOW, liczył kilkunastu partyzantów. Wiosną 1945 r. jego liczebność wzrosła do około stu żołnierzy, by w okresie szczytowym (maj 1945 r.) osiągnąć poziom około dwustu partyzantów. Toczył walki z władzą komunistyczną i ACz, chronił ludność Zasania przed atakami oddziałów UPA. We współpracy z innymi organizacjami podziemnymi likwidował w Leżajskiem i na Zasaniu przestępców oraz tajnych współpracowników milicji, UB i KBW.

W lutym 1945 r. jego oddział zamordował w Leżajsku napotkanych Żydów – 9 osób i Ukraińców – 78 osób.

Dzięki jego dowództwu oddziały NOW 19 marca 1945 r. rozgromiły ukraińsko-sowiecki atak na Kuryłówkę.

18 kwietnia 1945r., wykonując rozkaz władz okręgowych NOW, dokonał, wraz z innymi oddziałami partyzanckimi NOW, pacyfikacji ukraińskiej wsi Piskorowice, w trakcie której oddział Wołyniaka wymordował sto kilkadziesiąt osób narodowości ukraińskiej nocujących w miejscowej szkole. Wśród ofiar były także kobiety i dzieci. Zabijano też na terenie wsi oraz polach nad Sanem. Ukraińcy nie bronili się, bo na tym terenie nie działała UPA, a Piskorowice nie posiadały samoobrony. Pacyfikacja była odwetem za atak oddziałów UPA i SKW dowodzonych przez Iwana Szpontaka „Zalizniaka” na polską wieś Wiązownica. Franciszek Szarek „Lis”, dowódca jednego z oddziałów biorących udział w pacyfikacji Piskorowic, w meldunku z akcji określa ją jako: „akcję terrorystyczno-oczyszczającą”.

7 maja 1945 r. zgrupowanie oddziałów NOW (oddziały: „Wołyniaka”, „Radwana”, „Majki”, „Lisa” i placówka NOW z Kuryłówki) dowodzone przez Franciszka Przysiężniaka „Ojca Jana”, pokonały pod Kuryłówką ekspedycję NKWD, zabijając, według różnych źródeł, od 57 do 70 enkawudzistów. Przeprowadzał akcje na wsie ukraińskie, m.in. Dobrą, Wołczaste, Rudkę, podczas których mordował mieszkańców narodowości ukraińskiej tych wsi. W latach 1945–1946 partyzanci z jego oddziału rozbili i rozbroili szereg posterunków milicji, m.in. w Leżajsku, Polichnie, Potoku Górnym, Tarnogrodzie. Potykał się także z grupami operacyjnymi UB, KBW i WP.

19 stycznia 1946 r. „Wołyniak” wraz z 22 swoimi żołnierzami przeprowadził akcję na wieś Dobra. Zamordowali wówczas 33 mieszkańców wsi narodowości ukraińskiej. Ofiary były w wieku od 1 do 72 lat.

18 maja 1946r. „Wołyniak” namówiony przez mieszkańców Majdanu Sieniawskiego przeprowadził wraz z nimi akcję na wieś Dobcza, w czasie której rozstrzelano 18 Ukraińców mieszkańców wsi w wieku od 13 do 68 lat oraz spalono co najmniej czterdzieści zabudowań.

„Wołyniak” był człowiekiem impulsywnym i porywczym. Pewnego razu pobił sztachetą swojego przełożonego Ludwika Więcława „Śląskiego”, gdy dowiedział się, że „Śląski” na spotkaniu w Jarosławiu nazwał „Wołyniaka” watażką.

W nocy z 11 listopada na 12 listopada 1946r. w rejonie Tarnawca, podczas pacyfikacji Zasania przez oddziały KBW i wojska, został ranny w rękę, w którą wdała się gangrena. Nie widząc wyjścia z sytuacji, w nocy z 28 grudnia na 29 grudnia 1946r. w Szegdach popełnił samobójstwo, strzelając sobie lewą ręką w usta. Pochowany został konspiracyjnie na cmentarzu w Tarnawcu, czego dokonał jego żołnierz Michał Krupa ps. „Pułkownik” (obok grobu swojego ojca). Tam 24 czerwca 1997 r. odsłonięto, podczas uroczystości z udziałem jego siostry, Aliny Zadzierskiej-Glińskiej, oraz byłych podkomendnych i towarzyszy broni, pomnik nagrobkowy stanowiący dar amerykańskiego rzeźbiarza polskiego pochodzenia, Andrzeja Pityńskiego, syna żołnierza i sanitariuszki z oddziału „Wołyniaka”, Aleksandra i Stefanii Pityńskiej z domu Krupa oraz jednocześnie bratanek Michała Krupy.

Postać Aleksandra Pityńskiego został przestawiona jako jedna z pięciu (jako piąta od lewej) w monumentalnym pomniku Partyzanci w Bostonie, stworzonym w 1979r. przez Andrzeja Pityńskiego i odsłoniętego w 1983r. w Bostonie.

Krzysztof Szydłowiecki

Krzysztof Szydłowiecki (ur. 1467 w Szydłowcu, zm. 30 grudnia 1532 w Krakowie) – możnowładca, w latach 1507–1510 podskarbi nadworny koronny, od 1511r. podkanclerzy, od 1515r. kanclerz wielki; w 1515–1527 woj. krakowski, od 1509r. kasztelan sandomierski, od 1527r. krakowski, od 1515r. starosta generalny krakowski, starosta średzki, nowokorczyński, gostyniński, sochaczewski, łukowski i leżajski; hrabia na Szydłowcu. Urodził się w Szydłowcu jako syn Anny z Łabędziów i Stanisława. Jednak ojciec wysłał go w dzieciństwie na Wawel, gdzie wychowywał się jako towarzysz zabaw przyszłego króla Zygmunta Starego. Kierował polityką zagraniczną Polski za panowania króla Zygmunta Starego.

Był zwolennikiem bezwzględnego trzymania się obozu habsburskiego, jednocześnie nastawionym zdecydowanie antyturecko. W 1515r. wraz z biskupem Piotrem Tomickim wypracował ugodę z Habsburgami, zwieńczoną zjazdem trzech monarchów w Wiedniu w lipcu tego roku. Przeciwnik polityczny królowej Bony. Inicjator czteroletniego rozejmu z Albrechtem Hohenzollernem, podpisanego 5 kwietnia 1521 r. Był sygnatariuszem aktu traktatu krakowskiego w 1525 roku. W 1514 roku zakupił od biskupstwa lubuskiego za 10 000 florenów dobra ziemskie z miastem Opatów i Biskupicami. Pochowany został w Kolegiacie św. Marcina w Opatowie pod nagrobkiem pochodzącym z warsztatu Bartłomieja Berrecciego(współautorstwo nagrobka: Jan (Giovanni) Cini), ozdobionym Lamentem Opatowskim.

Ks. Czesław Broda

Ks. Czesław Broda (ur. 5 lutego 1885 w Słocinie, obecnie dzielnica Rzeszowa, zm. 12 grudnia 1940r. w KL Dachau) – Sługa Boży Kościoła katolickiego, polski ksiądz, męczennik, dziekan, administrator, proboszcz parafii w Leżajsku i wiceprezes Zarządu Okręgowego Stronnictwa Narodowego w Rzeszowie, kanonik honorowy kapituły katedralnej w Przemyślu (od 1927r.).

Kapłaństwo

Święcenia kapłańskie przyjął 24 czerwca 1909r. w Przemyślu. 15 grudnia 1911r. przybył do Woli Raniżowskiej (parafia Raniżów), jako stały katecheta i rozpoczął starania o budowę kościoła. Dzięki temu w 1913r. zbudowano cegielnię i w 1914r., a 26 lipca 1914r. położono kamień węgielny i rozpoczęto prace przy budowie kościoła.

Gdy wybuchła I wojny światowej wcielono go do wojska i budowa kościoła została przerwana.

W 1916r. ks. Czesław Broda zdemobilizowany jako inwalida, powrócił i podjął dalsze prace przy wznoszeniu nowego kościoła.

Przyczynił się do tego, że parafia Wola Raniżowska została erygowana 12 marca 1919r. pismem św. bpa Pelczara z dnia 28 lutego 1919r.. 13 czerwca 1921r. ks. Czesław przeniesiony został do Leżajska i od 1925r. został tam proboszczem. Od 1927r. został kanonikiem honorowym kapituły katedralnej w Przemyślu, a od 1929r. dziekanem dekanatu leżajskiego. Na przełomie lat 20. i 30. był wiceprezesem Zarządu Okręgowego Stronnictwa Narodowego w Rzeszowie. Jako dziekan leżajski ks. Czesław Broda dokonywał poświęceń nowych świątyń. Gdy przybył nowy proboszcz, do Białobrzegów koło Leżajska ks. Jan Latawiec, i wyposażył kościół w niezbędne urządzenia, dokonał poświęcenia tamtejszej świątyni. Był opiekunem wiernych w pobliskich parafiach m.in. w parafii Dębnie w latach 1935 -1940. Był katechetą i pedagogiem, który uczył nie tylko religii, ale jako wiceprezes ZO SN uczył też miłości do Ojczyzny.

Wiosną 1939r. wybrany został do Rady Miasta w Leżajsku.

Ostatnie miesiące życia

Kiedy rankiem 13 września 1939 do Leżajska wkroczyły oddziały niemieckiej 28 Dywizji Piechoty oraz 8 Dywizji Piechoty i rozpoczęto tworzenie struktur okupacyjnej władzy, ogłoszona została lista zakładników. Znalazł się na niej m.in. i ks. Czesław Broda.

Po pierwszym aresztowaniu wypuszczono go na krótko. Kolejna akcja okupanta miała miejsce w 23 lipca 1940 r. Gestapo aresztowało wtedy nie tylko ks. Czesława Brodę, ale i płk. Stanisława Eustachiewicza (1883–1948). Ks. Czesław Broda więziony był w Jarosławiu i Tarnowie, skąd po dwóch tygodniach został wywieziony do niemieckiego obozu koncentracyjnego Sachsenhausen (KL).

3 września 1940r. przewieziono go do Dachau (KL) i zarejestrowany został z numerem obozowym 18218. W czasie pobytu w obozie, do którego przewieziono wielu polskich księży, poddawany był okrutnym represjom ze strony hitlerowskich strażników. Nieludzkie traktowanie, bicie, głodzenie i niewolnicza praca sprawiły, że siły księdza się wyczerpały. Zmarł, jak zapisano w aktach, na ciężkie zapalenie płuc w wieku 55 lat.

Beatyfikacja

Ks. Czesław Broda zaliczony jest do drugiej grupy polskich męczenników z okresu II wojny światowej, których proces beatyfikacyjny rozpoczął się 17 września 2003 roku.

Zbigniew Franciszek Rynasiewicz

Zbigniew Franciszek Rynasiewicz (ur. 4 października 1963 w Grodzisku Dolnym) – polski polityk, samorządowiec, poseł na Sejm III, V, VI i VII kadencji, samorządowiec, w latach 2013–2015 sekretarz stanu w ministerstwach odpowiadających za infrastrukturę.

Życiorys

W 1987 ukończył studia na kierunku historia w Wyższej Szkole Pedagogicznej w Rzeszowie, a w 1992 studia podyplomowe w Studium Samorządu Terytorialnego i Rozwoju Regionalnego Uniwersytetu Warszawskiego.

W latach 1988–1990 pracował jako nauczyciel, następnie do 1997 sprawował funkcję wójta gminy Grodzisko Dolne. Sprawował mandat posła III kadencji z ramienia Akcji Wyborczej Solidarność z rekomendacji PSL-PL. Przewodził tej partii w województwie rzeszowskim. Następnie znalazł się w szeregach Ruchu Społecznego AWS i w 2001 bez powodzenia ubiegał się o reelekcję z listy AWSP. Od 2002 do 2005 był radnym i starostą powiatu leżajskiego. W 2004 wstąpił do Platformy Obywatelskiej i z jej ramienia startował w wyborach uzupełniających do Senatu w okręgu rzeszowskim, zajmując 4. miejsce spośród 12 kandydatów.

W 2005 z listy PO ponownie został posłem na Sejm V kadencji, wybranym w okręgu rzeszowskim. W trakcie V kadencji zasiadał w Komisji Rolnictwa i Rozwoju Wsi. W wyborach parlamentarnych w 2007 po raz trzeci uzyskał mandat poselski, otrzymując 28 690 głosów. W VI kadencji został przewodniczącym Komisji Infrastruktury. W 2010 stanął na czele struktur PO w województwie podkarpackim (ustąpił w 2015). W wyborach w 2011 z powodzeniem ubiegał się o reelekcję, dostał 27 510 głosów.

19 czerwca 2013 został powołany na stanowisko sekretarza stanu w Ministerstwie Transportu, Budownictwa i Gospodarki Morskiej. 15 listopada 2013 tymczasowo przejął obowiązki ministra transportu, budownictwa i gospodarki morskiej. 27 listopada 2013 przestał wykonywać te obowiązki w związku z likwidacją ministerstwa i powołaniem Elżbiety Bieńkowskiej na stanowisko ministra infrastruktury i rozwoju. 28 listopada 2013 został sekretarzem stanu w Ministerstwie Infrastruktury i Rozwoju i pełnomocnikiem rządu ds. zarządzania infrastrukturą drogową. Pełnił tę funkcję do 30 maja 2015. Dwa dni później wygasł jego mandat poselski, którego się zrzekł.

Działacz Ochotniczej Straży Pożarnej. W 2006 został honorowym obywatelem Leżajska.

Robert Zygmunt Grudzień

Robert Zygmunt Grudzień (ur. 20 marca 1964 w Radomiu) – artysta muzyk (organy, fortepian, klawesyn), kompozytor, dyrektor festiwali muzycznych, producent muzyczny i teatralny.

Naukę muzyki rozpoczął w Ognisku Muzycznym oraz w Państwowej Szkole Muzycznej im. Oskara Kolberga w Radomiu. Jest absolwentem Liceum Muzycznego w Lublinie, Akademii Muzycznej w Łodzi oraz Hochschule für Musik w Düsseldorfie. Studia uzupełniał w Czechach, Austrii i Francji. Jego profesorami byli m.in. Christoph Schoener, Kajetan Mochtak, Slawa Kowalinski, Mirosław Pietkiewicz, Werner Smigielski, Jadwiga Drobiecka, Zdzisław Jańczuk, Helena Stadnicka, Andrzej Nikodemowicz. Cieszy się popularnością jako koncertujący organista. Od kilku lat czynnie udziela się jako pianista i klawesynista.

Nazwisko artysty wielokrotnie pojawia się w programach koncertowych obok najwybitniejszych artystów różnych dziedzin i specjalności. Od roku 1986 występuje m.in.: z Teresą Żylis-Gara, Małgorzatą Walewską, Alicją Węgorzewską, Wiesławem Ochmanem, Markiem Torzewskim, Dariuszem Stachurą, Konstantym Andrzejem Kulką, Georgijem Agratiną, [Krzysztofem Kolbergerem, Anną Seniuk, Lindsay Davidson, Grażyną Barszczewską, Anna Romantowską, Haliną Łabonarską, Krzysztofem Globiszem, Zbigniewem Zamachowskim, Maciejem Zakościelnym, Jerzym Zelnikiem, Włodzimierzem Matuszakiem, Cezarym Żakiem, Jerzym Trelą i Olgierdem Łukaszewiczem. Współpracował także z Poznańskimi Słowikami, Chórem Polskiego Radia w Krakowie, Stefanem Stuligroszem, Krzysztofem Pendereckim, Henrykiem Mikołajem Góreckim, Jerzym Maksymiukiem i Krzysztofem Zanussim.

Koncerty

Koncertował na najbardziej prestiżowych festiwalach muzycznych w Polsce, w całej Europie oraz na wielu kontynentach. Instytucje kultury: Opera Wrocławska, Filharmonia Narodowa, Filharmonia Lubelska, Filharmonia Świętokrzyska, Filharmonia Bałtycka, Filharmonia Podkarpacka… Katedry: Warszawa, Oliwa, Frombork, Kamień Pomorski, Lublin, Radom, Leżajsk, Kraków, Poznań, Kielce, Wrocław, Trzebnica. Festiwale: Łańcut, Krynica-Zdrój, Leżajsk, Busko-Zdrój.

Nagrody i wyróżnienia:

Działalność artystyczna, organizacyjna i charytatywna przyniosły mu szereg nagród i wyróżnień m.in.:
• 1990 r. – nagroda Komitetu ds. Radia i Telewizji za twórczość radiową,
• 2001 r. – medal oraz nagroda kulturalna Prezydenta Miasta Lublin,
• 2001 r. – nagroda kulturalna Marszałka Województwa Lubelskiego,
• 2003 r. – medal Bene Merenti Civitas Radomiensis przyznany przez Prezydenta Miasta Radomia,
• 2006 r. – medal „Zasłużony dla Kultury Polskiej”, otrzymał od Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego Kazimierza Michała Ujazdowskiego,
• Od 13 listopada 2007 członek Honorowego Komitetu Rozwoju Centrum Onkologii Ziemi Lubelskiej im. św. Jana Z Dukli[1]
• 2008 r. – nagroda bp. Jana Chrapka „Mój Radom”…,
• 2010 r. – medal Towarzystwa Pomocy im. św. Brata Alberta,
• 2010 r. – nagroda Prezydenta Miasta Lublin
• 2010 r. – Dyplom Honorowy Przyjaciel Zespołu Szkół w Wolanowie,
• 2014 r. – Medal „Pro Patria”,
• 2016 r. – nagroda Prezydenta Miasta Lublin,
• honorowy obywatel: Leżajska (1997), Zelowa (2000), Jędrzejowa (2001), Stalowej Woli (2001), Stromca (2012), Lipska (2013),
• medal przyjaciel miasta Mielca (1998).

Działalność

Organizator festiwali muzycznych, organowych i akcji na rzecz zabytkowych organów w Polsce. Wykłada gościnnie w Szwajcarii oraz Niemczech. Juror konkursów muzycznych. Inicjator i producent oficjalnego koncertu z okazji wizyty Benedykta XVI w Polsce – 29 maja 2006 r. – Kalwaria Zebrzydowska prawykonanie koncertu na fortepian, orkiestrę symfoniczną i organy Slawy Kowalinskiego. Zainicjował festiwale: Radom-Orońsko, Leżajsk, Zelów, Kalwaria Zebrzydowska, Jedrzejów, Lublin. Pełni funkcję dyrektora Fundacji im. Mikołaja z Radomia. Od 13 listopada 2007 członek Honorowego Komitetu Rozwoju Centrum Onkologii Ziemi Lubelskiej im. św. Jana z Dukli. Członek Teatru Kuraciusza nadany przez Przedsiębiorstwo Uzdrowisko Ciechocinek S.A. W roku 2016 Robert Grudzień skomponował Oratorium „Bóg Ciebie ochrzcił, Bóg dał Ci siłę” w 1050 rocznicę chrztu Polski wykonywane od 17 kwietnia do 18 grudnia w 50 ośrodkach kulturalnych całej Polski. Od 2011 roku pracuje jako solista Filharmonii Lubelskiej. Członek zarządu Związku Zawodowego Pracowników Filharmonii Lubelskiej. W latach 2016-2018 Członek Zespołu Muzyki Dawnej Konfraternia Caper Lublinensis /organy, pozytyw/. Patron artystyczny Zespół Szkół Heureka Pabianice oraz Szkoły Muzycznej I Stopnia ZDZ Radom. Robert Grudzień od 14.10.2018 roku jest członkiem Związku Piłsudczyków Rzeczypospolitej Polskiej w stopniu kapitana. W roku 2018 zorganizował sto wydarzeń w ramach autorskiego projektu edukacyjno-kulturalnego „Zrozumieć Niepodległą” z okazji 100. rocznicy odzyskania przez Polskę Niepodległości 1918-2018. W roku 2019 organizuje ogólnopolski projekt autorski „Moniuszko i jego czasy” w 200. rocznicę urodzin Stanisława Moniuszki

Józef Burszta

Józef Burszta (ur. 17 kwietnia 1914 w Grodzisku Dolnym, zm. 6 lipca 1987 w Poznaniu) – polski etnograf (etnolog), socjolog i historyk.

Jego synem jest antropolog kulturowy Wojciech Burszta.

Do szkoły powszechnej uczęszczał w Grodzisku i Leżajsku. W 1934 roku uzyskał maturę w Gimnazjum im. Bolesława Chrobrego w Leżajsku, po czym został przyjęty na Wyższe Katolickie Studium Społeczne w Poznaniu, które ukończył w 1936 roku pracą dyplomową pt. „Przyczynki do urbanizacji robotników wielkopolskich. Kolejny kierunek studiów rozpoczynał w 1937 roku na Wydziale Socjologii Uniwersytetu Warszawskiego. Studia łączył z pracą w Państwowym Instytucie Kultury Wsi pod kierunkiem prof. Józefa Chałasińskiego. W czasie pracy w Instytucie napisał część szerszej pracy, opartej zarówno na materiałach socjologicznych, jak i historycznych – Rodzaje i kierunki odpływu ludności ze wsi i jego czynniki, a także uczestniczył w pracach przygotowawczych do wydania przez Chałasińskiego monumentalnego, 4-tomowego dzieła pt. Młode pokolenie chłopów (1938 r.). W roku 1939 wyjeżdżał na krótki staż naukowy do Danii, a także podejmował obowiązki sekretarza Redakcji „Przeglądu Socjologicznego”. Po wybuchu wojny w 1939 roku powrócił do rodzinnej wsi, gdzie uczestniczył w podziemnym ruchu ludowym, prowadził tajne nauczanie i przewodniczył Delegaturze Polskiego Komitetu Opiekuńczego w Grodzisku Dolnym, a oficjalnie pracował jako fotograf.

W 1945 roku razem z żoną i córką osiadł w Poznaniu. Tu kończył studia socjologiczne na Uniwersytecie Poznańskim, zakończone pracą magisterską pt. „Biedota wiejska w strukturze społecznej wsi”. Doktorat z socjologii uzyskał w lipcu 1947 roku u prof. Tadeusza Szczurkiewicza na podstawie pracy „Ruchliwość społeczna wsi małopolskiej”.. Po 1956 r. zatrudnił się w Katedrze Etnografii UAM. Profesorem zwyczajnym został w 1966 r. W latach 60. pełnił funkcję dziekana Wydziału Filozoficzno-Historycznego UAM, a następnie prorektora uczelni.

Działalność w ruchu ludowym

Burszta był aktywnym członkiem Ruchu Ludowego, należał do takich organizacji jak Polskie Stronnictwo Ludowe, później do Lewicy PSL i odrodzonego PSL. Od 1949 r. do ostatnich dni swego życia uczestniczył w działalności oświatowej, kulturalnej i wychowawczej Zjednoczonego Stronnictwa Ludowego. Przez wiele lat był m.in. przewodniczącym Rady Naukowej Zakładu Historii Ruchu Ludowego przy Naczelnym Komitecie ZSL, członkiem Rady Nadzorczej Ludowej Spółdzielni Wydawniczej oraz współpracownikiem instytutu naukowego w Poznaniu poświęconego badaniu działalności Wincentego Witosa.

Negatywnie nastawiony do działalności władz PRL-u na wsi, szczególne zagrożenie widział w roli Państwowych Gospodarstw Rolnych. W celu odbudowy tożsamości lokalnej postulował zbudowanie etosu opartego o własny region (wytworzenie Małych Ojczyzn).

Działalność naukowa

Punktem wyjścia prac naukowych Józefa Burszty była socjologia i zagadnienia społeczne wsi. Zainteresowania tą dziedzina przekształciły się w instytucjonalny związek z etnografią, w 1957 roku obejmował kierownictwo Katedry Etnografii Uniwersytetu im. Adama Mickiewicza. Kierował nią przez 22 lata (1957–1979).

Praca naukowa Józefa Burszty, oparta na badaniach terenowych i studiach źródłowych, dotyczyła wsi – w aspekcie etnograficznym, socjologicznym i historycznym. Wśród interesujących go zagadnień były: społeczna stratygrafia, historia gospodarcza wsi, procesy osadnicze i kształtowanie się krajobrazu osadniczego wsi, procesy migracyjne, zagadnienia edukacji. Zajmującym problemem było też historyczne kształtowanie się relacji między kulturą chłopską i polską kulturą narodową. Terenami badawczymi dla Burszty była Wielkopolska, Małopolska i tzw. Ziemie Odzyskane. Badacza interesowały nie tylko tradycyjne treści kultury chłopskiej, lecz i procesy przemian kulturowych zachodzących po 1945 r. Przeprowadził na ziemiach zachodnich i północnych Polski badania nad kulturową adaptacją osadników po II wojnie światowej.

Dorobek naukowy

Dorobek naukowy, który pozostawił po sobie Józef Burszta jest imponujący. Przede wszystkim problematyka, którą się zajmował w niektórych aspektach była daleko nowatorska. Nie tylko łączył warsztat etnografa i socjologa, ale także wskazywał na ważne procesy społeczne zachodzące na wsi. Jego badania nad problematyką wsi dotyczyły historii społecznej, gospodarczej, kulturalnej i technicznej. W ramach tego kierunku zainteresowań powstały studia historyczno-socjologiczne przedstawiające rolę karczmy w życiu wsi i społeczeństwa (Wieś i karczma, 1950; Społeczeństwo i karczma, 1951), omówienie wybranych zagadnień z historii wsi Polski południowej, takich jak ciężary feudalne związane ze spławem na Wiśle. Własność gromadzka, zmiany osadnicze wsi i emigracja ze wsi (Szkice z dziejów wsi, 1955), całościowe opracowanie procesu historycznego kształtowania się krajobrazu osadniczo-kulturowego wsi na ziemiach polskich (Od osady słowiańskiej do wsi współczesnej, 1958).

Cele i kierunki badań, które określił w wymienionej publikacji, realizował w swojej działalności badawczej. „Miłość” do kultury ludowej, w szczególności do folkloru, sprawiła, że podjął trud rozważań i teoretycznych sformułowań dotyczących wzajemnej relacji zachodzącej pomiędzy kulturą ludową a kulturą narodową. W roku 1974 ukazała się jego praca Kultura ludowa – kultura narodowa Szkice i rozprawy ukazująca ów problem w szerokiej perspektywie historycznej i porównawczej. W 1985 roku ukazała się ostatnia praca, która przedstawia „zarys historycznych związków kultury chłopskiej z narodową. Autor wykazuje w niej, jak istotne znaczenie w dziejach kultury polskiej miało przenikanie treści kultury ludowej do kultury narodowej, które dokonywało się przez wieki.

Profesor przykładał dużą wagę do upowszechniania wiedzy etnologicznej oraz do poszerzania i utrwalania znajomości kultury ludowej. Jego zainteresowania folklorem i folkloryzmem (termin ten wprowadził do słownika etnologicznego właśnie Burszta), przyczyniły się m.in. do powstania wielkiego, współczesnego ruchu folklorystycznego. Był jego wielkim propagatorem, chętnie służył radą i pomocą zespołom folklorystycznym jako konsultant. Zasiadał też w komisjach oceniających zespoły na festiwalach i przeglądach artystycznych.

Był przewodniczącym rady naukowej Ośrodka Badań Naukowych im. Wojciecha Kętrzyńskiego w Olsztynie[11].

Działalność dydaktyczna

Badacz ten był również znany jako znakomity dydaktyk i organizator życia naukowego, w roku 1961 objął stanowisko redaktora naczelnego monumentalnego przedsięwzięcia wydawniczego – Dzieł wszystkich Oskara Kolberga. Burszta nie ograniczał się tylko do prac edytorskich, ale znajomość spuścizny O. Kolberga spożytkował dla podjęcia studiów nad XIX-wiecznymi dziejami etnografii w Polsce i na Słowiańszczyźnie. Związany był również z Muzeum Narodowego Rolnictwa w Szreniawie.

W badaniach etnograficznych postulował metody socjologiczne, wprowadził rozróżnienie terminów folklor i folkloryzm, w polskiej kulturze rozróżniał 3 nurty: miejski, chłopski i szlachecko-feudalny. Burszta w Słowniku etnologicznym rozpatruje termin „folklor” jako „odrębną i samodzielną część kultury symbolicznej, powszechnie, prawie bezrefleksyjnie właściwą konkretnym środowiskom (wiejskim, miejskim, zawodowym, towarzyskim itp.), mniejszym lub większym grupom społecznym, aż do całego społeczeństwa włącznie. Natomiast „folkloryzm” według Burszty to „zjawisko z dziedziny kultury artystycznej, polegające na stosowaniu w szczególnych sytuacjach życiowych wybranych (bądź z dokumentacji, bądź wprost z życia) treści i form folkloru w postaci wtórnej, najczęściej wyuczonej i w sytuacjach zazwyczaj celowo zaaranżowanych”.

Burszta był cenionym organizatorem życia naukowego, wykładał na wielu uczelniach, i nawet kiedy już przeszedł na emeryturę (1984), nadal udzielał się naukowo, prowadząc wykłady i seminaria. Podczas swojej pracy naukowej wykształcił 148 magistrów etnografii oraz wypromował 36 doktorów. W 1978 roku, w Poznaniu została wydana Tradycja i przemiana. Studia nad dziejami i współczesną kulturą ludową. Księgę tę ofiarowali przyjaciele i uczniowie Józefowi Burszcie. Jej autorami jest szeroki krąg naukowców z wielu ośrodków naukowych w kraju i zagranicy. Była ona wyrazem uznania dla Burszty, jego dorobku naukowego, oraz podziękowaniem za przekazaną wiedzę.

W pozycji tej zawarta została bibliografia dorobku Józefa Burszty za lata 1938 do 1976, udostępniona poprzez druk. Opracowanie nie jest wyczerpujące i całościowe, jednak daje pobieżny obraz działalności naukowej Burszty.
Burszta zmarł w dniu 6 lipca 1987 roku. Śmierć zastała Bursztę w trakcie wykonywania przyjętych obowiązków: egzaminów magisterskich, zaawansowanych przewodów doktorskich, ogłoszonych kolokwiów habilitacyjnych, kontynuowanych prac naukowych i podjętych inicjatyw organizacyjnych. Niespełnienie planów i zamierzeń, tak obce naturze Burszty, ma jednak w związku z Jego życiem szczególny wymiar. Wskazuje na to, jak wielką wartością była dla Niego praca, bardzo często nie ta praca, która daje zadowolenie i pomaga w realizowaniu własnych ambicji, ale również ta, która jest szczególnie potrzebna, którą należy wykonać.

Jego prochy zostały złożone na cmentarzu junikowskim w Poznaniu, a jego nazwiskiem nazwano ulicę na poznańskim Świerczewie oraz salę wykładową w Collegium Historicum.

W 1979 r. został Honorowym Obywatelem Miasta Leżajska. W roku 2014 w setną rocznicę urodzin z inicjatywy Instytutu Etnologii i Antropologii Kulturowej UAM w Poznaniu uruchomiono Cyfrowe Archiwum im. Józefa Burszty, w którym prezentowane są m.in. fotografie jego autorstwa.

Józef Zych

Józef Zych (ur. 23 marca 1938 w Giedlarowej) – polski prawnik i polityk.

W latach 1989–2015 poseł na Sejm z ramienia Zjednoczonego Stronnictwa Ludowego i Polskiego Stronnictwa Ludowego (X, I, II, III, IV, V, VI i VII kadencji), w latach 1991–1995 i 2004–2005 wicemarszałek Sejmu I, II i IV kadencji, w latach 1995–1997 marszałek Sejmu II kadencji, od 2015 członek Trybunału Stanu.

Życiorys

Działał w harcerstwie. W 1961 został skazany na karę 8 miesięcy pozbawienia wolności za „niedopełnienie obowiązków służbowych” w czasie obozu harcerskiego koło Krosna Odrzańskiego.

Jest absolwentem Liceum im. Bolesława Chrobrego w Leżajsku (1956) i Wydziału Prawa Uniwersytetu im. Adama Mickiewicza w Poznaniu (1966), na którym uzyskał także stopień doktora nauk prawnych (1976). Podjął wykonywanie zawodu radcy prawnego. W latach 1983–1991 był prezesem Krajowej Rady Radców Prawnych.

W 1975 wstąpił do Zjednoczonego Stronnictwa Ludowego. W 1989 został wybrany na posła z ramienia tej partii. W latach 1988–1990 był członkiem Rady Ochrony Pamięci Walk i Męczeństwa. W listopadzie 1989 został przewodniczącym rady naczelnej powstałego z przekształcenia ZSL Polskiego Stronnictwa Ludowego „Odrodzenie”, które 5 maja 1990 współtworzyło jednolite Polskie Stronnictwo Ludowe. W trakcie X kadencji pełnił funkcję przewodniczącego Klubu Poselskiego PSL i przewodniczącego Komisji Sprawiedliwości. Od 1991 Józef Zych był posłem reprezentującym to ugrupowanie. W Sejmie I, a także II kadencji do 3 marca 1995 zajmował stanowisko wicemarszałka, następnie do końca tej kadencji pełnił funkcję marszałka. Od 2 lipca 2004 do końca IV kadencji ponownie był wicemarszałkiem Sejmu. W IV kadencji Sejmu zasiadał ponadto w Komisji Odpowiedzialności Konstytucyjnej, której był przewodniczącym. Od 19 października 2005 do 26 października 2005 wykonywał obowiązki marszałka seniora Sejmu RP V kadencji. W wyborach parlamentarnych w 2007 po raz siódmy uzyskał mandat poselski, otrzymując w okręgu lubuskim 18 631 głosów. W wyborach w 2011 po raz ósmy z rzędu został posłem z listy PSL. 27 października 2011 prezydent Bronisław Komorowski powierzył mu wykonywanie obowiązków Marszałka Seniora Sejmu VII kadencji.

Ordery i odznaczenia:
• Złoty Krzyż Zasługi (1983)
• Srebrny Krzyż Zasługi (1978)
• Odznaka za Zasługi dla Województwa Zielonogórskiego
• Złota Odznaka Związku Patriotów Polskich
• Odznaka Zasłużonego dla Kółek Rolniczych
• Wielki Oficer francuskiej Legii Honorowej
• Krzyż Wielki Orderu Zasługi Republiki Federalnej Niemiec

Nagrody i wyróżnienia

Honorowy obywatel Leżajska i województwa lubuskiego.

Jan Burek

Jan Burek (ur. 4 października 1951 w Wierzawicach) – polski samorządowiec, wykładowca akademicki, od 2002 do 2010 członek zarządu województwa podkarpackiego, od 2013 do 2014 wicemarszałek. Ukończył studia w 1976 na Politechnice Krakowskiej, następnie przez dwa lata pracował jako asystent w Akademii Górniczo-Hutniczej. Uzyskiwał następnie stopnie doktora i doktora habilitowanego. Objął stanowisko profesora Politechniki Rzeszowskiej, kieruje Katedrą Technik Wytwarzania i Automatyzacji na Wydziale Budowy Maszyn i Lotnictwa tej uczelni (pracuje w tej katedrze od 1978). Opublikował kilkadziesiąt prac naukowych, w tym pięć podręczników akademickich. Jest autorem kilkunastu patentów z zakresu m.in. zarządzania produkcją.

Od 1990 zasiadał w rzeszowskiej radzie miasta. W 1998 i 2002 r. z ramienia Polskiego Stronnictwa Ludowego uzyskiwał mandat radnego sejmiku podkarpackiego. W II kadencji objął także stanowisko członka zarządu województwa. W 2006 przeszedł do PSL „Piast”. W tym samym roku z listy Prawa i Sprawiedliwości (jako kandydat „Piasta”) po raz trzeci został radnym sejmiku, utrzymał też stanowisko w nowo powołanym zarządzie województwa. W 2010 uzyskał reelekcję w wyborach wojewódzkich, tym razem z ramienia Platformy Obywatelskiej. 27 maja 2013r. wbrew stanowisku PO poparł kandydata PiS na marszałka województwa, obejmując w nowym zarządzie funkcję wicemarszałka. Przystąpił następnie do PiS i klubu radnych tej partii. Niespełna rok później został zawieszony w prawach członka partii. 26 maja 2014r. został odwołany z funkcji wicemarszałka województwa. Kilka tygodni później został usunięty z klubu PiS w sejmiku. W kolejnych wyborach w tym samym roku bez powodzenia kandydował z listy lokalnego komitetu do rady powiatu leżajskiego. W 2018 r. został natomiast kandydatem PSL na radnego województwa. W 2006 został honorowym obywatelem Leżajska.

Ignacy Dec

Ignacy Dec (ur. 27 lipca 1944 w Hucisku) – polski duchowny rzymskokatolicki, profesor nauk teologicznych, rektor Metropolitalnego Wyższego Seminarium Duchownego we Wrocławiu w latach 1988–1995, rektor Papieskiego Wydziału Teologicznego we Wrocławiu w latach 1992–2004, biskup diecezjalny świdnicki od 2004.

Młodość i wykształcenie

Urodził się 27 lipca 1944 w Hucisku. Pochodzi z rodziny liczącej ośmioro dzieci, dwie jego siostry wstąpiły do Zgromadzenia Sióstr Franciszkanek Rodziny Maryi (prowincja warszawska). W latach 1958–1962 kształcił się w Liceum Ogólnokształcącym im. Bolesława Chrobrego w Leżajsku, po czym zdał egzamin dojrzałości. W latach 1962–1969 studiował w Arcybiskupim Wyższym Seminarium Duchownym i na Papieskim Fakultecie Teologicznym we Wrocławiu. W trakcie studiów, w latach 1963–1965, odbył zasadniczą służbę wojskową w 7 Kołobrzeskim Pułku Piechoty Zmechanizowanej w Lublinie. Święceń prezbiteratu udzielił mu 21 czerwca 1969 w archikatedrze wrocławskiej arcybiskup Bolesław Kominek.

W 1971 na Papieskim Fakultecie Teologicznym we Wrocławiu uzyskał magisterium i licencjat z teologii. W latach 1970–1976 odbył studia specjalistyczne w zakresie filozofii teoretycznej na Wydziale Filozofii Chrześcijańskiej Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego. W 1973 uzyskał magisterium z filozofii chrześcijańskiej, zaś w 1976 doktorat z filozofii na podstawie dysertacji Tomaszowa a Marcelowa teoria człowieka. W latach 1973–1976 odbył również studia specjalistyczne w zakresie teologii fundamentalnej na Wydziale Teologicznym Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego. W 1975 uzyskał magisterium z teologii fundamentalnej na podstawie pracy Komunia „ja” – „ty” w ujęciu Gabriela Marcela. W latach 1979–1980 przebywał na stypendium naukowym w Instytucie Filozofii Katolickiego Uniwersytecie w Lowanium oraz na Fakultecie Teologicznym w Paderborn. W 1991 na podstawie dorobku naukowego i rozprawy Transcendencja bytu ludzkiego w ujęciu twórców Szkoły Lubelskiej uzyskał na Wydziale Filozofii Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego stopień doktora habilitowanego. W 1999 uzyskał tytuł naukowy profesora nauk teologicznych.

W latach 1984–1987 był członkiem-sekretarzem VI Przygotowawczej Komisji II Polskiego Synodu Plenarnego. Natomiast w latach 1985–1991 przewodniczył Komisji Kształcenia Teologicznego Synodu Archidiecezji Wrocławskiej. W Episkopacie Polskim w latach 1989–1996 był członkiem Komisji ds. Seminariów Duchownych, a w latach 1995–1996 członkiem Komisji ds. Nauki Katolickiej. Po reorganizacji tejże komisji w 1996 został konsultorem Rady Naukowej.

Działalność naukowo-dydaktyczna

W 1976 rozpoczął prowadzenie zajęć naukowo-dydaktycznych na Papieskim Fakultecie Teologicznym oraz w Metropolitalnym Wyższym Seminarium Duchownym we Wrocławiu. W 1976 został adiunktem przy Katedrze Antropologii Filozoficznej na Papieskim Fakultecie Teologicznym we Wrocławiu. W 1991 mianowano go docentem, a w 1993 profesorem nadzwyczajnym, zaś w 2001 objął stanowisko profesora zwyczajnego tej uczelni. Został kierownikiem Katedry Antropologii Filozoficznej i Etyki oraz dyrektorem Instytutu Filozofii Chrześcijańskiej. W latach 1992–2004 sprawował urząd rektora Papieskiego Wydziału Teologicznego we Wrocławiu. W Metropolitalnym Wyższym Seminarium Duchownym we Wrocławiu w latach 1982–1984 pracował jako prefekt. Następnie w latach 1984–1988 był jego wicerektorem, a w latach 1988–1995 pełnił funkcję rektora tego seminarium.

W latach 1992–2004 był członkiem Kolegium Rektorów Uczelni Wrocławia i Opola. W 1993 został członkiem Wrocławskiej Rady Nauki. Został także członkiem Wrocławskiego Towarzystwa Teologicznego przy Papieskim Fakultecie Teologicznym we Wrocławiu, a w latach 1992–2004 pełnił obowiązki jego prezesa. W 2001 objął członkostwo we Wrocławskim Towarzystwie Naukowym. W latach 2003–2006 należał do Komitetu Nauk Teologicznych Polskiej Akademii Nauk.

Założył i objął funkcję redaktora naczelnego półrocznika „Wrocławski Przegląd Teologiczny” i rocznika „Biuletyn Papieskiego Fakultetu Teologicznego we Wrocławiu”. W 1993 ustanowił miesięcznik „Vox nostra”, czasopismo alumnów Metropolitalnego Wyższego Seminarium Duchownego, a w 1996 kwartalnik Papieskiego Wydziału Teologicznego we Wrocławiu „Nasz Fakultet”. Należał do kolegium redakcyjnego rocznika „Colloqium Salutis – Wrocławskie Studia Teologiczne”. W latach 1992–2005 był redaktorem serii wydawniczej „Rozprawy naukowe”, wydawanej przez Papieski Wydział Teologiczny we Wrocławiu, oraz serii „Sympozja i sesje naukowe”.

W pracy naukowej zajmuje się filozofią chrześcijańską (tomizm, egzystencjalizm chrześcijański), antropologią filozoficzną i historią filozofii nowożytnej.

Biskup

24 lutego 2004 papież Jan Paweł II mianował go biskupem diecezjalnym nowo powołanej diecezji świdnickiej..

25 marca 2004 otrzymał święcenia biskupie i odbył ingres do katedry świdnickiej. Głównym konsekratorem był kardynał Henryk Gulbinowicz, arcybiskup metropolita wrocławski, któremu asystowali Tadeusz Rybak, biskup diecezjalny legnicki, i Józef Pazdur, emerytowany biskup pomocniczy wrocławski. Jako dewizę biskupią przyjął słowa „Misericordia et veritas” (Miłosierdzie i prawda). Jako pierwszy biskup świdnicki zorganizował struktury instytucji diecezjalnych. W 2004 utworzył kurię biskupią, seminarium duchowne, radę kapłańską, radę duszpasterską, radę konsultorów, diecezjalną Caritas, Akcję Katolicką, Katolickie Stowarzyszenie Młodzieży i Stowarzyszenie Rodzin Katolickich. W 2004 utworzył radę ekonomiczną, kapitułę katedralną i dom księży emerytów. W 2008 ustanowił archiwum diecezjalne i muzeum diecezjalne, w 2009 diecezjalne studium życia rodzinnego, a w 2010 kapitułę kolegiacką. W 2005 przygotował i przeprowadził I Diecezjalny Kongres Eucharystyczny. Przyczynił się do uzyskania tytułu bazyliki mniejszej dla kościoła Nawiedzenia Najświętszej Marii Panny w Bardzie.

W ramach Konferencji Episkopatu Polski w 2006 został członkiem Rady Naukowej i Komisji Duchowieństwa, a w 2013 przewodniczącym Rady ds. Apostolstwa Świeckich. W 2008 konsekrował biskupa pomocniczego świdnickiego Adama Bałabucha, a w 2006 był współkonsekratorem podczas sakry biskupa pomocniczego wrocławskiego Andrzeja Siemieniewskiego.

Odznaczenia, tytuły, wyróżnienia

Nadano mu tytuł honorowego obywatela: Leżajska (2005), Polanicy-Zdroju (2006), Dzierżoniowa (2008), Świdnicy (2009), Wałbrzycha (2009), Barda (2010), Kłodzka (2010)[ i Bystrzycy Kłodzkiej (2013)

W 2007 za szczególne zasługi dla oświaty i wychowania został wyróżniony Medalem Komisji Edukacji Narodowej. W 2004 za integrację środowiska naukowego we Wrocławiu otrzymał Nagrodę Kolegium Rektorów Uczelni Wrocławia i Opola.

W 2013 został przyjęty do konfraterni paulinów.

Franciszek Kotula

Franciszek Kotula (ur. 26 marca 1900 w Głogowie Małopolskim, zm. 26 kwietnia 1983 w Rzeszowie) – polski etnograf, historyk, folklorysta i muzealnik.

Autor prac monograficznych o kulturze Lasowiaków, Rzeszowiaków, Pogórzanin z regionów Polski południowo-wschodniej. Po zakończeniu drugiej wojny był współorganizatorem Muzeum Ziemi Rzeszowskiej oraz Muzeum Budownictwa Ludowego w Sanoku. W 1979 r. został Honorowym Obywatelem Miasta Leżajska.

Od roku 1995 przyznawane są nagrody im. Franciszka Kotuli dla twórców ludowych, animatorów kultury oraz placówek popularyzujących folklor, organizatorem tego przedsięwzięcia jest Muzeum Etnograficzne im. Franciszka Kotuli w Rzeszowie, którym kieruje dr Krzysztof Ruszel.

Ludwik Sawicki

Ludwik Sawicki (ur. 20 sierpnia 1893r. w Leżajsku, zm. 30 października 1983r.) – podpułkownik artylerii Woj synem Antoniego i Heleny z Czyżewiczów. Miał dwie siostry Marię i Katarzynę. W Leżajsku ukończył Szkołę Ludową (podstawową). W latach 1904–1912 był uczniem Cesarskiego i Królewskiego Gimnazjum Wyższego w Jarosławiu. Po zakończeniu gimnazjum podjął studia prawnicze na Uniwersytecie Lwowskim. Po wybuchu I wojny światowej został skierowany do szkoły oficerskiej, a po jej ukończeniu został wcielony do armii austriackiej. Walczył na froncie rosyjskim, a następnie włoskim, gdzie dostał się do niewoli. Po zwolnieniu z niewoli udał się do Francji, gdzie wstąpił do Błękitnej Armii generała Józefa Hallera. Wraz z tą armią w maju 1919r. wrócił do Polski. Jako porucznik w składzie 12 pułku artylerii polowejwziął udział w wojnie polsko-bolszewickiej. Za męstwo został odznaczony Krzyżem Walecznych. W 12 pap służył do 1927 roku. W 1932 roku pełnił służbę w 21 pułku artylerii lekkiej w Białej. 11 kwietnia 1933 roku został przeniesiony do 9 pułku artylerii lekkiej w Białej Podlaskiej na stanowisko dowódcy III dywizjonu, detaszowanego w Berezie Kartuskiej. 27 czerwca 1935 roku został mianowany podpułkownikiem ze starszeństwem z dniem 1 stycznia 1935 roku i 7. lokatą w korpusie oficerów artylerii. Z dniem 15 sierpnia 1935 roku został przeniesiony do 20 pułku artylerii lekkiej w Prużanie na stanowisko zastępcy dowódcy pułku. 16 lutego 1938 roku objął dowództwo 7 dywizjonu artylerii konnej. Ppłk Ludwik Sawicki dowodził 7 dak w trakcie kampanii wrześniowej 1939 roku. Ranny w szyję 1 września, doprowadził dywizjon przez bitwę nad Bzurą, Puszczę Kampinoską przy stracie zaledwie jednej armaty i jaszcza, 20 września 1939 roku do Warszawy (ze wspomnień gen. bryg. Romana Abrahama: Od pierwszych dni wojny w dowódcy 7 dywizjonu artylerii konnej i świetnie zgranym zespole tego oddziału miałem najsilniejsza podporę i gwaranta powodzenia w boju. Pełne wzajemne zrozumienie, pasja jak najszybszego starcia z nieprzyjacielem i otwarcie ognia bez względu na warunki były cechą wszystkich żołnierzy dywizjonu. Należą im się słowa gorącego uznania za Walewice, Psary – Polesie, Brochów i Zamość, za umiejętność scentralizowanego działania dywizjonu, za żywienie ognia; nigdy nie zabrakło nam amunicji). 29 września 1939 roku wraz z obrońcami stolicy dostał się do niewoli niemieckiej. Za udział w kampanii wrześniowej ppłk Ludwik Sawicki został odznaczony Krzyżem Virtuti Militari V klasy. W latach 1939–1945 przebywał w Oflagu Murnau. Po wyzwoleniu w kwietniu 1945 wstąpił do PSZ na Zachodzie. 18 maja 1946r. został dowódcą 16 pułku artylerii lekkiej. Pułkiem tym dowodził do 1947 roku, kiedy to wrócił do Polski. Jako byłego oficera II Rzeczypospolitej spotkały go szykany ze strony ówczesnych władz. Nie mógł znaleźć pracy, którą wreszcie znalazł w tartaku w Leżajsku. W tartaku tym pracował do emerytury w 1959 roku. Świadczenia kombatanckie otrzymał dopiero w 1977 roku. Będąc na emeryturze, włączył się w prace społeczne miasta Leżajska, był członkiem Prezydium Miejskiej Rady Narodowej oraz przewodniczącym Komisji Kontroli Społecznej. Działał aktywnie, propagując sport, z jego inicjatywy powstał klub sportowy „Pogoń Leżajsk”, którego został pierwszym prezesem. Ludwik Sadowski w 1929 roku zawarł związek małżeński z Wandą Bieniaszewską, z którą miał córkę Alinę (ur. 1931).

Ordery i odznaczenia
Krzyż Srebrny Orderu Virtuti Militari
Krzyż Oficerski Orderu Odrodzenia Polski
Krzyż Kawalerski Orderu Odrodzenia Polski
Krzyż Walecznych – czterokrotnie
Złoty Krzyż Zasługi
Medal Niepodległości
Brązowy Medal za Długoletnią Służbę
Srebrny Medal za Długoletnią Służbę
Medal „Za udział w wojnie obronnej 1939”

Ludwik Więcław ps. „Kłos”, „Mariusz”, „Śląski”

Ludwik Więcław ps. „Kłos”, „Mariusz”, „Śląski” (ur. 1908 w Leżajsku, zm. 5 września 1949r.) – działacz Stronnictwa Narodowego, żołnierz Narodowej Organizacji Wojskowej, porucznik Narodowego Zjednoczenia Wojskowego. Syn Józefa i Magdaleny z domu Wilk. Edukację z powodu trudnej sytuacji materialnej zakończył na gimnazjum w Leżajsku, zdając tzw. małą maturę. W latach 1931-1932 odbył służbę wojskową w 51. pp. w Brzeżanach, uzyskując stopień sierżanta rezerwy. Od 1938 r. był członkiem koła Stronnictwa Narodowego w Leżajsku. Walczył w kampanii wrześniowej w szeregach Armii „Modlin” – brał udział w bitwie pod Mławą, a następnie w obronie Warszawy. Na początku października 1939 r. powrócił do Leżajska. W listopadzie 1939 r. został aresztowany na skutek donosu miejscowych Ukraińców, ale po miesiącu wyszedł na wolność (pozostawał pod nadzorem policyjnym i został wpisany na listę osób przeznaczonych do wywiezienia na roboty do Niemiec). Od kwietnia 1940 r. służył w Narodowej Organizacji Wojskowej w Leżajsku. W marcu 1941 r. został aresztowany przez gestapo i przewieziony do więzienia w Przemyślu. Udało mu się stamtąd uciec po wybuchu wojny niemiecko-sowieckiej. Wrócił do Leżajska, gdzie na początku lipca 1941 r. objął dowództwo miejscowej placówki NOW, a pod koniec 1942 r. został mianowany komendantem NOW na powiat łańcucki. Od jesieni 1943 r. pełnił funkcję oficera łącznikowego w oddziale partyzanckim NOW-AK por./kpt. Franciszka Przysiężniaka „Ojca Jana”. Po wkroczeniu wojsk sowieckich wrócił do Leżajska, gdzie został członkiem Miejskiej Rady Narodowej. Prowadził zakład garbarski i pracował jako księgowy. We wrześniu 1944 r., po zamknięciu zakładu przez władze, zagrożony aresztowaniem przez UB, uciekł z domu rodzinnego i powrócił do działalności konspiracyjnej. W styczniu 1945 r. mianowany komendantem NZW w powiecie łańcuckim, a miesiąc później awansowany do stopnia porucznika. W styczniu 1946 r., objął dowództwo Inspektoratu „Hanka” (obejmującego powiaty: Łańcut, Przeworsk, Nisko i Janów Lubelski). Jednocześnie kierował wydziałem organizacyjnym w zarządzie Okręgu Rzeszowskiego SN. W lutym 1946 r. uczestniczył w Krakowie w kursie dla działaczy narodowych zorganizowanym przez ZG SN. Najprawdopodobniej również od końca kwietnia 1946 r. był szefem Pogotowia Akcji Specjalnej (PAS) w Okręgu Rzeszowskim NZW. 24 kwietnia 1947 r. ujawnił się przed komisją amnestyjną przy PUBP w Rzeszowie i wrócił do Leżajska. 22 sierpnia 1948 r. został aresztowany przez funkcjonariuszy rzeszowskiego WUBP. W procesie kierownictwa Okręgu Rzeszowskiego NZW, wyrokiem Wojskowego Sądu Rejonowego w Rzeszowie, został 30 maja 1949 r. skazany na karę śmierci, wykonaną 5 września tego roku w więzieniu na rzeszowskim Zamku. 13 marca 1992 r. Sąd Wojewódzki w Rzeszowie unieważnił wyrok WSR z 1949 roku. W Leżajsku jedna z ulic została nazwana imieniem Ludwika Więcława.

Łukasz Opaliński

Łukasz Opaliński herbu Łodzia z Bnina (ur. 1581, zm. 11 września 1654 roku) – marszałek wielki koronny 1630-1650, marszałek nadworny koronny od 1620, wojewoda rawski od 1650, kasztelan  poznański 1614-1620, kolski, starosta łosicki, odolanowski, kamionacki w 1632 roku, starosta ujsko-pilski w 1645 roku, starosta leżajski w 1649 roku[4], starosta śremski w 1608 roku[5], starosta kolski w 1622 roku. Syn Andrzeja Opalińskiego i Elżbiety Kościeleckiej, brat Andrzeja, biskupa.Studiował w kolegium jezuickim w Poznaniu w 1583 roku,w Kolonii w 1597 roku, Moguncji w 1598 roku, Padwie w latach 1599, 1617 i 1635 roku. Był posłem województwa poznańskiego na sejm 1600 roku. Brał udział w wyprawie wołoskiej w 1600 roku. W czasie zamachu Michała Piekarskiego na Zygmunta III w 1620 własną piersią zasłonił króla od śmiertelnego ciosu. W latach 1618-1628 z fundacji Łukasza Opalińskiego i jego żony Anny (córki Jana Pileckiego, wdowy po dwóch Kostkach: Janie i Krzysztofie) w ramach wdzięczności za odniesione w 1610 r. zwycięstwo nad rezydującym w Łańcucie rotmistrzem królewskim i starostą żygwulskim Stanisławem Diabłem Stadnickim ufundowano kościół w Leżajsku. Potem ożeniony z Zofią Daniłowiczówną z Żurowa, córką Mikołaja Daniłowicza, wdową po Pawle Sapieże. Po jej śmierci ożenił się po raz trzeci (po roku 1645) z Elżbietą Firlej, wdową po wojewodzie sandomierskim Krzysztofie Ossolińskim, która czwarty raz brała ślub. Z nią dzieci nie miał. W czasie elekcji 1632 roku został sędzią generalnego sądu kapturowego. Był elektorem Władysława IV Wazy z województwa poznańskiego w 1632 roku. W czasie elekcji 1648 roku został sędzią generalnego sądu kapturowego. Był elektorem Jana II Kazimierza Wazy z województwa poznańskiego w 1648 roku . Był fundatorem, powstałej w latach 1618-1628 Bazyliki Zwiastowania NMP w Leżajsku.

Marian Garbacki – wytwórca zabawek

Informacje o zabawkarzu Marianie Garbackim i jego synu Wacławie

Inną genezę i specyfikację miało zabawkarstwo uprawiane w Leżajsku. Powstało ono w efekcie świadomej działalności. W 1900 roku Wydział Krajowy jako organ wykonawczy Sejmu Galicyjskiego rozpoczął zakładanie szkół zawodowych, mające na celu przygotowanie fachowców do obsługi różnych działów przemysłu, który miał być odbudowany od podstaw. Pod wpływem właśnie tej akcji władze miasta Leżajska postanowiły wysłać na swój koszt na naukę do założonej przez Wydział Krajowy Szkoły Przemysłu Drzewnego w Jaworowie jednego z najzdolniejszych chłopców w mieście. Wybór padł na syna ubogiego murarza, Mariana Garbackiego. Przez trzy lata uczył się w Jaworowie kolejno: tokarstwa, stolarstwa i rzeźbiarstwa a przez następne trzy lata pracował w szkole jako praktykant. Na dalszą naukę wysłano go do Czech i Norymbergi. W tym czasie ktoś z miejscowych wpadł na pomysł, żeby w Leżajsku otworzyć fabrykę zabawek. Widział on jak na odpustach, odbywających się przy słynnym leżajskim klasztorze OO. Bernardynów, masowo sprzedawano fujarki i różne drobne drewniane przedmioty. W 1909 roku wrócił z nauk Garbacki i popierając pomysł, uruchomił wytwórnię, w której zaczęto wykonywać zabawki na wzór czeskich i niemieckich. Były to pukawki, drewniane pieski, krowy, osły, słonie, małpy, dziobiące kurki i kujące niedźwiedzie. Robiono tu też zabawki odciskane w masie papierowej- koniki oklejane następnie filcem z włosianymi grzywami i ogonami, umieszczone na podstawce z czterema kółkami. Wyroby wzbudziły zainteresowanie mieszkańców okolicznych wsi. Zgłaszali się oni do pracy dla zarobku, ale też z ciekawości, planując podpatrzenie nowych wzorów, wyzyskiwanych następnie we własnej wytwórczości. Tak zapewne było z niedźwiedziami bawiącymi się w kowali i dziobiącymi kurkami. Po I wojnie światowej sytuacja uległa zmianie, gdyż spółka się rozpadła. A wyrobem pukawek, fujarek i koników zajmowali się jedynie zabawkarze z Chałupek.

Fabryka wykonując zabawki nie wprowadzała wzorów rodzimych. Jedynie niektórzy fujarkarze robili nadal fujarki wedle własnych wzorów, tzn. niepoliturowane na czarno, jakie robiono u Garbackiego, a barwione anilinowymi barwnikami na żółto. Wykonywali je z gałązek leszczyny lub olchy, obrabiając najpierw na „kobylicy” przy pomocy ośnika. Nadawali kształt o kolistym przekroju na tokarce, a na powierzchni pozostawiali ozdobne wypukłe pierścienie. Następnie wprawiali ustnik czyli „gąbkowali”. Od niego zależał głos przyszłego instrumentu, bo „jak gęba kiepska, to i gadać nie potrafi”. Korek wykonywano z drewna wierzbowego. Rozpalonym prętem wypalano następnie otwory boczne (4 lub 6) służące do zatykania palcami w czasie gry, a tym samym do skracania wysokości słupa powietrza. Wykonanie fujarki wymagało od wykonawcy dużo cierpliwości i perfekcji, żeby mogła być w przyszłości wykorzystana należycie jako instrument muzyczny. W związku z czym, chociaż produkcja fujarek uchodziła za seryjną, jeden wytwórca, korzystając z pomocy rodziny, mógł wykonać tylko 20 fujarek dziennie.

Z: Kolorowy świat zabawek, Zabawki ludowe w Polsce, Teresa Lewińska

„Postawiłem na zabawki. Nawiązałem kontakt z chałupnikami z Leżajska, skupując od tamtejszych producentów fujarki małe i duże, malowane aniliną oraz fujarki politurowane rzeźbione (najlepszy upominek odpustowy). Konieczność wprowadzenia tych artykułów podyktowana była zamówieniami drobnych odbiorców, którzy niejednokrotnie uzależniali realizację wysyłanych zamówień od wysyłki fujarek. Na odbiorcach tych nam zależało ponieważ stanowili oni 50% ogólnych zleceń. Nie pamiętam jaką drogą pozyskaliśmy z Leżajska rzemieślnika Mariana Garbackiego, który od wielu lat zajmował się produkcją zwierząt flokowanych z masy papierowej. Były to: koniki w trzech rozmiarach, kozy, krowy, psy, itp. W sumie było 15 gatunków. Urozmaicały one nasz asortyment i przyczyniły się do zwiększenia obrotów, tym bardziej że były wykonane na wysokim poziomie. Należały do droższych zabawek. Z synem Mariana Garbackiego- Wacławem, nawiązałem kontakt w okresie powojennym, kiedy pracowałem w „Gromadzie”. Chciałem zakupić technologię i urządzenia do tej produkcji. Był skłonny, ale cena zaoferowana była nie do przyjęcia” „Nowy dyrektor p. Franciszek Piecuch zaplanował zakup najbardziej potrzebnych maszyn. Po zatwierdzeniu propozycji przez Zarząd, w późniejszym okresie „okazyjnie” zakupiono od Mariana Garbackiego z Leżajska następujące maszyny: heblarkę, grubościówkę, piłę tarczową i szlifierkę”. Po 1945 roku znana była firma zabawkarska w Leżajsku – Wacław Garbacki.

Z: pamiętnik Adama Podoleckiego- Jaworowskie zabawkarstwo
(pracownik Nakładni Przemysłów Chałupniczych we Lwowie)

Stanisław Lubas

Stanisław Lubas (ur.16 kwietnia 1886r. w Żarnowej, zm. 21 marca r. w KL Dachau) – polski prezbiter katolicki, ofiara niemieckiego terroru w okresie II wojny światowej, Sługa Boży, męczennik.
Pochodził z ubogiej katolickiej rodziny Józefa i Tekli z d. Adamczyk zamieszkujących w Żarnowej i tam też urodził się 16 kwietnia 1886 roku. Po ukończeniu szkoły podstawowej, naukę kontynuował w rzeszowskim gimnazjum, które zakończył z celującym wynikiem na egzaminie dojrzałości]. Wstąpiwszy do Wyższego Seminarium Duchownego w Przemyślu studiował teologię. Sakrament święceń kapłańskich z rąk biskupa Józefa Sebastiana Pelczara otrzymał 16 kwietnia 1914 roku. Dla realizacji powołania przez posługę kapłańską, w charakterze wikariusza skierowany został do parafii w Mościskach, a w 1919 roku przeniesiony do Leżajska. Pełnił obowiązki nauczyciela historii, psychologii, logiki i propedeutyki filozofii w tamtejszym gimnazjum i moderatora katolickiego stowarzyszenia świeckich Sodalicji Mariańskiej, której lokalnego oddziału był założycielem. Po wybuchu II wojny światowej w okresie okupacji niemieckiej ziem polskich kontynuował działalność do 23 lipca 1940 roku, kiedy to Gestapo dokonało aresztowania księży Czesława Brody, Tomasza Pacuły, a z nimi Stanisława Lubasa i uwięziony został początkowo w budynkach byłego opactwa benedyktyńskiego, gdzie Niemcy urządzili więzienie i areszt śledczy w Jarosławiu, a następnie tarnowskim areszcie śledczym. Stanisława Lubasa przewieziono do niemieckiego obozu koncentracyjnego KL Sachsenhausen, a stamtąd 14 grudnia 1940r. do Dachau KL, gdzie zarejestrowano go pod numerem 22419. Zginął w obozie 21 marca 1942 r.
Jest jednym z 122 Sług Bożych wobec których 17 września 2003r. rozpoczął się proces beatyfikacyjny drugiej grupy polskich męczenników z okresu II wojny światowej.
Uchwałą Rady Miejskiej w Leżajsku 13 listopada 2014r. roku miejskiemu skwerowi nadano imię „Skwer księdza Stanisława Lubasa”.

Stanisław Piziak

Stanisław Piziak urodził się w Wierzawicach k/Leżajska. Z wykształcenia magister filologii polskiej i bibliotekarstwa, absolwent Uniwersytetu Jagiellońskiego. Szkołę podstawową ukończył w Wierzawicach, Liceum Ogólnokształcące w Leżajsku a studia polonistyczne na Uniwersytecie Jagiellońskim w Krakowie w roku 1953.
Po ukończeniu studiów pracował w Okręgowej Radzie Związków Zawodowych w Rzeszowie na stanowisku instruktora do spraw bibliotek a następnie w Wojewódzkim Domu Kultury. Od 1 października 1958 roku aż do śmierci był dyrektorem Wojewódzkiej i Miejskiej Biblioteki publicznej w Rzeszowie.
Dyrektorowanie rozpoczynał w czasach kiedy biblioteki i wypożyczanie książek nie było zbyt popularne a rzeszowskie miało duże braki w stosunku do ogólnego poziomu kultury w kraju. Ówczesna Komisja Oświaty i Kultury próbowała upowszechnić kulturę na wsi i w małych miasteczkach. Postawiono wówczas na biblioteki, zalecano rozbudowę sieci czytelni przy bibliotekach, zwiększenie księgozbiorów. Pan Stanisław wykazywał ogromna troskę o rozwój czytelnictwa i powiększenie sieci bibliotek.
Był człowiekiem upartym i konsekwentnym w dążeniu do realizacji swoich zamierzeń. Jego marzeniem i zarazem ambicją było podniesienie stanu czytelnictwa w województwie rzeszowskim oraz poprawienie i usprawnienie bazy lokalowej bibliotek. Zamieniał po odpowiedniej adaptacji stare nieużywane budynki np. dawne synagogi na piękne lokale biblioteczne.
Zasłynął również jako organizator licznych spotkań pisarzy z czytelnikami. Bardzo często na takie spotkania sprowadzał ludzi związanych pochodzeniem z ziemią rzeszowską. Związki z Rzeszowszczyzną odnowili wówczas Wilhelm Mach, Jan Gerhard, Bogusław Kogut, Julian Przyboś i inni.
Był uczestnikiem wielu ogólnokrajowych kursokonferencji kadry kierowniczej pionu kultury.
Sam był człowiekiem bardzo skromnym, walczył jedynie o czytelnika i o warunki dla działalności bibliotek. Wojewódzka i Miejska Biblioteka Publiczna za czasów dyrektora Stanisława Piziaka otrzymała nagrodę za upowszechnienie kultury, przyznaną przez Wojewódzka Radę Narodową. Pan Piziak otrzymał również nagrodę indywidualną za swoją działalność.
Marzeniem jego było doprowadzenie do budowy gmachu Wojewódzkiej i Miejskiej Biblioteki Publicznej w Rzeszowie, niestety tego największego marzenia nie udało mu się zrealizować.
W pogrzebie, który odbył się w Leżajsku uczestniczyły delegacje bibliotekarzy z całego kraju. Pogrzeb ten przeobraził się w manifestację uznania dla niego samego i jego osiągnięć.

Stanisław Szpetnar

Stanisław Szpetnar – urodził się 05.05.1888r. w Kolonii Polskiej (obecnie sołectwo w gminie Kuryłówka ), zmarł 24.10.1952r., syn Józefa i Marii Mach . Rodzice jego mieli ośmioro dzieci i pracowali na gospodarstwie wykupionym wcześniej od niemieckich kolonistów. Staś choć najmłodszy z rodzeństwa, był pokaźnego wzrostu i stąd nazywano go „wielkim”, okazał się tez wzorowym uczniem pobliskiej szkoły podstawowej w Cieplicach, a tamtejszy nauczyciel sugerował mu „pójść” na nauczyciela . Ciężką sytuację rodziny rozumiał brat matki ksiądz Stanisław Mach i to on opłacił wydatki szkolne i bursę w Jarosławiu. Stanisław uczęszczał tam do Gimnazjum w latach 1896 – 1904, a ponieważ miał celujące stopnie, zaczął się utrzymywać z korepetycji. Jako młody patriota przywoził zakupioną literaturę do Kolonii Polskiej, budząc poczucie polskości, uczył umiłowania rodzinnej ziemi. Zajmował się czynną praca niepodległościową, opisywał patriotyczne działania tamtejszej młodzieży. W Jarosławiu był członkiem, potem przełożonym Organizacji Narodowej Młodzieży Gimnazjum oraz założycielem podobnej organizacji w Gimnazjum II. Celem głównym Organizacji była walka o wolna Polskę, dlatego zajmowała się zbiórką funduszy na zakup broni, ale też organizacja spotkań, manifestacji i rocznic np. z okazji Konstytucji 3 Maja, powstania listopadowego, czy styczniowego, były też przedstawiania patriotyczne, w wakacji kolportowano nielegalnie patriotyczne pisma i rozdawano je m.in. w czasie odpustów w Leżajsku. W latach 1902 – 1904, kiedy przewodniczącym obydwu organizacji był Stanisław Szpetna zaznacza się wzmożoną działalność i współpracę pomiędzy organizacja gimnazjalną a organizacja Szkoły Realnej w Jarosławiu. Maturę Stanisław zdał 25.05.1904 r. a naukę kontynuował w Seminarium Duchownym w Przemyślu, gdzie w latach 1904 -1908 odbył studia filozoficzno – teologiczne, podczas których za zgoda przełożonych uczył języka polskiego i historii w Szkole Organistów. 21 .06.1908 r. z rąk bpa J.S. Pelczara przyjął świecenia kapłańskie w katedrze przemyskiej i został wikarym w krośnieńskiej Farze. Będąc oddanym synem swej rodzinnej ziemi troszczył się o nią, podjął skuteczne działania u księcia Adama Czartoryskiego z Sieniawy oraz jego pełnomocnika Jana Podczaskiego i przy ich wsparciu

Ppłk Tadeusz Furgalski (Wyrwa)

W Leżajsku na osi dwór starościński (obecnie Muzeum Regionalne w Leżajsku) – pałac Miera (od 1918 roku siedziba SS. Służebniczek NP Marii) znajduje się niewielka, kilkudziesięciometrowa uliczka; łącznik ulic Mickiewicza i Sandomierskiej. To jedna ze 108 ulic miasteczka, bodaj najkrótsza. Znajduje się przy niej 5 domów. Jej patronem jest Tadeusz Furgalski, pseudonim Wyrwa. Był przez kilka lat leżajszczaninem, mieszkając jako dziecko w leżącym nieopodal pałacu Miera. Patronuje także ulicom w innych miastach, np. w Krakowie (przecznica ul. Królowej Jadwigi). Kim był człowiek, liczący 26 lat w chwili śmierci i czego dokonał, by pamięć o nim była tak żywa i to już blisko wiek po jego odejściu?
Tadeusz Furgalski przyszedł na świat w Rzeszowie 3 lipca 1890 roku. Rodzicami jego byli Antoni i Helena z Grochowskich. Młodszym bratem Tadeusza był Teodor Wiktor (ur. 11 września 1893 roku). Beztroskie dzieciństwo spędził Tadeusz w Leżajsku, w otoczeniu kochającej rodziny. Ojciec notariusz5 szczególną predylekcją darzył wojskowość. Czytał na ten temat dużo, zgromadził sporą bibliotekę tematyczną. Młody Tadeusz wzrastał w tej patriotyczno-wojskowej atmosferze od najmłodszych lat. Miał nawet, jako dziecko jeszcze, zgromadzić całkiem spory arsenał, złożony z wielu egzemplarzy uzbrojenia. D. Nowiński pisze: W Leżajsku zaczął tworzyć muzeum broni, w którym zgromadził dość pokaźny zbiór eksponatów. W latach 1897–1902 Tadeusz uczęszczał do szkoły powszechnej w Leżajsku i bez wątpienia należy do grona jej najwybitniejszych absolwentów. Wówczas to, w 1897 roku, po reformie szkolnictwa podstawowego rozpoczął naukę w pięcioletniej szkole męskiej. Kierował nią Józef Kublin, a placówka zatrudniała wpierw 5, później 7 nauczycieli7. Tradycje ówczesnej szkoły powszechnej kontynuuje dziś Szkoła Podstawowa nr 1 w Leżajsku im. Mikołaja Kopernika. Lecz budynek (jego najstarsza część) został wzniesiony dopiero w 1910 roku dla uczczenia 500-lecia bitwy grunwaldzkiej, więc mury placówki „nie pamiętają” Tadeusza. Rodzina Furgalskich mieszkała w pałacu Wojciecha Miera, targowiczanina. Młody patriota wzrasta w pałacyku-domu postawionym przez tego, który ochoczo wysługiwał się obcym i dla którego dobro zaborczego mocarstwa było najwyższą racją moralną. Naukę na ówczesnym poziomie średnim podjął w Rzeszowie, gdzie przenieśli się rodzice chłopców – zostali uczniami I Gimnazjum.  Tadeusz doskonale rozwinięty umysłowo, edukowany pod baczną pieczą ojca, posiadał wiadomości daleko wykraczające poza szkolny program. Młody umysł rozwijał swe nadprogramowe, intelektualne potrzeby za pomocą szeregu poważnych inicjatyw, tym bardziej że znalazł do ich realizacji towarzyszy o podobnych inklinacjach i zapędach. Bez wątpienia byli to: Albin Fleszar i Stanisław Leon Żytkiewicz. Trzej koledzy założyli w ramach „tajnej organizacji” całkiem poważne pismo szkolne, „Przegląd Filozoficzno-Przyrodniczy”. Furgalski zwrócił w nim uwagę na istotny problem z dziedziny badań środowiskowych – geologicznych i botanicznych okolic Rzeszowa. Odkrył nieznaną dotąd roślinę, co spowodowało, iż Tadeusz stanął w szeregu współpracowników warszawskiego „Wszechświata”. Młody Furgalski przewodniczył także uczniowskiemu kółku przyrodniczemu. Gimnazjalne zacięcie Tadeusza Furgalskiego wspominał jego kolega ze szkolnych lat, legionista, Witold Kulesza w „Wiadomościach Polskich”:

Rzeszowskie kółko przyrodnicze, które przez parę lat miało Furgalskiego za przewodniczącego, zawdzięczało mu najświetniejszy okres swej egzystencji, albowiem oprócz gruntownej znajomości geologji, posiadał Furgalski biegłość we wszystkich prawie gałęziach nauk przyrodniczych.

Szczególna przyjaźń wiązała Tadeusza Furgalskiego z Albinem Fleszarem. Autorzy biografii Fleszara zaznaczają: Fleszar poznaje i zaprzyjaźnia się gorąco z Wyrwą-Furgalskim, chłopcem bladym, żywym, wesołym i bardzo ruchliwym. Obaj chodzą na wycieczki geograficzne i geologiczne, obaj czytają dużo i dyskutują zawzięcie12. Często widziano wówczas Tadeusza maszerującego przez Rzeszów z plecakiem pełnym kamieni i młotkiem geologicznym w dłoni. Młody adept naukowych dociekań, rokujący tak dobrze na przyszłość, zwrócił niebawem na siebie uwagę prof. Józefa Rostafińskiego13, wybitnego naukowca z Uniwersytetu Jagiellońskiego w Krakowie. Tadeusz biedził się wówczas – w ramach studiów samokształceniowych – nad naukową myślą Karola Darwina – Powstawanie gatunków, którą to książkę sprowadził sobie z zagranicy. Celem poznania naukowej terminologii i szlifowania języka angielskiego zgłębiał Darwina w oryginale. W gimnazjum miał  opinię doskonałego przyrodnika o sprecyzowanych zainteresowaniach naukowych, które winny go po maturze zaprowadzić na studia uniwersyteckie z tego zakresu. Miał w rzeszowskiej szkole także opinię encyklopedysty. Chłonny umysł w połączeniu z doskonałą pamięcią powodują, że jego percepcja absorbuje bez trudu zarówno niekiedy zawiłe, naukowe terminy, jak też niezliczoną ilość faktów, potrafiąc je połączyć w logiczną całość. Operował dobrym językiem i już wówczas wykuł się swoisty typ poczucia humoru u Tadeusza Furgalskiego, zwany potocznie rubasznym. To umiejętność abstrakcyjnego myślenia i równoczesnego kojarzenia kilku rzeczy, co w efekcie wzbudzało reakcję: niewymuszony uśmiech lub śmiech odbiorcy. I wskazywało także na sporą inteligencję. A śmiech ma właściwości terapeutyczne, o czym doskonale wiedział emitent żartów. Inteligentny uczeń o dużych ambicjach naukowych stał się ikoną rzeszowskiego gimnazjum i wzorem do naśladowania dla szkolnych kolegów. Nauczyciele także doceniali nietuzinkowość młodego, wybijającego się zdecydowanie ponad przeciętność ucznia.
Tadeusz Furgalski podjął wyższe studia w Uniwersytecie Jagiellońskim w Krakowie na Wydziale Filozoficznym. Za swą naukową specjalność wybrał nauki geologiczne. [..]

 

Więcej do przeczytania wraz z przypisami do pobrania w pliku poniżej.

Tadeusz Hollender

Tadeusz Hollender, pseud. Tomasz Wiatraczny, Katapulta, Tholl[ (ur. 30 maja 1910 w Leżajsku, zm. 31 maja 1943 w Warszawie) – polski poeta, tłumacz, satyryk.
3W latach 1929-1933 studiował na wydziale prawa i polonistyki na Uniwersytecie Jana Kazimierza we Lwowie (studiów nie ukończył).
W roku 1929 debiutował jako poeta. Od 1933 pracował w redakcji pisma “Wczoraj – dziś – jutro”. Współzałożyciel, później redaktor pisma “Sygnały”; pisał także do warszawskich “Szpilek”. W 1938 r. podróżował po Palestynie, Grecji, Turcji i Rumunii, przesyłając reportaże do krajowych pism.
W roku 1937 przeprowadził się do Warszawy.
W 1939 ponownie we Lwowie, gdzie wsławił się odmową podpisania serwilistycznej deklaracji pisarzy polskich, witających “zjednoczenie” Ukrainy.
W 1941, po zajęciu Lwowa przez Niemców, powrócił do stolicy. Uczestniczył w konspiracyjnym życiu literackim, publikował swoje wiersze na łamach tajnie drukowanej prasy i antologii poezji, kolportował tajne czasopisma, organizował imprezy artystyczne. Brał udział w Akcji N, współpracował z referatem literackim Biura Informacji i Propagandy Komendy Głównej AK. W 1943 aresztowany przez gestapo. W maju rozstrzelany w ruinach getta warszawskiego.
W twórczości posługiwał się drwiną, żartem, satyrą, atakując m. in. endecję, narodowych radykałów, sanację, mieszczaństwo, feudalizm, Hitlera, czy Mussoliniego.

Publikacje
1936 – zbiór poezji Czas, który minął
1938 – powieść satyryczna Polska bez Żydów (druk w odcinkach w “Naszym Przeglądzie”)
1938 – zbiór poezji Ludzie i pomniki
1943 – zbiór Satyry i fraszki (dotyczące niemieckiego okupanta; zostały wydane pośmiertnie pod pseudonimem “Tadeusz Wiatraczny”)

Tomasz Czapla

Tomasz Czapla (ur. w 1902 w Kuryłówce, zm. 21 września 1980) – polski muzyk i pedagog. Wyższe studia ukończył w 1928 roku w Konserwatorium Towarzystwa Muzycznego w Krakowie. W okresie międzywojennym i w czasie okupacji pracował jako nauczyciel śpiewu w różnych szkołach na terenie kraju. Po wyzwoleniu osiedlił się w Jeleniej Górze i tam zapisał się znakomicie jako organizator życia muzycznego, a następnie dyrektor Szkoły Muzycznej we Wrocławiu. Po przeniesieniu się do Rzeszowa w 1952 roku objął funkcję dyrektora Państwowej Szkoły Muzycznej. Jako wybitny działacz ruchu artystycznego: prowadził chóry (laureat I miejsca na festiwalu folklorystycznym we Francji), pełnił funkcję prezesa i wizytatora Towarzystwa Muzycznego w Rzeszowie, opracował około 180 pieśni, przyśpiewek i melodii rzeszowskich na różne zespoły instrumentalno-wokalne. Za swoją działalność w zakresie upowszechniania muzyki – pracę pedagogiczną i działalność społeczną – otrzymał szereg wysokich odznaczeń państwowych i resortowych. Na emeryturze (od 1963 roku) udzielał się nadal w artystycznym ruchu amatorskim, współpracował z Towarzystwem Ognisk Artystycznych w Leżajsku i często koncertował na organach w leżajskiej bazylice.
Skomponował melodię “Nad rzeszowską Jasiołką”, która jest wizytówką TV Rzeszów.

Wojciech Mier

Rok 1791, w którym Wojciech Mier kończył 32 lata, był jednym z przełomowych w historii Polski. Próbowano sanacji Rzeczypospolitej, lecz wówczas procesy degradacyjne państwa – na skutek postaw elity i jej zaawansowanej erozji moralnej – zaszły tak daleko, iż uratowanie kraju przed upadkiem graniczyło z cudem. Jeszcze wydawało się, że nowa ustawa zasadnicza odmieni naszą państwowość i uchroni przed zbliżająca się nieuchronnie katastrofą, lecz zgangrenowana, acz potężna magnateria zadecydowała, w imię prywaty, oprzeć się na zaborcy, kosztem własnej ojczyzny, w obronie swych interesów. Najbogatsi Polacy zdecydowali, wbrew woli narodu, o przeniesieniu w polityczny niebyt państwa o ponad 800-letniej historii. Wielkiego kraju w centrum Europy o spaniałych tradycjach, trwałym dorobku kulturowym, bohaterskim etnosie i wspaniałym etosie. Państwa, jeszcze ledwie wiek temu broniącego kontynentu i chrześcijaństwa przed muzułmańskim mocarstwem, które przez ciemne lata zaborów nie uznało rozbiorów Rzeczypospolitej, a w stolicy którego co roku powtarzano przed potężnym władcą Poseł Lechistanu nie przybył. Polska straciła nie tylko główny podmiot swego międzynarodowego istnienia – terytorium, lecz także moralną – jako państwo – tożsamość, mimo wybitnych jednostek moderujących codzienność nad Wisłą. Państwo szczycące się najstarszym uniwersytetem w tej części Europy, Kopernikiem, światłymi władcami, intelektualistami, wybitnymi ludźmi kultury, świętymi, niespotykaną nigdzie indziej tolerancją. Terytorium Polski stało się obszarem peryferyjnym obcych państw. W stolicach państw zaborczych, u swoich mocodawców, magnateria broniła swoich „praw i wolności”,
by serwilizmem wobec drapieżnych agresorów nie uszczuplić swego stanu posiadania. Labilna moralnie i relatywnie niewielka grupa, lecz o potężnym wpływie.

 

Całość do przeczytania w pliku do pobrania poniżej.

Zbigniew Larendowicz

Zbigniew Larendowicz – krótka notka biograficzna

W sobotę (9 lutego) w wieku 102 lat zmarł Zbigniew Larendowicz – jeden z ostatnich świadków wojennej, XX-wiecznej historii Polski i Leżajska, uczestnik wojny obronnej 1939 r. jako dowódca plutonu artylerii na szlaku bojowym Jarosław – Radymno – Lwów, oficer, któremu szczęśliwie udało się zbiec z sowieckiego „transportu śmierci”. Zbigniew Larendowicz to w historii Leżajska postać niezwykle wszechstronna: wolontariusz, wieloletni kustosz i opiekun zbiorów w Bibliotece Ojców Bernardynów w Leżajsku, harcerz, żołnierz i leśnik, autor licznych publikacji dotyczących historii regionu; odznaczony przez Marszałka Województwa Podkarpackiego tytułem „Zasłużony dla Województwa Podkarpackiego”; 22 marca 2018 roku Wojskowy Komendant Uzupełnień w Nisku wręczył w imieniu Ministra Obrony Narodowej Panu mjr. Zbigniewowi Larendowiczowi akt mianowania na stopień podpułkownika oraz złoty medal „Za zasługi dla obronności kraju.” Uroczystości pogrzebowe Zbigniewa Larendowicza odbyły się w środę (13 lutego) o godz. 11:00 w Bazylice Zwiastowania NMP i na cmentarzu klasztornym.

Zofia Turosz

Zofia Turosz – ur. się 27 lipca 1938 roku w Żołyni. Ukończyła tam szkołę podstawową, a następnie Technikum Włókiennicze w pobliskiej Rakszawie. Nie wiedziała jeszcze wtedy, że całe jej dorosłe życie związane jest z bieganiem i to bieganiem wyczynowym. W młodości biegała jak inne dziewczęta wiejskie w Żołyni za krowami, a w szkole w Biegach Narodowych, organizowanych obowiązkowo na lekcjach wychowania fizycznego. Po raz pierwszy z prawdziwym sportem spotkała się w szkole średniej w Rakszawie, w 1953 roku. W szkolnych zawodach będących eliminacją do wojewódzkiego etapu Narodowych Biegów Przełajowych, zajęła na dystansie 700 m. drugie miejsce. Początkowo reprezentowała barwy „Włokniarza” Krosno, a następnie „Włokniarza” Rakszawa. Startowała na dystansach 200 i 400m. oraz w sztafecie, ale jak sama stwierdziła po latach głównie dla klubowych punktów, bo dystanse te były dla niej z krótkie .W 1957 roku wyszła za mąż ( za biegacza) i zamieszkała w Nowej Sazynie, a w 1959 r. urodziła syna. W 1964 roku ponownie zakwalifikowa się do finału centralnego Narodowych Biegów Przełajowych w Warszawie. Wygrała na dystansie 1000 metrów . W 1969 roku w pierwszych w Polsce zawodach dla kobiet na dystansie 1500 metrów zajęła 6 miejsce. W tym samym roku w wiekub31 lat zakończyła bieganie. W 1976 roku reaktywowano w Nowej Sarzynie sekcję lekkoatletyczną .Zaproponowano jej aby podjęła pracę instruktorską. Pracowała z dziećmi przez dwa lata, potem zmieniła miejsce zamieszkania i musiała z tego zrezygnować. Po przeniesieniu do Leżajska, założyła Koło Sportowo – Turystyczne w swoim zakładzie pracy – leżajskiej „Cepeli”. Wtedy rozpoczęła się jej „ dorosła” kariera, na starcie seniorek po 40- stce była pierwsza. Pojechała do Rzeszowa na „ Bieg Rzecha”i nie miała sobie równych rywalek. Odważyła się więc ruszyć w Polskę. Na warszawskim Maratonie Pokoju zajęła 5 miejsce wśród kobiet z czasem 3:22,18. Pokonała 100 kilometrową trasę supermaratonu w Koszycach w 1981 r. w czasie 9:18,04 i dotarła na metę na 19 pozycji, jako jedyna kobieta. Podczas XIX Mistrzostw Świata Weteranów, we francuskiej miejscowości Perpignon w 1983 roku, zdobyła dwa brązowe medale w biegach na 10 i 25 km. W 1981 r. czytelnicy „Nowin” przyznali jej tytuł Sportowca Roku a później wybrali do grona 10 bohaterów sezonów 1982 -83. Życiowe motto pani Zofii: Urodziłam się po to, aby biegać. Marzę, aby wystartować w największych maratonach świata: w Nowym Roku i Bostonie”. W 1986r. wyruszyła na podbój Stanów Zjednoczonych, po przygodę swojego życia. Maratoński debiut w USA nastąpił 20 kwietnia 1987 roku w Bostonie. Ukończyła bieg w czasie 2:57,43.

Sukcesy na zawodach Master
Według danych Polskiego Związku Lekkiej Atletyki Masters:

Mistrzostwa Europy
1986: chód 5 km – 2 m., bieg na 10 000 m – 2 m. (K45)
2005: bieg na 3000 m – 2 m. (K65)
2010: bieg na 10 000 m – 2 m., bieg na 5000 m – 3 m. (K70)
2012: bieg na 10 000 m – 2 m., bieg na 5000 m – 3 m. (K70)
2014: bieg na 5000 m – 1 m. (K75)

Mistrzostwa świata
2009: bieg na 5000 m – 1 m., bieg przełajowy na 8 km – 1 m., bieg na 10 000 m – 2 m. (K70)
2011: bieg przełajowy na 8 km – 2 m., bieg na 10 000 m – 3 m. (K70)

Halowe mistrzostwa świata weteranów
2010: bieg przełajowy na 8 km – 1 m., półmaraton – 1 m. (K70)
2014: półmaraton – 1 m., bieg przełajowy na 8 km – 3 m. (K75)

Rekordy życiowe 
bieg na 800 metrów – 2:20,20 (10 października 1968)
bieg na 1500 metrów – 4:55,30 (27 lipca 1969)
chód na 50 000 metrów – 5:13:49 (były nieoficjalny rekord Polski)
bieg na 100 km – 8:18:04 (rekord Polski weteranów, dane z 2008)
bieg 24-godzinny – 210,51 (rekord Polski weteranów, dane z 2008)

Wyróżnienia 
Tytuł „Honorowego Sportowca Roku” w plebiscycie czytelników dziennika „Nowiny”: 1981r.
Złoty medal „Za Zasługi Dla Polskiego Ruchu Olimpijskiego” (2010r., przyznany przez Polski Komitet Olimpijski)
Statuetka Św. Michała Archanioła Patrona Powiatu Łańcuckiego (2011r.)
Tytuł „Biegaczki 1990 roku” (przyznany przez New York Road Runners Club)

TAJEMNICZE ZABÓJSTWO W BIAŁY DZIEŃ – Stanisław Chmura

03.08.1931r. poniedziałek, Leżajsk, ulica Mickiewicza blisko Podklasztorza, późne popołudnie. Chodnikiem, aleją kasztanową, idzie spacerem kilka przyjaciółek: Maria Jaroszówna, Anna Reichardtówna, Zawilska. Nic nie zapowiada tragedii. Do panienek podchodzi młody nieznany im mężczyzna, prosi Marię o rozmowę na boku. Odchodzą parę metrów. Do Hanki dochodzą podniesione głosy. Zapamiętała, że Maria mówiła: „Co pan ode mnie chce? Ja pana nie znam!”

Nagle padł strzał. Mężczyzna szybko oddalił się. Maria poważnie ranna zdołała przebiec jeszcze przez ulicę pod dom Adamusów. Wołała: „Franeczku ratuj mnie”. Było już za późno …

Maria Jaroszówna, córka Piotra i Ludwiki, wnuczka żony Alfreda Jossego, notariusza leżajskiego, urodziła się w 17.12.1906 r. w Radomyślu Wielkim. Wychowywała się u dziadków w Ulanowie, a potem w Leżajsku. Po śmierci żony rejent Josse, rodem z Limanowej, sam sprawuje opiekę nad wnuczką. Otrzymawszy posadę w Leżajsku przeniósł się z Sokołowa. Mieszkał w obecnym domu państwa Stąporów przy Mickiewicza koło kapliczki. Razem z nimi mieszkała Jula Pasiak, rówieśnica i przyjaciółka Marii, prowadząca później dom rejenta. Po ukończeniu leżajskiego gimnazjum w 1927 r. Maria podjęła studia na Uniwersytecie Jagiellońskim w Krakowie na Wydziale Rolniczym.

Po tragicznej śmierci Marii, dziadek buduje ukochanej wnuczce okazałą i kosztowną (równowartość kilku domów) kaplicę grobową na leżajskim cmentarzu. Posiadany majątek miał być dla niej posagiem. Tam znalazło miejsce wiecznego spoczynku jej ciało. Na frontonie umieszczona jest rzeźba twarzy Marii. Podobno znajdujący się wewnątrz wizerunek Matki Boskiej ma rysy twarzy wnuczki. Również Alfred Josse zostaje tam pochowany w 1948 r.

Jaki był motyw zbrodni? Kto tego dokonał? Zabójcę widziano w Leżajsku kilka dni przed tragicznym wydarzeniem ale nie był on z tych okolic, a potem zniknął na zawsze. Spokojne przedwojenne miasteczko było wstrząśnięte. Snuto domysły, że to zemsta kogoś ze środowiska krakowskiego za nieodwzajemnione uczucia, inni twierdzili, że sprawca był poważnie chory i chciał „zemścić” się za swój los na najbogatszej pannie w Leżajsku, a niedługo potem popełnił samobójstwo.

Piękna kaplica popada dzisiaj w ruinę. Ogrodzenie niszczą siły natury, a szyby i tablicę nagrobną wandale.

Kaplica ta, grobowiec który skrywa tajemnicę śmierci tej młodej dziewczyny, woła w cichym milczeniu o pomoc.

Na nas ciąży odpowiedzialność za to, jak długo jeszcze przetrwa, zachowując pamięć o tych, którzy odeszli.

Dziękuję za pomoc w zbieraniu informacji mojej Mamie Lidii, oraz pani Jadwidze Martyszko.

„LEŻAJSKA” LISTA KATYŃSKA – Stanisław Bartnik

I. Kawalerowie Orderu Virtuti Militari

Kpt. art. Józef Ejczun s. Apolinarego i Anny z Kowalewskich, ur. 24.95.1894 r. w Januszewicach, pow. Kowieński (Litwa), rodzina pochodziła z Leżajska. Po ukończeniu gimnazjum (z maturą) w Kownie rozpoczął studia prawnicze na uniwersytecie w Charkowie. W 1918 r. został powołany do służby wojskowej w armii rosyjskiej. Ukończył szkołą wojskową w Tyflisie uzyskując stopień podporucznika. W armii rosyjskiej pozostawał do końca 1917 r. potem pracował w Komitecie do Spraw Uchodźców. We wrześniu 1918 r. powrócił do swojej posiadłości na Litwie Kowieńskiej i poświęcił się pracy społecznej. Wstąpił do POW Okręg Kowno, został mianowany komendantem X Obwodu Olita.

Józef Ejczun był jednym z najbardziej oddanych członków POW. Obwód, którego został komendantem, pomimo trudnych warunków zorganizował doskonale. Umiejętnie prowadził pracę wywiadowczą, świetnie ochraniał organizację. W dniu wybuchu powstania umiejętnymi zarządzeniami zdołał uniknąć przykrych dla POW następstw. Po aresztowaniu zbiegł z konwoju. Za czyny te, dekretem NW nr. 14409/VM z 20.11.1922 r. został mu nadany Order Virtuti Militari 5 kl. nr 5852. W 1919 r. wstąpił do Wojska Polskiego i został przydzielony do Zarządu Parku i Warsztatów Wojsk Kolejowych nr 2. W 1920 r. otrzymał stopień podporucznika, a w 1923 r. – porucznika. Od 1923 r. służył w 19 pap. 81 pp. Potem znów w 19 pap. W 1925 r. został przeniesiony do 3 Oddziału Służby Artylerii, potem do 3 Oddziału Służby Uzbrojenia jako komendant kadry. W 1928 r. został przydzielony do 29 pap. (przemianowany na pal) jako oficer baterii potem adiutant pułku; jeszcze w 1934 r. pełnił służbę w 29 pal.

Odznaczony także: Krzyżem Niepodległości i medalami pamiątkowymi.

We wrześniu 1939 r. zagarnięty do niewoli sowieckiej, osadzony w Starobielsku, zamordowany w Charkowie (wykaz, poz. 3863).

CAW, Ap 380, 660, VM 56-4719

Mjr piech. Stanisław Kukla s. Wawrzyńca i Marii z Dudków, ur. 9.11.1892 r. w Sarzynie, pow. Łańcucki. Po ukończeniu szkoły powszechnej w Leżajsku oraz gimnazjum (z maturą) w Rzeszowie od 1915 r. służył w armii austriackiej. Ukończył szkołą oficerską Bosiaga (Węgry) w stopniu podporucznika. W 1919 r. wstąpił do Wojska Polskiego i otrzymał przydział do Ochotniczego Baonu Ziemi Łańcuckiej. W 1919 r. wraz z baonem został wcielony do 37 pp.

12 września 1920 r. po zluzowaniu 37 pp. przez 57 pp., kiedy 37 pp. zbierał się do odmarszu na miejsce przeznaczenia, tj. z Rohatyna do Czerczak, 11 kompania 37 pp. znajdował się w rezerwie. Kawaleria nieprzyjaciela przerwała linię w Koniuszkach i Babuchowie. Zaszła tyły własnej linii i uderzyła na znajdujące się koło Załuża nasze dwie baterie. Por. Kukla z własnej inicjatywy uderzył szybko swoją kompanią na kawalerię nieprzyjaciela. Odpierał jej ataki i otoczony przez niego wytrwał do przybycia posiłków. Kiedy nieprzyjacielowi przybyły na pomoc nowe oddziały, na tyłach 1 kompanii 37 pp. powstało zamieszanie. Por. Kukla, któremu pod dowództwo oddała się 3 kompania, utrzymał się i dowodząc dwiema kompaniami, do późnej nocy odpierał ataki zadając nieprzyjacielowi liczne straty. Wycofał się pod naporem nieprzyjaciela i wyprowadził kompanię do własnego pułku zabierając rannych i zabitych. Za czyn ten został odznaczony Orderem Virtuti Militari 5 kl. nr 386.

W 1922 r. awansował do stopnia kapitana. Do 1927 r. był dowódcą plutonu I kompanii w 37 pp. Od 1927 r. służył w CSS w Toruniu. W 1929 r. awansował do stopnia majora. Od 1931 r. służył w 18 pp. W 1935 r. objął obowiązki kierownika referatu ogólnego Komisji Doświadczalnej CWPiech.

Odznaczony także Złotym Krzyżem Zasługi i medalami pamiątkowymi.

W 1939 r. wzięty do niewoli, osadzony w Kozielsku, Zamordowany w Katyniu (LW 017/2 z 4.1940 r., poz. 42).

II. Pozostali oficerowie

Por. odm. st. sp. Stanisław Chłodnicki s. Jana i Marii, ur. 16.04.1890 r w Leżajsku. W latach 1912 – 1918 w armii austriackiej. W Wojsku Polskim od 1918 r. w 14 pp. Następnie w dowództwie Powiatu Etapowego i Komendzie Miasta Jarosław. Od 1920 r. urzędnik wojskowy w PKU Krotoszyn, PKU Gostyń, PKU Szamotuły, potem referent w Wołyńskim Urzędzie Wojewódzkim w Łucku. Mianowany por. ze starsz. 1.12.1922 r. Od 1930 r. w stanie spoczynku, przynależny ewidencyjnie do PKU Łuck, bdd.

L.S.3544;Mkat.,2041/A; ROR 1934

Por. piech. posp. rusz. Jan Gdański s. Michała i Marianny z Zagórskich, ur. 8.01.1896 r. w Grodzisku Dolnym, pow. Łańcucki. Absolwent Uniwersytetu Lubelskiego. W Wojsku Polskim od 1918. Od 1922 r. kierownik biblioteki wojskowej DOK II. Po przeniesieniu do rezerwy w oficerskiej kadrze OK. II. W 1939 r. przydzielony do DOK Lublin, uczestnik obrony Lwowa. Odznaczony medalami 1918 – 1921 i 10-lecia.

L.S.805;CAW.Ap2624, 10104, 10073; J.Tucholski, Mord w Katyniu

Mjr łącz. Andrzej Jarosz s. Antoniego i Anieli z Cedzidłów, ur. 30.11.1895 w Białobrzegach, pow. łańcucki. W 1914 r. w Legionie Wschodnim, potem w armii austro – węgierskiej, w latach 1916 – 1918 w niewoli rosyjskiej, potem w V Dywizji Syberyjskiej. W latach 1921 – 1937 w 52 pp. i 17 pp. SPRPiech i CWŁącz. Od kwietnia 1937 r. w pułku KOP „Sarny”. Od 1938 r. szef łącz. Brygady KOP „Grodno”. W 1939 r. szef łącz. 33Dprez. Mjr ze starsz. 19.03.1938 r. Odznaczony KN, KW, ZKZ, medalami 1918 – 1921 i 10-lecia.

L.S.3918;CAW,Ap 1251, KW 44/J-873;ARS

Mjr Piech. Franciszek Kraus s. Jana i Ludwiki z Dulębów, ur. 7.07.1895 r. w Żołyni, pow. łańcucki. Absolwent gimnazjum w Rzeszowie. Od 1915 r. w armii austriackiej, od 1918 r. w Wojsku Polskim. Uczestnik wojny 1920 r. Ukończył kurs DOGen. we Lwowie (1921). Służył w 51 pp. jako d-ca baonu, potem wykładowca w CWPiech. W 1939 r. d-ca 2 baonu 205 pp. rez., uczestnik obrony Lwowa. Odznaczony KW 2, ZKZ, MN.

L.S. 1710;nCAW, Ap 2472; A. Leinwand, Dokumenty obrony Lwowa 1939.

Mjr art. Franciszek Mrowiec s. Zygmunta i Zofii z Jongostynów (ew. Jagustynów), ur. 26.07.1900 r. w Leżajsku. Członek Związku Strzeleckiego. Żołnierz Legionów Polskich, następnie w Polskim Korpusie Posiłkowym. W Wojsku Polskim od 1918 r., przydzielony do 9 pap. Uczestnik wojny 1918-1921 w szeregach 3 pap. Po wojnie służył w 27 pap, CWArt. w Toruniu jako instruktor, 6 pal i 5 dak. W 1939 r. d-ca I dyonu 6 pal. Odznaczony VM 5 kl., KN, KW 4, medalami 1918 – 1921 i 10-lecia.

L.S. 2158;CAW, Ap 3482, 6910, VM 69-6224; T.Kryska-Karski, materiały do historii Wojska Polskiego.

Kpt. int. Michał Pękala s. Józefa i Józefy z Dziedziców, ur. 15.08.1893 r. w Wierzawicach, pow. łańcucki. W 1914 r. żołnierz II Brygady Legionów Polskich, potem w armii austro-węgierskiej. Od 1918 r. w Armii gen, Hallera, a od 1912 w int. VI Armii. W latach 1921-1926 w int. OK. IX i OK. X, 1926 – 1930 w PKU Kielce i PKU Sanok, 1930 – 1932 w 27 p. uł., potem w KOP. Od 1937 r. w Szefostwie INT. KOP. Kpt. ze starsz. 15. 08.1924. Odznaczony KN, medalami 1918 – 1921 i 10-lecia, bdd.

L.S.2546;CAW, Ap 7630, 13313, 5398, 13861, KN 6.8.1931; ARS: M.Rubas, Katyńska lista strat polskich formacji granicznych.

Kpt. obs. Edward Walania s. Jana i Teresy z Rachonowskich, ur. 11.10.1899 r. w Leżajsku. Członek POW. W Wojsku Polskim od 1918 r. Uczestnik wojny polsko – bolszewickiej w szeregach 2 pp. Leg. Absolwent SPArt. (1921). Pełnił służbę w 2 pac. i 8 pac., następnie ukończył kurs dla obserwatorów OSLot. i został przydzielony do 2 p. lot., a od 1928 r. do 5 p. lot. Odkomenderowany z pułku jako kierownik Działu Warsztatowego Gł. Skł. Lot., pełnił tę funkcję do 1939 r.

L.S. 377; CAW, Ap 81166; J.Pawlak, Ostatnie lądowanie.

Kpt. Roman Stanisław Folwarczny s. Antoniego i Leokadii z Kurków, ur. 16.10.1898 r. w Tryńczy, pow. przeworski. Uczestnik I wojny światowej. Członek POW. W 1920 r. służył w 2 psp., brał udział w ofensywie znad Wieprza. Od 1934 r. d-ca kompanii w 38 pp. Odznaczony SKZ. Żonaty z Cecylią z Jayków, miał córki Janinę i Barbarę.

CAW, AP 169, 2486; MiD WIH, L.W.032/1 z 14.04.1940.

Ppor. rez. Zygmunt Karol Kuźniar s. Jana i Emilii ze Świstowiczów, ur. 14.06.1909 r. w Leżajsku. W 1934 r. ukończył dywizyjny kurs pchor. rez. W 17 pp. w Rzeszowie. Ppor. mianowany od 1.01.1936 r. przydzielony do 17 pp. Pracował jako urzędnik skarbowy w Łańcucie, bdd.

CAW, AP 17725;MiD WIH, L.W. z 2.04.1940; AM 2098.

Por. Franciszek Paszek s. Józefa I Zofii, ur. 5.06.1912 r. w Białobrzegach, pow. łańcucki. Absolwent gimnazjum w Łańcucie (1931). W 1931-1932 słuchacz w Szkole Podchorążych Piechoty. W 1934 ukończył Szkołę Podchorążych Artylerii w Toruniu w stopniu ppor. ze starsz. 15.08.1934 r. Przydzielony do 14 pal. pełnił funkcję oficera baterii. Por. mianowany 19.03.1938 r.

CAW, AP 5406;MID WIH, L.W.035/4 z 16.04.1940; AM 3346.

Kpt. Józef Powroźnik s. Jana I Rozalii z Graców, ur. 4.07.1906 r. w Grodzisku Dolnym, woj. Lwowskie. Ukończył Szkołę Podchorążych Piechoty w Ostrowi Maz. (1927), OSInż w Warszawie (1937) i Wydz. Mech. PW (1938). Służył w 15 pp. i w 7 baonie sap., następnie w Instytucie Techn. Uzbrojenia. Kpt. od 19.03.1939 r. Żonaty z Martą z Łuczaków. Miał córkę Dobromiłę i syna Jana.

CAW, AP14049; MiD WIH, L.W.029/1 z 04. 1940; Dane ŁRK; AM220.

Kpt. Jan Pysz s. Wojciecha i Elżbiety z Chramów, ur. 26.10.1984 r. w Grodzisku Górnym, pow. łańcucki. Działacz Strzelca. Żołnierz Legionów. W 1920 w 76 pp. Następnie służył w 3 pp. Leg., w KOP i 66 pp. Kpt. od 1.01.1931 r. W 1938 r. w Komendzie m. Torunia. Odznaczony KN, SKZ. Żonaty, miał synów Jana i Zbigniewa.

CAW, AP 10156, 1610, KN 12.05.1931, KZ 17-1078;MiD WIH, L.W.029/1 z 13.04.1940.

Michał Wańczyk s. Bazylego i Emilii, ur. 1903

Funkcjonariusz PP, bdd

L.S. 546; J. Tucholski, Mord w Katyniu

Listę powyższą zestawiono w oparciu o następujące źródła:

Kazimierz Banaszak, Wanda Krystyna Roman, Zdzisław Sawicki – Kawalerowie Orderu Virtuti Militari, W-wa 2000,

Katyń – Księga Cmentarna Polskiego Cmentarza Wojennego, Rada Ochrony Pamięci Walk i Męczeństwa, W-wa 2003

Charków – Księga Cmentarna Polskiego Cmentarza Wojennego, Rada Ochrony Pamięci Walk i Męczeństwa, W-wa 2003

Udręka i ekstaza

Autor: Tomasz Pytko

1. Oniryczno-modowe widowisko

Schyłek zimy dla leżajskiego kirkutu to czas wyjątkowo intensywnych odwiedzin. Wszystko na to wskazuje, że ściągające tu zewsząd tłumy żydowskich pątników – chcących przynajmniej raz w życiu rozścielić swój proszalny kwitełech na grobie charyzmatycznego chasydzkiego cadyka Elimelecha Weissbluma – z każdym następnym rokiem przybierają na sile. Dowodem na to jest na co dzień prawie pusta, jakby owdowiała, ciągnąca się wzdłuż cmentarza ulica Górna, zamieniająca się wtedy w gwarny, niemal straganiarsko wesoły deptak, migoczący anachronicznymi – trochę demode – męsko-damskimi tekstyliami. Jest ona zarazem sceną dla największego – w skali współczesnej Polski – niezamierzonego pokazu mody chasydzko-żydowskiej, prezentującego przekrojowo prawie całe bogactwo podróżniczo-bagażowych akcesoriów, modlitewno-rytualnych przyborów i tylko z pozoru monotonnej, wyrażającej się w różnych odcieniach czerni i bieli, garderoby.

Jeśli chodzi o liczby, w dniu 21 Adara – szóstego miesiąca w kalendarzu żydowskim, przypadającym na przełom lutego i marca czasu gregoriańskiego, czyli w kulminacyjnym momencie obchodów rocznicy śmierci czcigodnego cadyka, po bruku leżajskiego śródmieścia chodzi prawdopodobnie kilka razy więcej osób żydowskiego pochodzenia niż w okresie ich największej demograficznej ekspansji czasów tuż przedwojennych (w 1936 r. Leżajsk zamieszkiwało 1746 Żydów). Ze względu na skalę przypomina to miraż masowego zmartwychwstania czy też pospolitego ruszenia wszystkich kiedykolwiek zmarłych i pochowanych tutaj na przestrzeni wieków hebrajczyków, którzy – wybudzeni pierwszymi promieniami wiosennego słońca – postanowili przede wszystkim czym prędzej oddać cześć swojemu nieodżałowanemu rabbiemu Elimelechowi.

W tym roku rocznica śmierci chasydzkiego guru wypadła – nomen omen – w dzień i u nas odświętny, choć z zupełnie innych powodów – ósmego marca. Po fali uciążliwych mrozów, których nie szczędziła nie dająca łatwo za wygraną końcówka tegorocznej zimy, pierwszych przybywających na kirkut gości przywitała aura zgoła odmienna. I tylko z nagła odtajałe, otaczające ohel i cmentarz obfite błoto zdawało się być jedyną przeszkodą na drodze do pielgrzymkowego spełnienia. Z drugiej zaś strony, toż samo błoto, równie uciążliwe co nie pozbawione uroku, malowniczo wręcz kontrastowało z satynową czernią odświętnych butów i nogawek, dodając im – w postaci rozbryzganych plam i kleksów – bardziej pątniczego charakteru, a ich brodatym właścicielom piętna niezłomnej, gotowej na wszystko determinacji.

2. Nocna pożoga

Wielka szkoda, że tegoroczna marszruta do miejsca spoczynku chasydzkiego myśliciela i wybitnego interpretatora Tory skończyła się tak przedwcześnie i pechowo. W nocy, z ósmego na dziewiątego marca – w kilka godzin po kulminacyjnej części rocznicowych obchodów (około drugiej) – doszło do nieumyślnego zaprószenia ognia w wypełnionym po brzegi papierowymi kwitełechami ohelu. Pożar, który na szczęście nie wyrządził nikomu krzywdy, pochłonął niemal wszystkie rytualno-obrzędowe artefakty, trochę wysłużonych krzeseł, instalację elektryczną i kilka drewnianych biblioteczek z wybitymi hebrajską czcionką modlitewnikami. Nadpaleniu uległa też więźba dachowa zaś osmaleniu wszystkie wewnętrzne ściany i złota klatka kultowego grobowca. Nad ranem wszakże, w obiektywnym, rozpraszającym wszelkie apokaliptyczne zwidy dziennym świetle, widok po nocnej zawierusze nie przedstawiał się już jednak tak katastrofalnie. Co prawda, metalowe drzwi do ohelu, decyzją władz policji, straży pożarnej i konserwatora zabytków, były już zamknięte, ale na zewnątrz życie toczyło się jak gdyby nigdy nic, swoim od dawna wytyczonym, spokojnym, obojętnym na wszystko torem. Na starotestamentalnych, obrośniętych talmudycznymi brodami twarzach pielgrzymów nie widać było żadnego smutku, strachu czy choćby śladu jakiejkolwiek obawy o przyszłość chasydzkiego sanktuarium. Niektórzy nawet, w myśl teologicznej filozofii Ball Szem Towa – legendarnego inicjatora ruchu chasydzkiego, głoszącego wiarę radosną, afirmatywną, niepodszytą goryczą ascetyzmu i umartwiania się – trzymając się w transowym, śpiewno-tanecznym kręgu pod ręce wprost kpili z błahości grozy nocnego pożaru. Tylko jeden chasyd, ale można śmiało założyć, że bardziej z wyczerpania modlitewną ekstazą niż z egzystencjalnej rozpaczy, opierał czoło o zaryglowane drzwi do ohelu w geście duchowej kapitulacji.

Postscriptum

Kiedy odwiedziłem kirkut w połowie kwietnia poczułem się mile zaskoczony. W miejscu do niedawna jeszcze okopconych szpetnie ścian ohelu widniały schludne płyty gipsowe. Przy nich stały już nowe biblioteczki z rzędami pachnącej świeżym drukiem Tory. Obczyszczona z sadzy metalowa klatka, okalająca grób Elimelecha, aż kipiała od bieli nagromadzonego w niej kwitełechu. Wszystko jakby powoli wracało do normy. Trochę tylko straszno, że do normy wróciła też moda na wszędobylskie aluminiowe znicze, które – nie wiedzieć czemu – stanowczo zbyt często wchodzą w poufałe relacje z łatwopalną materią.

Geneza społeczności chasydzkiej w Leżajsku

Najprawdopodobniej pierwsze rodziny żydowskie pojawiły się na ziemi leżajskiej w drugiej połowie XVI wieku. Było to krótko po przeniesieniu lokacji miejscowości znad rzeki San w obecne miejsce. Działo się to w okresie, kiedy społeczność żydowska była przepędzana z zachodniej Europy i masowo osiedlała się w polskich miastach. Społeczeństwo żydowskie stanowiło wówczas niewielką grupę działającą na swoich prawach. Pełnili zawody głównie rzemieślnicze. Rozwój społeczności żydowskiej w Leżajsku przez lata ewoluował; pod koniec XVI wieku w mieście zamieszkiwało 70 Żydów, natomiast w 1756 roku była to liczba ok 700 osób. Dane te pochodzą z przeprowadzonego w tym roku spisu Żydów w Koronie. Dynamiczny rozwój demograficzny ludności żydowskiej przypada głównie na wiek XVIII, wtedy też odnotowuje się wzrost przyrostu w stosunku do społeczności chrześcijańskiej. Proces ten zatrzymał się wraz z pojawieniem się procesów migracyjnych społeczeństwa żydowskiego na ziemiach polskich. Żydzi zaczęli się przemieszczać z Leżajska albo do większych miast w ówczesnej Polsce: Lwowa, Krakowa, Przemyśla, albo do innych krajów na terenie monarchii Habsburgów i do Palestyny (Gąsowski, 1996, s. 549). Bardzo ważnym wydarzeniem w historii leżajskich Żydów były narodziny gminy żydowskiej pod koniec XVIII wieku. Gminę tę, stanowiła zbiorowość żydowska z miasta i okolicznych wsi. Funkcję zarządzającą pełniła rada – kahał, w której skład wchodzili przedstawiciele najzamożniejszych rodzin. Decydowali oni o rozdziale podatków, o przyjmowaniu obcych do gminy oraz reprezentowali gminę na zewnątrz. Ważną osobistością był rabin, w tradycji żydowskiej nieskalany autorytet w sprawach religijnych. O wyborze rabina również stanowiła rada.

Istotną rolę w gminie pełniły bractwa, np. Chewra Kadisza – Bractwo Dobrej Śmierci czuwające nad chowaniem zmarłych. Do obowiązków członków takiego bractwa należała opieka nad umierającym w jego domu, czuwanie i modlitwa. Po jego śmierci Bractwo organizowało taharę, robiło trumnę, szyło całun. Również podczas uroczystości pogrzebowych odprowadzano zmarłego do grobu i go grzebano. Do obowiązków Bractwa należała także ocena pobożności pochowanego i decyzja o miejscu spoczynku. (Jagielski, 2008, s. 5).

Istnienie gminy miało głębokie znaczenie dla zachowania tożsamości. Zapewniało ochronę przed światem zewnętrznym i umożliwiało życie według zasad talmudu. Tahara – rytualne oczyszczenie zwłok.

Sztetl – małe skupisko miejskie, zachowujące tradycyjną obyczajowość żydowską. Przełom w dziejach leżajskich Żydów nastąpił, kiedy miasto stało się ważnym ośrodkiem chasydyzmu, dzięki przybyciu w 1772 roku cadyka Elimelecha Ben Eleazara Lipmanna, który do 1775 roku pełnił funkcję rabina. Był on uczniem Dow Bera z Międzyrzecza; mówiono o nim, że jest lekarzem dusz (Potocki, 2008, s. 70). Przywództwo po Elimelechu objął jego brat Szuja z Annopola, a jego następcą został najstarszy syn Elimelecha Eleazar. Społeczność żydowska przekształciła się wówczas w sztetl, stając się tym samym wspólnotą o bardzo restrykcyjnych zasadach i wartościach, całkowicie zamkniętą na wpływy z zewnątrz. Zmiany zachodzące w świecie zewnętrznym, postęp i rozwój kulturowy spowodowały stopniowe zrywanie Żydów z istniejącą izolacją poprzez częściowe ścieranie się kultury żydowskiej i polskiej.

Głównym zajęciem żydowskich mieszkańców miasta był w tym okresie handel oraz rzemiosło – głównie rzeźnictwo i krawiectwo, z czasem pojawiały się kolejne zawody. Ważną rolę ogrywało obrabianie skóry i produkcja alkoholu, która przynosiła duże zyski. Istotnym zajęciem było także rolnictwo. Żydzi zajmowali się spławianiem zboża do Gdańska i sprowadzaniem wyrobów przemysłowych. Z czasem zmieniała się struktura społeczna społeczności żydowskiej w Leżajsku. Na przełomie XIX i XX wieku pojawiły się osoby wykształcone, powstało drobnomieszczaństwo i grupa biedoty. Proces ten przerwał wybuch I wojny światowej, kiedy to wielu mieszkańców zostało wywiezionych na wschód przez Rosjan. Trudno było odbudować gospodarkę w powojennym Leżajsku, niemniej jednak Żydzi bardzo do tej odbudowy się przyczynili. Relacje między Leżajszczanami a Żydami opierały się jednak na kontaktach na płaszczyźnie gospodarczej, co powodowało konflikty na gruncie zawodowym, wynikające z rywalizacji w handlu. Społeczność żydowska stanowiła dość szczelną grupę, wyróżniającą się wśród mieszkańców Leżajska. Posiadali zazwyczaj niemiecko brzmiące nazwiska, nie identyfikowali się jednak z Niemcami. Ludność żydowska początkowo mieszkała blisko siebie. W Leżajsku jednak nie istniały żadne regulacje prawne nakazujące zamieszkiwanie w odrębnej grupie (getcie), w związku z tym rozprzestrzeniła się ona w różnych częściach miasta. Mimo to do wybuchu II wojny światowej zajmowali głównie domostwa w śródmieściu, bardzo widoczną na ulicach miasta.

Trudno określić, ilu żydowskich mieszkańców było w Leżajsku przed wybuchem II wojny światowej. Przeprowadzano spisy nazwisk, jednak biorąc pod uwagę, że pod jednym nazwiskiem mogło zamieszkiwać kilka rodzin, spisy te nie są rzetelnym źródłem informacji demograficznych. Gmina opóźniała obowiązujący wtedy spis nowonarodzonych i nowoprzybyłych, dlatego liczba tych osób mogła się zwiększyć nawet do 2000. Wraz z wybuchem II wojny światowej, wypędzono z Leżajska ok 1600 Żydów, z których to ok. 1941 roku wróciło 80 – 100 osób. Przebywający na terenie Leżajska byli zmuszani do ciężkiej pracy. W 1941 Niemcy utworzyli getto, które znajdowało się na ulicy Bóżnic ( Ruin) i Górnej. Mieszkali tam głównie ludzie starsi, kobiety i dzieci, żyjąc w trudnych warunkach gdzie panował głód i choroby. W 1942 roku odbyła się masowa egzekucja na miejscowym cmentarzu, a część Żydów wywieziono. Na początku 1943 roku w Leżajsku mieszkało tylko dwóch Żydów. Wiadomo, że Żydzi, którzy przetrwali okres wojny, zazwyczaj osiedlali się w Izraelu, USA i innych państwach. Niewielu z nich powróciło do Leżajska po wojnie; ci co wrócili zamieszkali na krótko, by następnie wyjechać na stałe z Leżajska. Wszystkie pozostałości kultury żydowskiej zostały zniszczone, spalono dwie synagogi, nie było już cmentarza, a domy, które ocalały, nie należały już do żydowskich właścicieli. Pozostałości po społeczności żydowskiej w Leżajsku nie jest wiele. Pamiątką po ludności chasydzkiej jest gównie odbudowany w 1988 roku przez Fundację Rodziny Nissenbaumów ohel cadyka Elimelecha. Od tego czasu Żydzi pojawiają się w mieście na grobie cadyka Elimelecha co roku, w jego rocznicę śmierci dnia 21 miesiąca Adara według żydowskiego kalendarza; jest to ruchome święto, wypada zazwyczaj na początku marca. Są to masowe pielgrzymki z całego świata. Ponadto, zachował się również cmentarz przy ohelu. Sporadycznie zdarza się, że Żydzi zgłaszają zainteresowanie kupnem ziemi w Leżajsku.

Chasydzkie pielgrzymowanie do grobu Elimelecha i innych cadyków.

Nikogo już nie dziwi widok spacerujących po ulicach Leżajska czy modlących się w ohelu chasydów. Stał się on stałym elementem krajobrazu miasta. Każdego roku, w rocznicę śmierci cadyka Elimelecha przyjeżdżają na jego grób pielgrzymi z całego świata. Elimelech był następcą Wielkiego Magida – głównego teoretyka chasydyzmu Dow Bera. Należał do grupy wędrownych kaznodziei, którzy przekazywali idee życia chasydzkiego. W 1772 roku Elimelech porzucił wędrowny tryb życia i zdecydował się na osiedlenie w Leżajsku. Podczas swojego pobytu w Leżajsku napisał dzieło Noam Elimelech („Łagodność Elimelecha”), w którym zawarł swoje przekonania dotyczące znaczenia roli cadyka jako przywódcy pośredniczącego między Bogiem a ludem (Gładyś, 2006, s.187-198). Za życia Elimelecha odwiedzano go by prosić o wstawiennictwo do Boga, wierzono bowiem, że cadyk pełni rolę pośrednika między ludźmi, a Bogiem. Spotkania te odbywały się na dworze cadyka, najczęściej przy okazji jakiegoś święta, takiego jak Rosz Ha Szana (Nowy Rok Żydowski), czy Jom Kipur (Święto Pojednania). Kiedy jednak nie przyjmował wiernych, zostawiano mu karteczki z zapisanymi prośbami, kwitłech. Także po śmierci cadyka, w 1786 roku zanoszono prośby do wybudowanego po jego śmierci drewnianego ohelu umiejscowionego na cmentarzu w Leżajsku. Ruch pielgrzymkowy trwał do wybuchu II wojny światowej, która spowodowała likwidację miejsc kultu religijnego. Spalono synagogę, a cmentarz zdewastowano. Wiele grobów rozkopano, a tablice nagrobne wykorzystano do wybrukowania leżajskiego rynku. Również grób Elimelecha zniszczono, a jego szczątki prawdopodobnie zostały wykopane (Gładyś, 2006, s.187-198).

Ohel – rodzaj żydowskiego murowanego grobowca, w formie kaplicy. Pierwsze pielgrzymki po wojnie rozpoczęły się w latach 70. Były to grupy pątników z USA, którym przewodził Mendel Reichberg, rabin, który po wojnie wyemigrował do Stanów Zjednoczonych. Pielgrzymowanie do ohelu cadyka długo odbywało się indywidualnie, natomiast masowe grupy wiernych zaczęły przybywać do Leżajska dopiero w drugiej połowie lat osiemdziesiątych. Wówczas, dzięki Fundacji Rodziny Nissenbaumów, ohel został wyremontowany. W tym samym czasie przystosowano do obsługi pielgrzymów znajdujący się niedaleko grobu cadyka dom modlitw. Mieści się w nim sala modlitw, stołówka i mykwa. Tradycja żydowska nakazuje Żydom kąpiel w mykwie codziennie przed modlitwą. Woda natomiast musi być uzbierana z deszczu, albo pochodzić z najbliższego źródła. Wcześniejszy brak mykwy zmuszał chasydów do obmywania się w płynącym nieopodal Leżajska Sanie, bądź korzystali oni z metalowego rozkładanego basenu. Do wzmożonego ruchu pielgrzymkowego w Leżajsku przyczynił się okres transformacji politycznej w Polsce pod koniec lat osiemdziesiątych XX wieku i idące za tym zmiany w dostępności kraju dla turystów. Od tamtego czasu liczba pielgrzymujących waha Od tamtego czasu liczba pielgrzymujących waha się od 1,5 – 10 tysięcy rocznie.

Dokładnych pomiarów nigdy nie przeprowadzono, ze względu na charakter chasydzkich pielgrzymek. Niewielu chasydów podczas rocznicy śmierci cadyka Elimelecha nocuje w Leżajsku, najczęściej autobusy z pątnikami przyjeżdżają do miasta na ok. 2 godziny, a kiedy wyjeżdżają przybywa następna grupa. Poza tym Żydzi odwiedzają ohel w ciągu roku. Dane dotyczące ilości pielgrzymów oparte są na szacunkach prasy, policji i Fundacji Chasydów Leżajsk oraz na podstawie ruchu lotniczego w Rzeszowie, Krakowie i Warszawie. Celem pielgrzymek jest oczywiście miejsce pochówku Elimelecha. Modlitwa trwa zazwyczaj kilka godzin, gdyż ohel nie mieści więcej niż dwieście osób. Najczęściej chasydzi jadą później odwiedzać groby innych cadyków w Polsce. Najbliżej położony ohel znajduje się w Łańcucie, a nieodległe również w Dynowie, Ropczycach, Cieszanowie, Sieniawie, Rzeszowie, Jarosławiu i Rymanowie (Gładyś, 2006, s.187-198). Poniższe fotografie przedstawiają pielgrzymkę chasydów do grobu cadyka Elemelecha z marca b.r. mykwa – miejsce do rytualnych kąpieli.

Życie mieszkańców miasta Leżajska w czasach I wojny światowej w latach 1914–1918

Utrata niepodległości w 2. połowie XVIII wieku była tragedią dla całego narodu. Czas trwania zaborów przeciągał się, ale wszyscy wierzyli, że przyjdzie ich kres i że odzyskamy wolną ojczyznę. Marzenia i czyny zbrojne przeplatały się wzajemnie. Odczucia takie i pragnienia można odczytać nie tylko w dziełach klasycznych, ale i w skromnych pamiętnikach, jakie pozostały po naszych przodkach, pochodzących z naszego terenu. Zostały wykorzystane przy pisaniu niniejszego artykułu, o położeniu i życiu ludności Leżajska i okolic na początku XX wieku i w okresie I wojny światowej.

 

ŻYCIE W MIEŚCIE NA POCZĄTKU XX WIEKU

Niełatwe warunki życia mieszkańców Leżajska w zaborze austriackim uległy wyraźnemu pogorszeniu na skutek kilku pożarów, jakie wybuchły na początku XX wieku. Pierwszy pożar miał miejsce w 1903 roku i trwał trzy dni, ale o wiele groźniejszy był drugi z 26 lipca 1906 roku. Rozpoczął się on od posesji położonej przy ulicy Sandomierskiej, a następnie przeniósł się na zabudowania położone przy ulicach: Mickiewicza, Wesoła, plac Szkolny, Bożnicza, Rzeszowska i Jatkowa. W sumie spłonęło około 185 budynków mieszkalnych i 144 obiekty gospodarcze. Straty oszacowano na około 1 milion koron. Poszkodowanych zostało około 1713 mieszkańców. Po zakończeniu akcji gaśniczych podjęto działania związane z opracowaniem nowego planu zagospodarowania rynku, (o wymiarach 138 m na 172 m) i posesji położonych obok niego. Opracowania planu podjął się inż. Mikołaj Czajkowski, a następnie Franciszek Jakubek. Przy okazji wprowadzono nazwy ulic i wytyczono ich nowy przebieg. Wznoszone domy były murowane, kryte dachówką, łupkiem lub blachą. Zaprowadzono numerację domów. Podjęto również pierwsze działania na rzecz budowy wodociągów i kanalizacji w centrum miasta, gdyż klasztor oo. Bernardynów posiadał własne ujęcie wody, znajdujące się w zachodniej części dzielnicy Podklasztor. W 1904 roku dokonano tam wymiany rur dębowych na metalowe. Woda płynęła pod naturalnym ciśnieniem. Po uruchomieniu w dniu 14 stycznia 1900 roku linii kolejowej Przeworsk–Rozwadów, wybudowano studnię głębinową przy ulicy Sandomierskiej, z której podciągnięto wodociąg do stacji kolejowej. Z tych wodociągów korzystano do lat 60. XX wieku. Na terenie miasta znajdowało się 9 studni głębinowych, z których korzystali mieszkańcy Leżajska. Z czasem Leżajsk stawał się miejscowością coraz bardziej atrakcyjną zarówno dla przedsiębiorców, jak i pątników. Leżajsk był miastem wielowyznaniowym. Zamieszkiwali tu wyznawcy religii rzymskokatolickiej, grekokatolickiej, judaizmu i protestanci. Współżycie między nimi układało się poprawnie. Wspólnie zasiadali w Radzie Miejskiej czy w Radzie Szkolnej. Wspólnie witali przybyłych do miasta dostojnych gości. Czasami dochodziło do różnych sprzeczek, dotyczących np: podwyższania podatków miejskich, udzielania pomocy przy wznoszeniu domów użyteczności publicznej innym wyznawcom np. grekokatolikom, domu ludowego „Proświty”. Ale solidarność była widoczna podczas obchodów różnych uroczystości, związanych z rocznicami narodowymi. Przykładowo, w kościołach, cerkwi i synagodze odprawiano nabożeństwa i modły z okazji sprowadzenia doczesnych szczątków Adama Mickiewicza do Krakowa i złożenie ich na Wawelu, rocznicy Konstytucji 3 maja i innych ważnych wydarzeniach. Miasto powoli rozwijało się pod względem gospodarczym. Wykorzystano lokalne warunki do rozwoju drobnej wytwórczości i rzemiosła. Wprawdzie jedne zawody zaczęły wymierać, ale powstawały nowe. Zrezygnowano np. z produkcji garncarskiej na rzecz produkcji kafli i potrzebnej do odbudowy cegły. Garnki gliniane były wypierane przez żeliwne lub miedziane. Glinę wydobywano ze złóż znajdujących się w rejonie Starego Miasta, w Leżajsku w kierunku Wierzawic. Rozwijać zaczęło się koszykarstwo, które przywędrowało z pobliskiego Rudnika n. Sanem. Utworzono Szkołę Koszykarską przy ulicy Sandomierskiej (stąd starsi mieszkańcy mówili, że idą na ulicę Koszykarską). W celu sprawnego i tańszego zakupu dewocjonaliów, miejscowi kramarze utworzyli Chrześcijańską Spółkę Kramarzy. Dyrektorem jej został o. Fulgenty Szklanny, członkami zaś byli: Franciszek Bereziewicz, Antoni Gwożdziewski, a prezesem Sebastian Maruszak. Spółka liczyła 22 członków i posiadała własny statut. W 1910 roku utworzono kolejną Spółkę Wyrobu Zabawek i Towarzystwo z Ograniczoną Poręką. Założycielami byli: Marian Garbacki i Władysław Szczepanik. Rozwijało się też rzemiosło. Popularne wśród mieszkańców Leżajska stały się zawody murarza, sztukatora czy malarza. Rzemieślnicy ci przyczynili się do odbudowy Leżajska po pożarach. Pracowali także i w innych miejscowościach Galicji. Znane były całe rodziny, które wykonywały powyższe zawody np.: Kisielewiczów, Markiewiczów, Mazurkiewiczów, Kordasów, Kordalów, Komarnickich, Krawczyków i innych. Kunszt sztukatora przechodził z ojca na syna w rodzinach: Musztafów, Wilczków, Nerów, Ordyczyńskich, Kisielewiczów, Goździewskich, Bereziewiczów, podobnie jak zawód rzeźnika w rodzinach: Karasińskich, Tryczyńskich, Deców i innych. Leżajsk znany był również z doskonałego piwa i wytwórni wódek i likierów Browar i wytwórnia znajdowała się przy ulicy Mickiewicza, (obecny ogródek jordanowski i Szkoła Muzyczna). Rozwijający się ruch pielgrzymkowy dwóch religii monoteistycznych (katolicyzmu i chasydyzmu) wpływał na rozwój bazy hotelowej oraz jadłodajni – restauracji. Dodajmy, że rocznie leżajskie sanktuarium odwiedzało około 100 tysięcy pielgrzymów, których trzeba było wyżywić i zapewnić im nocleg. W Leżajsku istniały również zakłady rzemieślnicze prowadzone przez mieszkańców pochodzenia żydowskiego. Zajmowali się głównie wytwarzaniem wyrobów sukienniczych, naczyń kuchennych i innych. Obok działalności gospodarczej władze miasta duży nacisk kładły na edukację m.in. poprzez podwyższanie stopnia organizacji szkolnictwa podstawowego, utworzenie Szkoły Koszykarskiej w 1909 roku, a w 1912 roku powołano Gimnazjum Realne. Przyuczaniem do zawodu zajmowali się także miejscowi rzemieślnicy zarówno pochodzenia polskiego, ruskiego, jak i żydowskiego. Ważnym zadaniem władz lokalnych było dokonywanie poboru rekruta do służby wojskowej w armii austro-węgierskiej. Najczęściej służbę odbywali oni w: Przemyślu, Sokalu, Jarosławiu Tarnowie, a także w innych miejscowościach na obszarze monarchii. W pierwszych latach XX wieku zauważalne było także zainteresowanie młodzieży działalnością nowo powstałego w 1903 roku Gniazda Towarzystwa Gimnastycznego„Sokół”. Towarzystwo to najpierw zajmowało się rozwojem sportu przez powstające sekcje sportowe i propagowaniem turystyki, a także organizowało różne imprezy o charakterze patriotycznym. Przykładem mogą być spotkania z weteranami powstania styczniowego, uczestnictwo w Zlocie Grunwaldzkim w Krakowie w 1910 roku, czy organizowanie obchodów rocznic uchwalenia Konstytucji 3 maja i innych. Zbierano również fundusze na budowę pomnika Adama Mickiewicza i pomnika Grunwaldzkiego w Krakowie. Długoletnim prezesem „Sokoła” w Leżajsku był Stanisław Wodziński, a oddziału żeńskiego Maria Reichertowa z Wodzińskich. W działalność tę prawdopodobnie włączył się inż. Władysław Sikorski, który czasowo mieszkał w Leżajsku, gdyż prowadził tu prace przy regulacji Sanu. Po latach stagnacji znowu wzrosła aktywność leżajskiego „Sokoła”, między innymi z inicjatywy Franciszka Larendowicza – organisty w klasztorze oo. Bernardynów, malarza Władysława Bąkowskiego, (który prowadził prace konserwatorskie w klasztorze), miejscowego kupca Władysława Haszty. W celu zachęcenia młodzieży do działalności utworzono kółko fotograficzne. W tym kółku aktywnie działał Włodzimierz Popiel. Powyżsi działacze w 1912 roku postanowili utworzyć Związek Strzelecki. Włodzimierz Popiel w oparciu o sprowadzony wzór statutu Krakowskiego Związku Strzeleckiego opracował statut Polskiej Drużyny Strzeleckiej w Leżajsku. Po otrzymaniu odpowiedniego zezwolenia od władz powiatowych z Łańcuta, powołano do życia Polską Organizację Strzelecką. Pracami Wydziału i Zarządem aktywnie kierowali Stanisław Mochylski, pełniąc funkcję prezesa. Wiceprezesem był Włodzimierz Popiel, sekretarzem Tomasz Sokalski, skarbnikiem Wacław Haszto, gospodarzem Franciszek Larendowicz, a komendantem drużyny Walenty Sztaba. W celu pozyskiwania funduszy organizowano różne imprezy. Za zgromadzone pieniądze zakupiono mundury i karabiny dla drużyny strzeleckiej, organizowano wycieczki. Działalność tej drużyny trwała do wybuchu I wojny światowej. Co pewien czas do Leżajska przyjeżdżał ze Lwowa mjr Furgalski, który prowadził zajęcia instruktażowe związane z budową i posługiwaniem się bronią. Pomyślny rozwój ekonomiczny i przeobrażenia społeczne zostały przerwane wybuchem I wojny światowej.

 

PIERWSZE NIEPOKOJE WOJENNE

Miesiące maj i czerwiec 1914 roku w Galicji były bardzo gorące, zarówno pogodowo, jak i w sytuacji politycznej. Sytuacja była bardzo napięta i niepewna, bo w każdej chwili mogła przerodzić się w zbrojny konflikt. Austriacy przygotowywali się do wojny poprzez rozmieszczanie wojsk, w tym również w Leżajsku i okolicy. Do Leżajska przybyła II Kompania 85. pułku Rawskiego na ćwiczenia. Jej wizytację przeprowadził w dniu 23 czerwca 1914 roku arcyksiążę Ferdynand Karol, syn arcyksięcia Karola Stefana z Żywca, który wraz z towarzyszącymi osobami zakwaterował w klasztorze oo. Bernardynów. …wnet wszyscy u nas zanocowali. Zauważyliśmy, że w obcowaniu arcyksiążę był nader towarzyskim i przystępnym, tej hardości jaką się spotykało niekiedy u innych Habsburgów w nim nie było wcale. Uderzyło nas to wielce, gdy wyjeżdżając z Leżajska przy pożegnaniu rzekł te słowa: my tu wrócimy1. 28 czerwca 1914 roku doszło do tragicznego w skutkach zamachu w Sarajewie. Został zamordowani arcyksiążę Ferdynand następca tronu i jego żona Zofia. Wiadomość ta dotarła do Leżajska w godzinach wieczornych (tak opisuje w swoim pamiętniku Julia 28 czerwca byliśmy na „Wielkim festynie” w Leżajsku. Wśród wesołej zabawy po paru godzinach przystępuje do nas p. Czechowiczówna nauczycielka i mówi: co za okropna wiadomość. We „Lwowie” zastrzelono arcyksięcia następcę tronu. Wieść z elektryzowała wszystkich, chcemy wiedzieć, co jest na rzeczy? Czy to prawda? Skąd ta wieść? Dowiadujemy się, że arcyksięstwo zabici bombami w Serbii, że z dworu hrabiego Potockiego zawiadomiono telefonicznie p. Beera nadleśniczego w Leżajsku Hr. Potocki był podobno dobrym znajomym, czy przyjacielem arcyksięcia, a może jego otoczenie, więc taką wieść otrzymał. Wśród różnych pogłosek czekamy z upragnieniem dziennika. Ale to był dzień niedzielny, zaś następny świąteczny (Piotra i Pawła), więc gazetę otrzymaliśmy dopiero we wtorek i to nadzwyczajny dodatek. Tak więc doczekaliśmy pewniejszych wiadomości. Zaczęło się pilne śledzenie wypadków, pełne różnych przypuszczeń i wniosków, bo czuliśmy, że to zaczątek ważnych dziejów, a może zarzewie dawno oczekiwanej wojny europejskiej2 . Mieszkańcy zaczęli pilnie śledzić bieg wydarzeń od 28.06 do 28.07.1914 roku. Wymiana not między rządami Austro-Węgier a Serbią nie przyniosła pozytywnych rezultatów. Doszło do zaognienia stosunków między tymi państwami, a następnie do wypowiedzenia wojny Serbii w dniu 28 lipca 1914 roku. Po wypowiedzeniu wojny ogłoszona została powszechna mobilizacja, która objęła mężczyzn z Leżajska i z okolicznych miejscowości. Najpierw zmobilizowano mężczyzn w wieku 21–35, następnie od 19. i powyżej 35. roku życia. Mobilizacji towarzyszył płacz żon, dzieci, narzeczonych, matek, ojców. Pociągi przejeżdżające przez Leżajsk były przepełnione żołnierzami. Zmobilizowani udawali się do punktów zbiorczych w Jarosławiu, Przemyślu, Rzeszowie, Tarnowie, Krakowie i do innych miejscowości. Na stacji był wielki bałagan. Kto nie dostał się do pociągu, musiał biwakować pod gołym niebem. Na szczęście w tym czasie noce były ciepłe i pogodne. Wraz z mobilizacją żołnierzy, dokonywano także poboru koni oraz bydła. Selekcja była ostra. Konie dla wojska musiały być zdrowe i dobrej kondycji. Po zakwalifikowaniu przekazywano je najczęściej do punktów zbornych w Jarosławiu i Przemyślu. Na klasyfikacji koni trzeba było się znać. W Leżajsku zajmował się tym m.in. Roman Peitler wraz miejscowymi Żydami. Mieszkańcy musieli dostarczyć dla potrzeb wojska pewną ilość bydła i trzody chlewnej. Bydło było na ogół w gorszej kondycji mięsnej, ponieważ brakowało odpowiedniej karmy. Ze względu na panującą od dłuższego czasu suszę, brakowało dobrej jakościowo trawy i siana. Jednak ta susza nie zaszkodziła urodzajowi zbóż i owoców. Cała mobilizacja przeprowadzona została w okresie sierpniowego odpustu. W klasztorze leżajskim jest odpust Porcjunkuli, uczestniczyło w nim wielu wiernych, w tym poborowych, których postanowiono w pierwszej kolejności spowiadać, aby umożliwić im jak najszybszy wyjazd do punktów zbornych. Kobiety spowiadano w godzinach późniejszych. Nad realizacją tych ustaleń czuwał gwardian Sergiusz Michna.

 

LEŻAJSK NA SZLAKU DZIAŁAŃ FRONTU WSCHODNIEGO

Na początku sierpnia pojawiły się w Leżajsku pierwsze patrole zwiadowcze wojsk austriackich. Byli to dragoni w liczbie 19, pod dowództwem rotmistrza Festenburga. Następnie zjawili się husarzy węgierscy pod dowództwem rotmistrza Żołny. Zadaniem tych patroli było przygotowanie i rozpoznanie terenu wzdłuż rzeki San. W połowie sierpnia zwiększyła się liczebność wojsk austriackich, złożonych przeważnie z Węgrów, Austriaków, Niemców, Czechów, Tyrolczyków. Rozmieszczono ich po domach i ogrodach mieszkańców Leżajska. Zauważalne również były ruchy migracyjne mieszkańców Leżajska, głównie pochodzenia żydowskiego i ruskiego, którzy udawali się w kierunku wschodnim lub zachodnim. Drugi odpust sierpniowy Wniebowzięcia Matki Bożej w dni 15 sierpnia był bardzo skromny. Na msze odpustowe przybyli tylko mieszkańcy Leżajska i okolicznych wsi, brakowało pielgrzymów z odległych miejscowości. W dniu 18 sierpnia 1914 roku miała miejsce szczególna uroczystość. Była to rocznica urodzin cesarza Franciszka Józefa I. Z tej okazji została odprawiona przy stacji kolejowej uroczysta msza św. Oddano honory wojskowe, a następnie przeprowadzono próbne ćwiczenia I baterii artylerii. Ogólnie atmosfera była jednak bardzo napięta, wszędzie przygotowywano się do działań wojennych. We wrześniu rozpoczęły się walki nad Sanem na linii Sieniawa–Krzeszów. W Leżajsku słychać było odgłosy wystrzałów z broni maszynoweji artylerii. Nauka w szkołach została przerwana, a budynki szkolne zajęło wojsko. Wieści z linii frontu były niepomyślne. Pociągi przestały kursować z chwilą wysadzenia mostu kolejowego na Trzebośnicy w Rudzie. Kwaterowano również cofające się „nasze” wojska. Udzielano rannym pomocy sanitarnej i żywnościowej, z czego byli bardzo dumni. Walki na linii Sanu Austriacy przegrali i zaczęli się wycofywać. Wśród cofających się brakowało Polaków. Brak Polaków tłumaczono sobie w następujący sposób …mówimy sobie nasze wojsko-bo walczą w naszym kraju i bronią państwa austriackiego przed wydarciem jednej prowincji, bronią także nas przed zalewem moskiewskim. Ale to nie są nasi, bo są tu sami Węgrzy, Niemcy, Austriacy, Czesi i Tyrolczycy. Robimy smutne przypuszczenie, że polscy żołnierze są pod mogiłą lub leżą w szpitalach, chociaż mówią nam, że są jeszcze polskie pułki. Nie biorą udziału w tutejszych walkach, ale gdzie są, trudno nam się dowiedzieć. Ostatni transport ze stacji Leżajsk odszedł w dniu 15 września 1914 r3. W nocy 16 na 17 września 1914 r. zostały spalone magazyny na stacji kolejowej w Leżajsku.

 

IX 1914 R.– ROSJANIE W LEŻAJSKU

Po przegranej bitwie na linii Sieniawa–Krzeszów wojska austriackie wycofały się. Do Leżajska weszły oddziały rosyjskie. Najpierw pojawiły się patrole kozackie, które miały na celu rozpoznanie terenu i sytuacji, a następnie zaczęły napływać liczne oddziały rosyjskie. Zachowanie ich było okropne: …a upewniwszy się, że odeszli przybywają coraz liczniej, wreszcie zjawiła się armia regularna, piechota, artyleria itd. Żywności wiozą ze sobą bardzo mało, a co im potrzebne rekwirują, zwłaszcza z pól zabierają wszystko co pozostało, a więc kartofle, kapustę, buraki, i co tylko było. Jednym płacą za to, innych nawet się nie pytają tylko grabią…4 . Jednak walki nie zakończyły się. W dalszym ciągu toczyły się walki o most na Sanie w Starym Mieście, który ostatecznie dostał się w ręce Rosjan. W międzyczasie Austriacy zniszczyli ten most. Zwiększyła się liczba wojsk rosyjskich w Leżajsku i okolicznych wsiach. Mieszkańcy przeżywali tragiczne chwile. Wojsku rosyjskiemu brakowało żywności, odzienia i kradło co się dało. Szczególnie trudne chwile przeżył klasztor w nocy z 3/4 października, ponieważ wtedy to przypada odpust św. Franciszka. I ten odpust był nieudany. Zamiast pielgrzymów przybywało wojska wokół sanktuarium. …Noc ciemna, zimna, dżdżysta,- gdzie okiem sięgnąć naokoło klasztoru i na całym Podklasztorze jeden obóz. Setki ognisk wszędy płoną, na te ogniska idą parkany, deski, gonty z ogrodzenia, przygotowany materiał budowlany, wszystko to rąbią i palą. Drżeliśmy, by nie zaprószono gdzie ognia. Na Łanie klasztornym zabierają nam bydło, za dwie piękne krowy i buhaja zapłacili aż 20 rubli. Prócz tego zabierają przemocą siano, koniczynę i co tylko mogą, a wszystko wywożą do Rudy lub za San. Na naszym folwarku na Łanie w nocy z 2/3 X urządzili napad pod pozorem, że zaraz mają nadejść Kozacy i rabować, więc oni pragną ocalić przed rabunkiem. Ratowali w ten sposób, że wypuścili wszystko bydło ze stajen, potem zagnali do ogrodu, w ogrodzie rozebrali parkan, i z krzykiem i wrzaskiem wygnali je w pole. Służba wraz z bratem Pacyfikiem broniła bydła, lecz rady dać nie mogli, bo Moskali było o wiele więcej, przy tym strzelali, to jednak tym strzelaniem nie mało poczynili strachu5 . Duże straty poniosło gospodarstwo klasztorne Łan w Przychojcu, które pozostało na łasce kozactwa. Kolejny rabunek miał miejsce w dniu 9 października w dzielnicy Podklasztor w sklepach u Haszty, Garbackiego i w restauracji u Kurowskiego. W tym dniu Rosjanie zaczęli kopać okopy na linii Gillersshof ku Chałupkom od strony zachodniej. Trud ich jednak był daremny.

 

X 1914 R. – AUSTRIACY W LEŻAJSKU

Szybki marsz wojsk austriackich spowodował, że powrócili do Leżajska w dniu 10 października. Rosjanie wycofali się za San. Wśród mieszkańców mieszkańców Leżajska, a szczególnie wśród ludności żydowskiej i ruskiej, ponownie zapanował popłoch. Zaczęli szybko pakować swoje rzeczy i opuszczać Leżajsk. Podobna sytuacja miała miejsce w okolicznych wsiach. . Zachowanie powracających wojsk austriackich budziło wiele zastrzeżeń. Szczególnie arogancka była postawa sztabu wojskowego po wejściu do konwentu. …Około godziny 7.30 rano wszedł do konwentu cały sztab 25 dywizji 14-go korpusu, oficerów pcha się bezliku wraz z żołnierzami, każą otwierać wszystkie cele, a nam się wynosić. Dopiero stanowczość ojca gwardiana ich powstrzymała, który im oświadczył, że raczej pozabijać się dadzą, a klasztoru nie opuszczą. Nie wypędzono nas wprawdzie z klasztoru, lecz pozabierano nam wszystkie cele, i obrócono je w kancelarie wojskowe, tudzież na telefony i inne swe użytki. Tak samo zabrano nowicjat, sale rekreacyjne dla młodzieży, i tam po wyrzuceniu całego urządzenia, jak np. stoły, szafki, stołki itd. umieszczono 67 oficerów. Nie uszła swego losu biblioteka, gdzie się wdarli żołnierze. Bez zapytania się wyważyli drzwi do westjarji czyli szatni, gdzie przechowywana była bielizna wszystkich zakonników i odzież i w oka mgnieniu rozdrapali te rzeczy żołnierze dla siebie. W reflektarzu wielkim zrobili kancelarię sztabową, salkę obok celi ojca gwardiana zajęli oficerowie na swe narady, a dla wszystkich zakonników zostawiono tylko jeden niewielki pokój poza wspomnianą salką. Z kuchni wyrzucono braciszka kucharza, a naczyniem kuchennym posługiwali się jak gdyby własnym. Poza tym wszystkie korytarze dolne i górne zajęli żołnierze i pokotem się na nich rozłożyli. Można sobie wyobrazić jaki tam wkrótce stał się porządek i jaki zaduch zabójczy…6 . Tegoż samego dnia, tj. 10 października, przyprowadzono 1400 jeńców rosyjskich wziętych do niewoli nad Sanem i umieszczono ich na cmentarzu kościelnym czyli na dziedzińcu między „Bramką” a kościołem na placu rajskim. Zabitych pochowano powyżej posesji Niemczyków przy dzisiejszej ulicy Przemysłowej. …Z tego miejsca, zresztą strzeżonego i zamkniętego, nie wolno było jeńcom nigdzie wychodzić, więc swe potrzeby naturalne spełniało 1400 jeńców na miejscu poświęconym, bo na tym cmentarzu, dookoła murów kościoła leżajskiego, które niesłychanie zaraz w pierwszym za plugawione zostało. Smród był tak okropny, że zapełnił kościół cały…7 .

 

XI 1914 R. – W LEŻAJSKU PONOWNIE ROSJANIE

Walki nad Sanem koło Leżajska trwały do 4 listopada i zakończyły się klęską wojsk austriackich oraz ich odwrotem. Wojska rosyjskie szybko podjęły się odbudowy zniszczonego mostu na Sanie w Starym Mieście. Przy odbudowie zaangażowali mężczyzn z Leżajska i z okolicznych wsi. …Z lasu klasztornego .wycięli 1000 sztuk dorodnych sosen, świerków, jodły oraz 30 sztuk sosen masztowych po 28 metrów każda. Tym razem nie mieszkali w klasztorze8 . Walki trwały, a życie mieszkańców Leżajska i okolic toczyło się swoim torem; trzeba było żyć. Pogorszyły się warunki bytowe. Brak było pracy. Płody rolne, które nie zostały zebrane z pól, uległy zniszczeniu w wyniku działań wojennych. Na rynku ceny żywnościowe gwałtownie wzrosły. W październiku 1914 roku ceny w Leżajsku kształtowały się: …1 kg cukru 2K 40h, 1 l. nafty 1k 50h, 1 l. spirytusu 1K 20h, pudełko zapałek 6 h, tabliczka czekolady 26 h, 1 kg soli 2K. Dla porównania trzy miesiące przed wojną te same artykuły kosztowały/w powyższym porządku/: 96 h, 34 h, 60 h, 2 h, 10 h, 20 h…9 . Powodem wzrostu cen były rosnące trudności ze zdobyciem i sprowadzeniem poszczególnych artykułów. …Linii kolejowej u nas nie naprawiono i nie można tego zrobić bo leży równolegle do linii bojowej i w małej odległości. Jeżeli ktoś z kupców, lub z mieszczan nie zajmujących się handlem chce coś przywieźć, wykonuje to z wielkimi trudnościami. Chłop niechętnie najmuje się, bo przez cały czas drży o swoje konie, tak często zabierane przez klasyfikatorów. Każe sobie płacić 60–70K za drogę do Łańcuta, prócz tego bierze czasem kaucję. I tak jeden mieszczanin dawał za furmankę do Rzeszowa 70K i kaucję za konie 1000K. Towary nie zawsze można było dostać w tym mieście, do którego się przyjedzie. Wraca więc kupiec taki próżnym wozem do domu, albo jedzie dalej pociągiem i szuka towaru. W pewnym wypadku mieszczanin zajechał aż do Krakowa i tam coś kupił. Rzecz jasna, że wszystkie te koszta muszą być przy sprzedaży towarów pokryte. Stąd taka niebywała drożyzna. Prawdą jest również, że brak wszelkiej kontroli normującej ceny. Jednak nikt na to nie zważa, bo za łaskę poczytujemy, gdy ktoś przywiezie bodaj parę zapałek. Jaka to mała rzecz-zapałka, a jaka cenna, gdy jej brak. Gdyby tak doczekać lepszych czasów. Strasznie dotkliwa ta drożyzna, nie wiem czy długo tak wytrzymam…10 Sytuację gospodarczą pogarszały liczne kradzieże, dokonywane przez wojska rosyjskie. Ginęło: bydło, świnie, kury, płody rolne. Spuszczano nawet stawy, z których wybierano ryby przeznaczano na spożycie lub sprzedawano Żydom. Zaopatrzenie Leżajska i okolic w podstawowe produkty żywnościowe pochodziło z Krzeszowa i Biłgoraja. Wojna generalnie przyniosła pogorszenie warunków życia ludności miejskiej i wiejskiej. W celu niesienia pomocy biednym, we Lwowie został utworzony Komitet Ratunkowy, który w marcu 1915 roku dostarczył do Leżajska i okolicznych wsi wiele artykułów żywnościowych. Rozdzielano je w Leżajsku i we wsiach. Połowę dawano za darmo, a drugą za pieniądze. Za zdobyte środki dokonywano ponownych zakupów i rozdzielano je w podobny sposób. Do pomocy włączono nauczycieli, którzy byli wolni, ponieważ nauka w szkołach była zawieszona. To źródło zaopatrzenia było skromne, dlatego wielu decydowało się na handel. Wyjeżdżano po towar do Krakowa lub Lublina.

 

ODGŁOSY WALK O PRZEMYŚL

Przez przemieszczających się kupców do Leżajska docierały wiadomości o toczących się walkach o twierdzę Przemyśl i o sytuacji jej mieszkańców, które były szokujące. …twierdza wyniszczona głodem musiała się poddać. Z pięciu miesięcy oblężenia dwa miesiące upłynęły dość dobrze, później racje żywnościowe były coraz mniejsze, wreszcie stan rzeczy stał się rozpaczliwy, płacono za niewielki bochenek chleba 13K, litr mleka 5K, kura 30–40K, jajka 3–8K, burak 60h. Zjedzono według pewnych wersji 40 koni, a gdy tych brakło, wydobyto świeże zagrze- bane padłe konie i tymi się dzielono. Dodawano do chleba popiół, żyto, rzemienie, trocin. Spożywano koty i psy. W ostatnich chwilach, gdy wszystkie zapasy były wyczerpane, załoga na rozkaz naczelnego wodza, gen. Kosmanka wyszła z twierdzy, aby przebić się przez oblegający kordon. Wycieczka nie udała się, wojsko cofnęło się do fortów. 22 marca o godz. 8.00 nastąpiło poddanie twierdzy. Według relacji pewnego żołnierza, który uciekł z Przemyśla, zapasy żywności byłyby i wystarczyłyby na dłuższy czas gdyby ludność miała je dla siebie na cały czas oblężenia. Tymczasem każdy zaopatrzył się w żywność na trzy miesiące według ogłoszeń, więc przez resztę czasu armia musiała żywić ludność cywilną. Na dodatek Moskale wpędzali w obręb twierdzy wszystkich Żydów z okolicznych wsi w promieniu 30 km. Dużo zboża wyniszczyli Madziarzy, ci nowożytni Hunowie, posuwali się do takich czynów, że rozmyślnie palili zboże w snopkach. Na pięć dni przed poddaniem żołnierze otrzymali rozkaz, aby zebrać od mieszkańców wszystką żywność. Ogołocili wtedy zupełnie ludność cywilną z resztek żywności. Zrozpaczeni mieszkańcy postanowili wyjść z twierdzy i rzeczywiście w liczbie około 5000 udali się ku fortom. Wojsko rosyjskie nie przepuściło ich przez linię i nahajami przepędziło z powrotem. Niebawem wywieszono białe chorągwie, lecz Moskale nie weszli do twierdzy prawdopodobnie w obawie, by ich nie wysadzono z fortami i mostami w powietrze. Wtedy zaczęto wysadzać forty i mosty, rozkazano żołnierzom zniszczyć karabiny i amunicję. Nastąpiło zupełne poddanie Przemyśla…11. W Przemyślu wydano zarządzenie, aby w ciągu tygodnia wszyscy Żydzi opuścili miasto. Część z nich przybyła do Leżajska. Godna uwagi jest także informacja naocznego świadka sytuacji w Przemyślu pani Julii Turzyńskiej, która na początku maja 1915 r. odwiedziła Przemyśl, by spotkać się z bratem Leopoldem. Podróż odbyła z Żydami, którzy udawali się do Przemyśla w celu zakupienia towarów. Pisze: …wyjechaliśmy około 3.00 godz. po południu. Dzień pogodny i ciepły, z popasami jechaliśmy całą noc. Przed świtem przejechaliśmy przez Radymno. Miasteczko w znacznej części spalone. Kościół bez dachu, wszędzie unosi się niemiła woń spalenizny. Niedaleko Radymna zaczynał się pierścień oblężenia. Z ciekawością oglądamy ślady tych zniszczeń, tych okropnych chwil. Przed przydrożnym krzyżem widnieje kilka grobów, dalej ślady boleśniejsze. Oto cała wieś spalona. Rozciągała się, zdaje się na przestrzeni 2–3 km, a teraz zostało kilkanaście rozrzuconych tu i ówdzie drzew owocowych. Świadczyły one, że tu kiedyś kwitło życie. Był to Skołoszów, posiadający kościół, cerkiew, szkołę i dwór. Został jeszcze w jednym końcu komin, w drugim zgliszcza budynku, dalej komin i na nim gniazdo bocianie. Bocian podniósł się z nocnego spoczynku. Wywarło to na mnie niezapomniane wstrząsające wrażenie, nie mogłam wstrzymać się od łez. W dalszej drodze już zupełna pustka. Jak daleko okiem sięgnąć, rozciągały się pola zamienione w ugór, deptane, pokryte rowami strzeleckimi, gdzie niegdzie większe i mniejsze doły od kul armatnich. Nie znałam tych okolic, więc byłam pewna, że na tych przestrzeniach były pola uprawne. A później z przerażeniem słuchałam, że przy gościńcu były jeszcze dwie wsie. Zniszczone tak strasznie, że po uprzątnięciu zgliszcz i wykopaniu pni ze spalonych drzew ślad nie został, że kiedyś stały tu domy. Dawni mieszkańcy zapomną, w których miejscach mieszkali. W ten sposób zniszczono kilka wsi wokół Przemyśla. Przed Żurawicą zaczynają się forty, zapory druciane bramy na gościńcu, wszystko zniszczone, porozrzucane, widać jednak, że przez nie musiałby nieprzyjaciel jeszcze długo się przedzierać i wiele ofiar poświęcić. Niektóre obwarowania nie zupełnie rozszarpane są strzeżone przez moskiewskich żołnierzy, gdyż twierdza ma być odbudowana. Pola między Żurawicą a Przemyślem już zniszczone, w znacznej części poorane, nie ma tylko zasiewów jesiennych. Z niecierpliwością dojeżdżamy ku miastu. Tu również obrazy nie wesołe. Większa część lasu na Budach wycięta, a wspaniały Zamek jedyna ozdoba miasta ma zaledwie parę drzew przy budynku seminarium duchownego. Tylko miasto jak zawsze piękne i miłe na stoku góry. Na ulicach co krok szare szynele, tu i ówdzie znów zbrukany już mundur austriackich żołnierzy z opaską Czerwonego Krzyża na ręce. Moskale pozostawili część sanitariuszy dla pielęgnowania rannych. Szpitali tu bardzo wiele. Miejscami widne jeszcze szyny kolejki wojskowej. Gwar miejski większy niż zwykle, bo mimo wczesnego ranka tłumy Żydów uwijają się we wszyst kich punktach. Jedni znoszą rzeczy i pakują na wozy, drudzy już wyjeżdżają przy wozach idą kobiety z dziećmi i płaczą…12. Drogę powrotną odbyła pani Julia wraz z uciekającymi z Przemyśla Żydami. Większość z nich przeniosła się do Leżajska. Dalej tak opisuje: …Ze sprawunków naszych nie załatwiliśmy prawie żadnego. Sklepy pozamykane, albo świecą pustkami. Ażeby coś jednak zarobić wynagrodzenie za przewóz Żydów do Leżajska pobrał 60 zł r. (furmanki były tak drogie, że do Lwowa płacono 100 zł r. do Jarosławia, 60 zł r.). Cały wóz załadowany betami. Na wierzchu Żydówka z ośmiorgiem bachorów. Dla nas brakło miejsca ale znalazła się rada. Z tyłu przyczepiono przód wozu kupiony okazyjnie, więc można było od biedy jechać i na tym. Wyjechaliśmy z miasta wieczorem, przez ulice szliśmy pieszo, aby nie budzić pośmiewiska, za miastem siedzieliśmy na worku z sieczką między kołami. Była to, co prawda jazda okropna, ale jednak lepsza od drogi pieszej. W Radymnie popasaliśmy. Byłam tak zmęczona, że sen trwający godzinę na ziemi pod wierzbą z workiem sieczki pod głową wydawał się wspaniałym wypoczynkiem. Nawet nie czułam dość dotkliwego zimna z powodu przymrozku nie licującego z majową nocą. Dalsza wędrówka znowu pieszo dla rozgrzewki, aż do Kruchel. Gdy słońce przygrzało, wsiadłam między Żydami i dowlekliśmy się do Leżajska i tu uczułam się jakby w domu…13. Władze rosyjskie widziały złożone problemy życia mieszkańców Leżajska i w celu zjednania ich sobie złagodziły restrykcje stanu wojennego. Między innymi, zgodzono się na wznowienie nauki w szkołach, nauczycielom przyznano pensje w wysokości 15 rubli, biedniejszym mieszkańcom zorganizowano pomoc w formie pieniężnej lub w żywności. Dla okręgu leżajskiego przydzielono 400 worków mąki, w tym dla Leżajska 200 worków, a dla 30 wsi dano pozostałe 200 worków. Rozdawaniem tej mąki zajęły się władze administracyjne. Do rozdzielnictwa włączono również nauczycieli. Podczas rozdzielania dochodziło do wielu bójek i kłótni, tak że musiały interweniować oddziały porządkowe. Ludność cywilna interesowała się także przebiegiem działań wojennych i losem polskich żołnierzy, a szczególnie tworzącymi się legionami w Królestwie Polskim.

 

LEGIONY

A tu brakowało dokładniejszych wiadomości o toczonych walkach i o sytuacji w Europie. Prasa pojawiała się rzadko. Jeżeli już się pojawiła, to była to prasa warszawska: „Dzień” i „Ziemia Lubelska”. Gazety informowały o planowanym nowym podziale administracyjnym oraz o sukcesach wojennych armii rosyjskiej, zapowiadano reformę szkolnictwa. Przez te gazety docierały również informacje o utworzeniu oddziałów legionowych. Te były szybko komentowane. Utworzenie legionów w Królestwie przyjęto z jednej strony z zadowoleniem, z drugiej ubolewano, że ten legion będzie musiał walczyć u boku Rosjan, którzy nie mają poparcia społeczeństwa. Obawiano się również, że będzie on wykorzystany przez Rosjan na frontach, w których naprzeciwko siebie staliby Polacy i ze sobą walczyli. Mieszkańcy mieli wiele wątpliwości co do zasadności utworzenia legionów w Królestwie i ich intencji. Inne odczucia towarzyszyły tworzeniu legionów w zaborze austriackim. Rozterki swoje tak opisuje autorka pamiętnika …W Warszawie formuje się Legion polski. Ma on być częścią składową armii rosyjskiej i będzie formować się na zasadzie pospolitego ruszenia. Naczelnikiem legionu jest emeryt generał Edmund Swidziński jedyny Polak katolik z ukończoną akademią wojskową. Wstęp na akademię jest dla Polakówkatolików nadzwyczaj utrudniony. Swidzińskiemu ułatwił studia generał Dragonów, gdy poznał w nim niezwykłe zdolności. Tę piękną wiadomość wyczytałam z „Kuriera Warszawskiego”. Nie wiem, dlaczego taką wieść nazywamy tylko piękną. Dowodzi nam, że społeczeństwo polskie z za kordonu także odczuwa potrzebę walki o wolność Ojczyzny, że także poświęci jej swój zapał i mienie, a część tego społeczeństwa odda życie w ofierze. Boże, co za straszna rozterka. Po tej wiadomości nie czuję takiej ogromnej radości jak wtedy, gdy u nas tworzyły się Legiony. Na myśl, swych celów i haniebnie oszukał nieszczęsnym jesteśmy narodem. Przeszły już lata prześladowań, wydziedziczenia i upokorzeń. Dziś być może świta nam jutrzenka swobody i dlatego zła dola jak powtórna hydra sroży się nad nami. Tyle rozterek przechodzimy, tyle nieporozumienia i wahań. Tak nie wiemy, ku czemu się zwrócić. Ba, czyż może być coś straszniejszego nad to rozdwojenie w Legionach? Nawet wtedy gdy po latach niewoli mamy powitać odradzającą się Polskę nie umiemy zjednoczyć się i stanąć w zwartym szeregu, ramię przy ramieniu. Może zbliża się chwila, gdy dwa Legiony staną naprzeciw siebie jako bojownicy o wolność, trzeba im oddać możliwe ofiary. Służy nam uczucie, że to tylko jest piękne, ale bodaj czy nie większy jest ból, że ten Legion ma walczyć u boku armii rosyjskiej. Tak przejęłam się bolesną tradycją Sybiru. Murawiewa – Wieszatela i knuta, że nie wierzę, by to państwo miało nam pomóc w odzyskaniu wolności. A może i tak? Może Wola Boża przeznaczyła w swych wyrokach, że rząd który tak wiele cierpień zadał naszemu narodowi, zrehabilituje je. Czemu nie czuję łączności z tym nowym Legionem? Wiem, że to nasi sprzymierzeńcy dwóch nieprzyjacielskich armii. Boże nie dopuść do bratobójczej walki, nie daj aby nam tak bardzo krwawiło serce. Ty wszechmocny a miłosierny spraw cud, aby nasz naród wyplenił w sobie wszystkie wady i powstał wielki i wspaniałą wiarą w Ciebie i sprawiedliwością wśród ludów że to także brać, na tej samej ziemi, tej samej wiary i języka a tylko oddzielona do niedawna kordonem. Prawda, idą razem z Rosją, a ja tak głęboko mam zakorzenioną nienawiść do szyneli, że niełatwo wpoję w siebie przekonanie, nie zakaz wszystkiego, co z nim się zetknie. Moje uczucia, część dla bohaterstwa i współczucie pozostały przy naszych biednych legionistach. Jaki straszny ich los. Z silną, wiarą i zapałem ponieśli swe młode życie dla Ojczyzny, a znienawidzili jak drugi wróg postępuje14. Natłok informacji z frontu i trudności życia codziennego i wojennego były dla mieszkańców Leżajska i okolicznych wsi przytłaczające. Jednak przyszły wieści pomyślne o zbliżających się do nas wojsk austriackich.

 

1915 R. – POWRÓT AUSTRIAKÓW DO LEŻAJSKA

Już wcześniej dotarły pomyślne wiadomości o zwycięstwie „naszych wojsk” pod Gorlicami, które podtrzymały na duchu mieszkańców i napawały nadzieją na rychłe zwycięstwo i zakończenie toczącej się wyczerpującej wojny. Wszędzie widoczny był wzmożony ruch cofających się wojsk rosyjskich przez most na Sanie, którego odbudowę zakończono zaledwie 11 maja i został wykorzystany do przemarszu cofających się wojsk. Również zaczęły kursować pociągi relacji Przeworsk–Rozwadów. 11 maja przejechało ich 7 z wojskiem i sprzętem, ale 12 maja stacja kolejowa w Leżajsku została już strawiona przez pożar wywołany przez Moskali. Potem zniszczono most na Sanie. Po częściowym spaleniu stacji został przerwany transport w kierunku Rozwadowa. Walki na linii Sanu od Krzeszowa do Sieniawy trwały długo, aż do pierwszych dni lipca 1915 r. W tym okresie artyleria rosyjska ostrzeliwała Leżajsk i okoliczne wsie. Zostały spalone wsie: Stare Miasto, Sarzyna, Piskorowice, Wierzawice. Obstrzały artylerii rosyjskiej dokonały także zniszczeń zabudowań klasztornych i budynków w dzielnicy Podklasztor, Podolszyny i Podzwierzyniec. Szkody również nie ominęły klasztornych gospodarstw rolnych obok klasztoru, jak i na Łanie w Przychojcu. Niszczono zasiewy, zasadzone ziemniaki, koszono łąki, ogrody, podwórza stratowano, zanieczyszczono trawą i słomą oraz nawozem końskim. Od fetoru końskiego trudno było wytrzymać, gdyż lato było bardzo gorące i suche. Walki toczyły się o Sieniawę, którą Rosjanie zdobyli 20 maja. W dniach 30 i 31 maja ostrzeliwano ponownie Podzwierzyniec, Podolszyny i część zachodnią Leżajska. Naokoło widać było łuny pożarów. Miejscowości położone na linii frontu przeżywały trudne chwile. Przeżywamy straszne dni (pisze w pamiętniku). W dzień i w noc widzimy dymy i łuny z gorejących domów i ubolewamy, że za każdym razem niknie z powierzchni ziemi część wsi Sarzyna, która ma tylko 130 z dawnych 360 nume- rów. Poważne zniszczenia poczyniły walki w Starym Mieście. Wszystkie wsie nad Sanem opróżnione zostały z ludności aby uniknąć zdrady, a takie wypadki współpracy z nieprzyjacielem zdarzają się. Sądy doraźne wydały już kilka wyroków śmierci. U nas we wsi (w Jelnej) tego nie ma, bo wieś leży pod lasem, kule zwykle nie dolatują, nasze armaty ustawione w znacznym oddaleniu, wojska wiele niema. Gdzieś koło wsi ustawiono armaty i zaczęto strzelać. Po chwili powstaje popłoch, że padają kule. Mieszkańcy biegną z dziećmi w pole, żołnierze chowają się za mur szkolny i w krzaki. Huk okropny, bo strzelają naraz armaty, karabiny maszynowe i zwykłe, czuć w powietrzu, że nad Sanem dzieje się coś niedobrego. Co robić zostać w domu, czy uciekać? Na szczęście zobaczyliśmy nasze armaty jadące z lasu. Chwała Bogu15. 9 czerwca Austriacy zarządzili w powiecie łańcuckim mobilizację mężczyzn od 17. do 42. roku życia. Z Leżajska zmobilizowano kilkudziesięciu mężczyzn, w tym 2 braci zakonnych i 6 mężczyzn ze służby. Krwawa bitwa trwała do pierwszych dni lipca, po czym wojska rosyjskie wycofały się pod Lublin, za nimi podążyły oddziały austriackie. Wojska opuściły teren, ale około 4 sierpnia zorganizowano na folwarku klasztornym szpital koński, w którym przebywało jednorazowo kilkaset koni. Przywożono je z linii frontu, nawet spod Lublina, leczono lub zabijano, po czym chowano na polu klasztornym. Po oddaleniu się działań wojennych od miasta przystąpiono do naprawy wyrządzonych szkód w klasztorze i domach mieszczan leżajskich. Między innymi naprawiono dach na kościele, zmieniono 12 belek, wierzch pokryto papą, wewnątrz wyremontowano cele zakonne, naprawiono również budynki gospodarcze położone obok klasztoru, jak i na Łanie w Przychojcu. Mieszczanie leżajscy zaczęli również naprawiać i odbudowywać uszkodzone zabudowania mieszkalne, gospodarcze. Z wielką radością i łzami w oczach został przyjęty widok pierwszego od zakończenia działań wojennych przejazdu pociągu kolei austriackich …Miło było widzieć i słyszeć gwizd lokomotywy (kolei austriackiej) tak różny od ryku rosyjskiej. Były to dwa pociągi pruskie wiozące robotników i materiały do budowy mostu na Trzebośce w Rudzie. Cieszymy się, że za kilka dni będzie u nas normalny ruch kolejowy…16. Po opuszczeniu Leżajska przez wojska rosyjskie życie zaczęło powracać do normy. Przywrócono dawną administrację, która zaczęła normalnie pracować. Zaczęły się ukazywać zarządzenia namiestnika i starosty, zaczęła działać normalnie poczta. Mieszkańcy odczuwali jeszcze pewne ograniczenia spowodowane wprowadzonym stanem wojennym: …ale to nam wydaje się rajem w po- równaniu z rządami rosyjskimi. Aby Bóg dał, aby one nie wróciły, abyśmy nie oglądali moskiewskich mundurów17. Potem nadchodziły i inne pozytywne wieści …W sierpniu 1915 roku Warszawę przejęło wojsko niemieckie. Ta wiadomość błyskawicznie dotarła do mieszkańców Leżajska, która została przyjęta z wielką ulgą i nadzieją, wręcz z radością. Stolice trzech dzielnic Polski: Kraków, Poznań i Warszawa, zjednoczyły się pod osłoną miecza sprzymierzonych. Ten fakt, że pod Warszawą pękł rosyjski kordon i otwarły się bramy do serca Polski wstrząsnął do głębi naszymi duszami. Zapanowała wśród nas niezmierna radość zaczęła się rozmaicie objawiać. Oficjalna urzędowa radość przybrała formy wielkiej manifestacji. Urzędowo nakazano trzydniową iluminację domów i przystrojenie chorągwiom o barwach narodowych- austriackich. Wszystkie dzienniki długo i szeroko opisywały i wielbiły świetny sukces armii austriackiej. Fakt ten został przyjęty z jednej strony z wielką radością, ale z drugiej i ze sporym rozgoryczeniem. …W naszych sercach jednak inaczej. Również rozpiera je radość przeogromna, bo łączą się członkami wielkiego organizmu państwowego, bo zacierają się granice, jakie przed laty zakreśliła zbrodnicza ręka. Ale w tak strasznych warunkach dokonuje się to zjednoczenie. Granice nikną, bo zalały je strumienie krwi, przysłoniły dymy wznoszące się nad zgliszczami miast i wsi, zagrodziły zwały poległych ciał. I czy ta radość może być wielką. Nie powinniśmy czcić zwycięstwa i dobrych chęci walczących za nas armii, ale powinniśmy też duszą być przy tych, którzy życiem okupili to zwycięstwo. Nie ma pełnej radości tam, gdzie giną ludzie. Będzie ona wtedy, gdy skończy się straszna wojna18.

 

OCZEKIWANIE NA POLSKĘ

Mimo że wojna trwała nad odzyskania niepodległości zgłaszały też i inne narody Europy. W Galicji nawet w czasie trwania wojny obchodzono rocznice ważnych wydarzeń narodowych. Przykładowo 13.02.1916 roku w sposób podniosły uczczono rocznicę powstania styczniowego. W tym to dniu o godz. 11.45 ks. Sołtysik odprawił w kościele farnym mszę św. W wygłoszonej homilii porównał rozwój kościoła do rozwoju Polski, a w końcowej części stwierdził: …Przyjdzie jednak czas, że Polska podniósłszy głowę jeszcze raz, oprze się tyranom, rozwinie szeroko swe konary, wstanie wielka i potężna…19. Podczas mszy św. wystąpiła orkiestraal, coraz powszechniejsze były oczekiwania na niepodległość Polski. Nastroje patriotyczne rosły w szybkim tempie i to w każdym zaborze. Pragnienie skrzypcowa i chóry pod dyrekcją Franciszka Larendowicza, organmistrza klasztoru oo. Bernardynów. W tym dniu odbyła się również uroczysta wieczornica zorganizowana przez prof. Peszkę, w czasie której ww. chór odśpiewał kilka pieśni wojennych i utworów patriotycznych. Była to piękna lekcja patriotyzmu w tak złożonych czasach. Wieczór ku czci powstania styczniowego był dla nas ucztą duchową. Podniósł ducha na jakiś czas, bo tu w uciążliwej pracy szkolnej duch obojętnieje na wszystko i zapomina, że pracować trzeba z zapałem i wytrwale, bo tego żąda naród. Takie rocznice nas ożywiają i przywodzą nam pamięć! Pracujemy, aby, gdy nadejdzie chwila zmartwychwstania Polski, nie zastała nas nieprzygotowanych…20 – powie na zakończenie prof. Peszko. 1 maja 1916 roku w Leżajsku i okolicznych wsiach rozpoczął się Tydzień Czerwonego Krzyża. W czasie tego tygodnia organizowano zbiórki dla rannych i sierot po poległych żołnierzach. Akcja ta spotkała się z dużym poparciem mieszkańców. Wyniki zbiórki były zaskakujące. Mieszkańcy dawali co tylko mogli: pieniądze, żywność i odzienie. W lipcu i sierpniu atmosfera w mieście znowu była dość nerwowa, ponieważ coraz wyraźniej dochodziły odgłosy walki od strony wschodniej. Napływały też niepomyślne wiadomości z frontu rosyjskiego. Mówiono o klęsce wojsk austriackich na Wołyniu itp. Niektóre z nich były fałszywe, a przynosiły je osoby, które przebywały w pobliżu linii frontu w celach handlowych. Psychozę niepewności podsycały też zarządzenia dotyczące ewakuacji, które mogły wskazywać na możliwość ponownego powrotu Moskali. Atmosferę niepewności pogorszyło również ogłoszenie dodatkowej mobilizacji mężczyzn do wojska w wieku od 17. do 60. roku życia. W tych tak trudnych chwilach znowu nadeszły dobre informacje. W dniu 5 listopada 1916 roku ogłoszony został akt cesarzy, w którym zapowiedziano powstanie samodzielnego państwa. Informacja ta bardzo szybko dotarła do Leżajska. Przyjęto ją z wielką nadzieją i z entuzjazmem. Z tej to okazji w dniu 11 listopada 1916 roku zorganizowano podniosłą uroczystość opisaną w pamiętniku pani Julii: …Przeżywszy więc chwile bardzo radosne, z entuzjazmem czytamy i mówimy o wiekopomnym dniu, kiedy na zamku królewskim w Warszawie załopotał po raz pierwszy sztandar biało-amarantowy. Dusza wznosi się ku Bogu, przejęta bezgraniczną wdzięcznością za łaskę tak wielką. Nawet pojąć jej nie możemy i pytamy jedni drugich, czy to prawda? Czy to tylko cudowny sen? A setki pism, setki obchodów czczących wielki dzień mówi nam: Tak! Polska żyje! Wolną i niepodległą wskrzesił Bóg! I biegniemy do świątyń Bożych aby składać dziękczynienie. Święciliśmy wczoraj wielki obchód narodowy dla uczczenia doniosłego w naszym życiu faktu. Leżajsk zapewne nigdy czegoś podobnego nie widział. Wszystkie domy polskie udekorowane festonami z zieleni, dywanami, obrazami Częstochowskiej Pani i portretami polskich wodzów. O godzinie 11 zebrały się w kościele parafialnym wszystkie szkoły, rada miejska i wiele ludu, odprawiała się uroczysta suma z asystą celebrowana przez ks. Karakulskiego. Kazanie wygłosił znakomity mówca ks. Sołtysik. Po nabożeństwie rozwinął się na rynku ogromny pochód: Szkoły, Liga Kobiet, Rada Miejska i setki, setki ludu udały się na plac szkolny. Po przemówieniu mecenasa Szczepańskiego i gospodarza z Brzózy, po odśpiewaniu pieśni odbyło się sadzenie drzewa wolności. Następnie pochód zatrzymał się przy ulicy Sandomierskiej, którą nazwano imieniem majora Tadeusza Wyrwy-Furgalskiego. Major Wyrwa pochodził z Leżajska i mieszkał u swoich opiekunów pp. Grychowskich przy ulicy Sandomierskiej. W dalszym ciągu udaliśmy się w dzielnicę Podklasztor. Piękna to była myśl, aby tę wspaniałą uroczystość zakończyć w świątyni u stóp Cudownego Obrazu Matki Bożej Pocieszenia. Została ona poddana przez Ligę Kobiet. Słuszną rzeczą było, abyśmy podzielili się naszą radością z Tą, która od lat króluje nad naszą ziemią, do której tyle ludzi z za kordonu spieszyło wśród wielkich trudności, przekradając się przez granicę często, gęsto wśród strzałów granicznego Kozaka i dzieliliśmy się z nią naszym szczęściem i naszym ukochaniem. Ksiądz w otoczeniu kleru zakonnego wyszedł na stopnie klasztoru i powitał przemową, a potem prowadził nas do Cudownej kaplicy. Boże! Jak nam się dusze rwały ku niebu! Jaką wdzięcznością i dobrymi zamiarami przepełnione były nasze serca…21 . W czasie trwania tych uroczystości niektórzy czynili rachunek sumienia i podejmowali zobowiązania uczciwej pracy po uzyskaniu wolności …Jak serdecznie prosiłam Matki Bożej, by przyjęła moje ślubowanie pracy dla Boga i wolnej Ojczyzny! Żałowałam, że wiele dobrych postanowień z pierwszych lat pracy nauczycielskiej zaprzepaściłam i przyrzekłam sobie, że wrócę do pracy nad sobą. Muszę doprowadzić do tego, abym nadal była dobrą choć cichą pracownicą na niwie naszego narod…22. Pod koniec roku w Leżajsku zorganizowano kolejne obchody upamiętniające tym razem rocznicę wybuchu powstania listopadowego. Z tej okazji mecenas Szczepański wygłosił odczyt o patriotycznej walce Polaków o niepodległość w czasie tego Powstania. W swoim wystąpieniu podkreślił także rolę i znaczenie aktu 5 listopada. Oprawę muzyczną wykonał chór pod dyrekcją Franciszka Larendowicza. Oczekiwana z wielką tęsknotą wolność jednak nie nadchodziła. Pogarszały się natomiast warunki życia mieszkańców Leżajska i okolicznych wsi. Ceny żywności bardzo rosły, a szczególnie mąki, kasz czy nafty (1 litr kosztował 2K). Władze austriackie wydały rozporządzenie o rekwizycji wielu artykułów żywnościowych, a mianowicie: nabiału, tłuszczu, zboża oraz drewna z przeznaczeniem dla potrzeb wojska i na zaopatrzenie ludności miast. Rekwirowano również metale: a wśród nich złoto, srebro, różne odlewy itp. Przykładowo, w 1917 r. Austriacy zabrali z klasztoru dwa wielkie dzwony i jeden mniejszy. …Jeden zwany bracki z 1852 roku, miał średnicę 1.15 metra, drugi Św. Antoniego z 1853 roku miał 0.7 metra średnicy, a mały z 1864 roku miał 23.5 centymetra średnicy. Uchroniono jedynie dzwon zwany fundacyjnym z 1653 roku o średnicy 1.2 metra. Na początku tego roku Austriacy rozpoczęli zdejmowanie miedzianej blachy z kościoła a w to miejsce położono blachę ocynkowaną. Zostawiono blachę miedzianą na kopule Kaplicy Matki Bożej i bocznych wieżyczkach, wieży zegarowej23. Od pewnego czasu wyczuwano, że wojna nieuchronnie zbliża się do końca. Różne nieprzychylne dla ludności decyzje władz austriackich i ich nieprzyjazne zachowanie wywoływały antyaustriackie postawy, a szczególnie wśród młodzieży. W szkołach przykładowo niechętnie uczono się języka niemieckiego.16 lutego 1918 roku w poczekalni stacji kolejowej ściągnięto portret cesarza Karola, przewieszono sznurkiem po obu stronach szyi, a następnie powieszono na drze- wie. Innym przekładem była manifestacja 18 lutego, w czasie której poparto antyniemiecką i antyaustriacką postawę Józefa Piłsudskiego. W zorganizowanie tej manifestacji zaangażowali się działacze leżajskiego Związku Strzeleckiego. Coraz większe rozprężenie panowało także wśród żołnierzy. Od pierwszych dni kwietnia, aż do jesieni 1918 roku pojawiało się w Leżajsku dużo dezerterów z armii austriackiej, jak i z rozwiązanego legionu polskiego. W zaistniałej sytuacji władze austriackie wzmocniły posterunek żandarmerii w Leżajsku jedną kompanią pułku wiedeńskiego, urządzano obławy na dezerterów. Jedną z większych obław zorganizowano w czasie odpustu Wniebowzięcia Najświętszej Marii Panny w dniu 8 września 1918 r. … bardziej, że wszystek lud był mocno podrażniony, bo widział, jak bez legitymacji kilkudziesięciu mężczyzn natychmiast okuto w kajdany, i odstawiono na kolej, by ich wysłać do Jarosławia. Dzięki Bogu, że tylko na tym się skończyło, gdyż łatwo przyjść mogło przez butę oficera do krwawej z ludem rozprawy24. Powyższe zdarzenie pogłębiło niechętny stosunek zgromadzonych pielgrzymów do Austriaków. Zanotowano też inny patriotyczny przykład. Otóż na początku października przyjechał do Leżajska na urlop porucznik Zygmunt Kazimierz Karasiński, który nawiązał kontakt z działaczami Związku Strzeleckiego oraz z delegatem POW. Zaczęto organizować tajne zebrania, na których opracowywano plan rozbrojenia Austriaków i przejęcia władzy. Utworzono oddział, który rekrutował się z powracających z frontu żołnierzy – mieszkańców Leżajska. oraz z przebywających w Leżajsku dezerterów. Oddział ten przystąpił do rozbrajania żandarmerii i kompanii pułku wiedeńskiego. Porucznik Karasiński spotkał się też z dowódcą pułku wiedeńskiego. W czasie tego spotkania doszło do porozumienia, że pułk austriacki odda broń. W czasie rozbrajania przejęto 8 ciężkich karabinów maszynowych, około 100 karabinów i pewną ilość amunicji. Wszystko wskazywało na to, że tu w Leżajsku wojna dobiegła końca. Powszechny był entuzjazm i radość zewsząd wołano:

 

NIECH ŻYJE NIEPODLEGŁA POLSKA

W dniu 1 listopada w Leżajsku powstał Komitet Obywatelski, który przejął w mieście władzę. Był to wielki dzień dla mieszkańców Leżajska i okolic. Ziściły się marzenia o upragnionej wolności. Dnia 1 listopada 1918 roku. Wielki dzień zmartwychwstania Ojczyzny naszej i niepodległości Polski. Już od wczesnego ranka wszystka młodzież miejska i gimnazjalna przystrojona w kokardki białoczerwone i orzełki polskie poczęła rozbrajać ową kompanię wiedeńską zakwaterowaną po domach leżajskich. Następnie wzięto się do rozbrajania żandarmerii. Nie obeszło się wprawdzie bez strzelaniny, ale wypadku śmiertelnego nie było. Wojsko widząc żandarmerię w opałach, rzuciło się do pomocy, lecz ponieważ żołnierze byli przeważnie rozbrojeni, więc nie wiele dopomóc mogli. Tymczasem jakby spod ziemi zjawiło się dużo dezerterów, ci w lot odebraną broń rozebrali między siebie, resztę wraz z amunicją załadowano na dwa wozy i szybko udali się do naszego lasu, gdzie zaraz obsadzili owe przez Austriaków zbudowane rowy strzeleckie, które były też po obu stronach gościńca. Wkrótce za nimi nadążyła owa kompania wiedeńska ze swym oficerem i dwoma karabinami maszynowymi, które jakoś uratowali, lecz skoro się zbliżyli do okopów, przyjęli ich nasi strzałami tak rzęsistymi, że widząc, iż chyba z życiem stąd nie wyjdą, na rozkaz oficera czym prędzej się cofnęli i powrócili do miasta. Tu w magistracie złożyli resztę broni, jaką jeszcze mieli, przy czym oficer prosił, by ich wolno puszczono do domu. Uczyniono to dla nich i 2 listopada odjechali do Przeworska, ale pod eskortą polskich żołnierzy…25. W dniu tym odbyła się także manifestacja, w której wzięło udział ponad 1000 mieszkańców Leżajska i okolic. Porucznik Karasiński wraz z Komitetem Obywatelskim przy udziale manifestantów obszedł wszystkie instytucje działające w Leżajsku, w których zdejmowano godła austriackie, a w to miejsce wieszano Orła Białego. Po zawieszeniu godła państwa dr Alojzy Szczepański ogłaszał powstanie Urzędu Państwa Polskiego. Następnie przystąpiono do formułowania władz miejskich. Komisarycznym burmistrzem miasta Leżajska został mianowany Stanisław Wodziński. Została też zorganizowana policja, na czele której stanął Wawrzyniec Płaza. Miała na celu walkę z bandytami i rozbojem. W dniu 2 listopada 1918 roku odbyło się posiedzenie Rady Miejskiej, na którym przyjęto następującą uchwałę, w której radni poparli Radę Regencyjną i ogłoszenie Niepodległości. Rada gminna królewskiego wolnego miasta Leżajska wyraża hołd i cześć Radzie Regencyjnej za proklamowanie Zjednoczonej, Niepodległej, wolnej Polski, złożonej z trzech dzielnic. W ręce Najdostojniejszej Rady Regencyjnej oddaje rada gminna życie i mienie, oraz przyrzeka i ślubuje posłuszeństwo dla dobra ukochanej Ojczyzny…26. W dniu 7 grudnia 1918 roku zebrała się na pierwszym posiedzeniu Rada Miasta w wolnej Polsce. W czasie tego posiedzenia potwierdzono, że burmistrzem został Stanisław Wodziński. Władze w Leżajsku szybko przystąpiły do porządkowania sytuacji w mieście i jego odbudowy. Ważną sprawą było zapewnienie bezpieczeństwa i porządku w mieście. Oprócz policji, w Leżajsku powołano straż obywatelską, utrzymywaną z wprowadzonego specjalnego podatku od właścicieli domów. Na wniosek Karola Gduli zorganizowano straż nocną. Miasto podzielono na 13 rejonów, opracowano harmonogram dyżurów, do których zobowiązano wszystkich mężczyzn. Następną działalnością władz miasta było zaopatrzenie ludności w artykuły żywnościowe i pierwszej potrzeby. Podjęto działania w celu ograniczenia spekulacji. W tym czasie wysunięto również sprawę usamodzielnienia się Leżajska jako ośrodka dla północno-wschodniej części powiatu łańcuckiego i podjęto w tym celu specjalne działania. Powołano „Tymczasową Ekspozyturę”, w skład której weszli Polacy: A. Szczepański, ks. Sergiusz Michna, gwardian klasztoru oo. Bernardynów i Rusin Michał Eustachiewicz. Pierwsze lata niepodległości dla mieszkańców Leżajska były bardzo trudne, spowodowane zniszczeniami wojennymi. Teren był wybitnie rolniczy, z dużą ilością rozdrobnionych gospodarstw rolnych. Brakowało przemysłu. Wobec braku zatrudnienia wpływała na emigrację zarobkową wewnątrz kraju. Wielu wyjechało do państw Europy zachodniej i Stanów Zjednoczonych. Po odzyskaniu niepodległości Leżajsk wraz z przedmieściami Maleniska i Podklasztor liczył 5063 mieszkańców, w tym: Polaków 3167, Żydów 1575, Rusinów 321, zamieszkiwanych w śródmieściu, Podolszyny, Podzwierzyniec, Podklasztor, Siedlanka, Chałupki27.

 

BIBLIOGRAFIA

Dzieje Leżajska, pod red. Krzysztofa Baczkowskiego i Józefa Półcwiartka, Leżajsk 1996 r. Bogdalski Czesław, Pamiętnik Kościoła i Klasztoru OO. Bernardynów w Leżajsku, Kraków 1929 r. Larendowicz Zbigniew, Wyzwolenie Leżajska w 1918 roku, „Biuletyn Miejski”, czerwiec 1994 r. Larendowicz Zbigniew, Związek Strzelecki w Leżajsku od założenia aż do roku 1914 wybuchu I wojny światowej, „Biuletyn Miejski”, Lipiec 1994. Pażyra Wincenty, Działania wojenne na terenie Sarzyny w latach 1914–1915 oraz cmentarza poległych wówczas żołnierzy, Nowa Sarzyna 2007 r. (wyd. V uzupełnione). Półćwiartek Józef, Towarzystwo Gimnastyczna „Sokół” w Leżajsku (1903–1939), Szkice z dziejów kultury fizycznej, pod red. Andrzeja Nowakowskiego i Stanisława Zaborniaka, Rzeszów 2004. Turzyńska Julia, Jak Jelna przeżyła I wojnę światową do IX. 1917 roku, (wypisy w zbiorach prywatnych autora). —– 2. J. Turzyńska, Jak Jelna przeżyła I wojnę światową do IX 1917 roku, s. 1 (wypisy w zbiorach autora). 3 Tamże, s. 2.

1 C. Bogdalski, Pamiętnik kościoła i klasztoru oo. Bernardynów w Leżajsku, Kraków 1928,S.12O

2 J. Turzyńska, Jak Jelna przeżyła I wojnę światową do IX 1917 roku, s. 1 (wypisy w zbiorach

autora).

3 Tamże, s. 2.

4 C. Bogdalski, dz. cyt., s. 125.

5 Tamże, s. 126.

6 Tamże, s. 129.

7 Tamże, s. 129.

8 Tamże, s. 133.

9 J. Turzyńska, dz. cyt., s. 5.

10 Tamże, s. 5.

11 Tamże, s. 23.

12 Tamże, s. 26.

13 Tamże, s. 27.

14 Tamże, s. 15.

15 Tamże, s. 29.

16 Tamże, s. 33.

17 Tamże, s. 34.

18 Tamże, s. 31.

19 Tamże, s. 37.

20Tamże, s. 46.

21 Tamże, s. 46.

22 Tamże, s. 54.

23 C. Bogdalski, dz. cyt., s. 151.

24 Tamże, s. 154.

25 Dzieje Leżajska, pod red. K. Baczkowskiego i J. Półćwiartka, TMZL, Leżajsk 1996 r.,

s. 399.

26 Tamże, s. 386.

27 Tamże, s. 405.

Elimelech Weissblum z Leżajska

Elimelech Weissblum z Leżajska (ur. 1717 w Tykocinie, zm. 11 marca 1787 w Leżajsku) – rabin żydowski, jeden z pierwszych cadyków w historii judaizmu, jeden z najwybitniejszych przedstawicieli chasydyzmu.

Był uczniem, a później następcą Dow-Bera z Międzyrzecza. Po latach wędrówki i nauczania w I Rzeczypospolitej, w 1772 osiadł w Leżajsku. Uczniami Elimelecha byli m.in. Jakub Icchak Horowic, Naftali z Ropczyc i Menachem Mendel z Rymanowa.

Wierzono, że cadyk Elimelech czyni cuda, uzdrawia nieuleczalnie chorych, potrafi się porozumiewać ze zwierzętami. Cadyk znaczy mędrzec, ale także sprawiedliwy. To słowo kryje w sobie jednak o wiele więcej znaczeń, szczególnie dla religijnych Żydów. Symbolizuje bowiem także wsparcie duchowe, dobroć, pokorę wobec Boga, ludzi i świata, a często nadzieję. Leżajsk był bardzo ważnym ośrodkiem chasydyzmu. Stało się tak głównie za sprawą cadyka Elimelecha, szeroko znanego w świecie ze swej wiedzy i wielkoduszności. Miał wielu uczniów i zwolenników. Elimelech wiódł życie pełne pokory, nigdy nie odmawiał pomocy (zajmował się m.in. ziołolecznictwem). Nazywano go lekarzem dusz i ciał. Wierzono nawet, że czyni cuda, uzdrawia nieuleczalnie chorych, potrafi się porozumiewać ze zwierzętami. Cadyk z Leżajska zawsze łagodził spory, nie dopuszczał do podziałów. Dzisiaj powiedzielibyśmy, że był człowiekiem dialogu i pojednania.

Leżajsk przyjął Żydów na przełomie XV i XVI wieku. Wówczas był to trudny okres dla miasta wyniszczonego grabieżczymi najazdami Tatarów i Wołochów. Aby uniknąć podobnych nieszczęść, Leżajsk przeniesiono kilka kilometrów dalej, na tereny bardziej sprzyjające odpieraniu ataków wroga. Miasto zaczęło się odradzać głównie dzięki licznym przywilejom dla mieszkańców i zwolnieniu z danin. Stało się ważnym punktem na szlakach handlu i centrum rzemiosła. Wszystkie te udogodnienia powodowały napływ ludności, także żydowskiej.

Z biegiem czasu Żydzi w Leżajsku zaczęli stanowić znaczny odsetek mieszkańców. Mieli swoją synagogę, swoje szkoły, sklepy, warsztaty, miejsca spotkań. Przed II wojną światową mieszkało ich tam prawie 2 tys. Dalsze ich losy, niestety, wszyscy znamy.

21 Adar

Autor: Tomasz Pytko

Pod koniec lat osiemdziesiątych, w czasach, kiedy na środku ziemistej wysepki – tuż przed z wolna popadającym w ruinę budynkiem dworca PKP – rosła jeszcze pospolita wierzba z powłóczystymi gałęziami, przydarzył mi się dziwny, rzekłbym wręcz z pogranicza snu, incydent. Stałem akurat pod kioskowym zadaszeniem, w niewielkiej acz topornie posuwającej się do przodu kolejce, kiedy pod kopulastą wierzbą zatrzymał się nagle elegancki, lśniący jak czarny grobowy marmur mercedes. Stał tak może kilkanaście sekund, cały czas przy włączonym silniku, po czym z jego mrocznego wnętrza wychylił się niewysoki, ale bardzo dystyngowany mężczyzna. Wtedy nie miałem jeszcze o tym pojęcia ale miał na sobie grafitowy chasydzki chałat, na głowie futrzaną czapkę typu sztrajmel, a po jego bladych, jakby naznaczonych męką wieloetapowej podróży, policzkach, spływały spiralnie pejsy. Ruszył prosto w moim kierunku. I choć stałem w grupie ludzi o być może ciekawszym, urodziwszym i bardziej inteligentnym wyrazie twarzy, podszedł tylko do mnie. Zadał też jedno tylko pytanie: Do you speak English? Do dzisiaj nie mogę sobie wybaczyć, że nie udzieliłem mu żadnej, ale to absolutnie żadnej odpowiedzi. Dosłownie mnie zamurowało. A on, po wykazaniu się kilkusekundową cierpliwością, bez podjęcia jakiejkolwiek próby zadania tego samego pytania komuś innemu, wyraźnie rozczarowany moją językową ignorancją, po prostu wrócił do przypominającego karawan mercedesa i natychmiast odjechał. To było moje prawdopodobnie pierwsze, i od razu podszyte jakby czymś pozaziemskim, bezpośrednie zetknięcie z reprezentantem nurtu chasydzkiego.

Od tamtego mniej więcej czasu chasydzi dosłownie spacyfikowali moją wyobraźnię. Może nie do końca w sensie intelektualnym, historyczno-poznawczym ale na pewno jako zjawisko metafizyczno-estetyczne, przyoblekające miasto Leżajsk w monochromatyczne barwy dawno minionych czasów. Ilekroć zewsząd przyjeżdżali, patrząc na nich, na ich odświętne czarno-białe chałaty, powiewające na wietrze tałesy z frędzlami, futrzane stożkowate spodaki, galicyjskie lisiurki, welwetowe jarmułki, służące do przepasania gartle, smoliste kapelusze i smętne jak miniaturowe trumienki filakterie, zawsze czułem jakbym – jak zahipnotyzowany – oglądał, gdzieś na jakimś starym strychu cudem odnalezione, sepiowe przedwojenne fotografie, przedstawiające ludzi żyjących już tylko w ich żelatynowym błysku. Tak, zawsze byłem przekonany, że leżajscy chasydzi mają niczym nieograniczoną moc spowalniania czy wręcz nawet cofania czasu. Wystarczy tylko ich kontemplować.

Lubię jak raz do roku, około lutego czy marca, w rocznicę śmierci cadyka Elimelecha Weisbluma, zwyczajem migrujących ptaków kolonizują Leżajsk. Zlatują się ich wówczas setki, w porywach nawet ładnych kilka tysięcy. I są rzeczywiście jak ptaki – czarne ptaki. Jednorodność barw i zbieżność zewnętrznych fizyczno-modowych atrybutów czynią z nich jedyny w swoim rodzaju i bardzo łatwo rozpoznawalny gatunek. Mnie zawsze kojarzyli się z ezoteryczną, inteligentną i charyzmatyczną rodziną krukowatych. Leżajszczanie, którzy z ciekawości mieszają się z ich ujednoliconym kolorystycznie tłumem, nie mają pojęcia, że przez to niechcący burzą tę chasydzką, czarno-białą i tak skutecznie przenoszącą w czasie kompozycję. Z tego też względu ja obserwuję ich zawsze z dystansu, najczęściej z jakiegoś wzniesienia. Widzę wtedy – jak w otwartej, iluminowanej księdze – obrazki niemal sprzed wieków. W mojej przeżartej kulturowymi stereotypami wyobraźni, nieustannie dokarmianej różnymi wizjami z literatury, filmów i szeroko pojętej popkultury zawsze jawią mi się jako niewyczerpalne źródło wzorcowych – ujętych zarówno w realistyczny jak i satyryczny sposób – ludzkich typów. Kogóż ja wśród nich nie widzę: biblijnych, pełnych dostojeństwa proroków, talmudycznych mędrców, mickiewiczowskich Jankielów o godnych zaufania obliczach, zgorzkniałych, wyzbytych złudzeń Szumanów z Lalki Bolesława Prusa, dziewiętnastowiecznych łódzkich fabrykantów – takich na przykład Zukerów i Mendelsohnów z Ziemi obiecanej Reymonta, mężczyzn, których pewność siebie jest wprost proporcjonalna do stanu posiadania. Gdzieś tam dostrzegam też mizernych czy wręcz mikrych domokrążców o chorobliwie ascetycznych sylwetkach, przypominających wychudzonych żydów z warszawskiego getta, czy też pucołowatych łotrzyków o oczach tak szybko taksujących rzeczywistość, że trudno za nimi nadążyć. Cały czas też mam nadzieję, że uda mi się w końcu wypatrzyć, choćby tylko w formie napowietrznego hologramu, fizjonomię samego Elimelecha Weisbluma – hipnotyzującego cadyka, którego patriarchalne, matuzalemowe oblicze, jakby zrobione z bezbrzeżnego spokoju i jedynej w swoim rodzaju, podszytej herezją melancholii, przyciągało do Leżajska – niczym ćmy do światła – wielu, nie tylko chasydzko-judaistycznego pochodzenia pielgrzymów.

Kolonialny, bławatny, trafika i inne – Stanisław Chmura

Dla młodych trudne do wyobrażenia – nie było supermarketow, sklepow internetowych i świecących reklam. Kiedy? – jeszcze niedawno. Niedawno – bo coż to jest w historii miasta kilkanaście czy kilkadziesiąt lat? Cofnijmy się zatem w przeszłość przedwojenną. Jak wowczas leżajszczanie żyli? Jaki był handel? Mowi się, że był w rękach żydowskich – czy to prawda? W zdecydowanejwiększości tak, lecz były też sklepy, ktore określano mianem chrześcijańskie. Handel żydowski w Leżajsku opisuje między innymi Hanna Krall w swojej książce „Dowody na istnienie”. Skupię się więc na pozostałym. Żydzi wspierali się wzajemnie, bronili własnych interesów. Najbardziej brzemiennym w skutki tego przykładem było zablokowanie przez grupę radnych elektryfikacji miasta początkiem lat trzydziestych. A był już projekt A był już projekt i wykonawca– firma inż. Harrimana. Dlaczego? Bo było to zagrożeniem dla handlu naftą. Ze smutnej tej historii żartowano  sobie kuplecikiem autorstwa Tadeusza Szulca:

Z elektryką sprawa znana,
czeka się na Harrimana,
a jak kraczą wszystkie kruki,
będą mie
ją nasze wnuki.

Prorocze okazały się te słowa. Czar lamp naftowych ostatecznie zniknął, lecz nastąpiło to stosunkowo poźno po wojnie. Obdarzane dziś sentymentem nie mogły jednak konkurować ze światłem elektrycznym, no i czasem „filowały,”czego czarne efekty wida było na szkiełku. W kamienicy Kisielewiczów przy ul. Mickiewicza 18 – jak wspomina były właściciel –z lewej strony mieścił się sklep masarski Franciszki Karasińskiej, a na zapleczu prowadzono jadłodajnię, w której serwowano wspaniały rosół. W branży mięsnej nieco łatwiej było konkurowa z uwagi na „niekoszerność” wielu wyrobów. W prawej części kamienicy, z wejściem narożnym, był sklep spożywczy Aleksandra Wyleżyńskiego. Z czasem powstała jego filia w Starym Mieście. Kolejnym sklepem była drogeria Winnickiego, która potem dwukrotnie zmieniała właścicieli. Najpierw przejął ją Zygmunt Peszkowski, a następnie dwaj bracia z Poznańskiego. „Poznaniacy” byli zachęcani do osiedlania się w tych stronach, a miało to na celu rozruszanie handlu. Szczególnie Stronnictwo Narodowe wspierało takie działania. W budynku również funkcjonowała restauracja z wyszynkiem Jana Zdeba oraz zakład fryzjerski. Kolejny zakład fryzjerski w Leżajsku prowadził Jurzyniec na ul. Stawowej. W sąsiadującej od północy oficynie zamkowej mieścił się sklep Składnicy Kołek Rolniczych. Spółdzielnię tę organizował i rozwijał m.in. Jozef Groger, a odegrała ona bardzo istotną rolę podczas okupacji, bowiem znalazło w niej zatrudnienie ponad 70 osób, głownie kadra profesorska z zamkniętych przez okupanta szkół. Dawało to środki do życia i chroniło przed wywózką na roboty przymusowe do Niemiec. Składnica prowadziła sklep spożywczy, żelazny i magazyn. Jozef Groger wystarał się u Niemców o zezwolenie na podróże, nawet w godzinach policyjnych, „w celach handlu lnem i jego wyrobami. Pozwolenia takie były bardzo pomocne w pracy konspiracyjnej. Nieopodal kamienicy Kisielewiczów, od półpołudnia, stał szereg malowniczych drewnianych budek – dzisiaj jest tam księgarnia i sklep spożywczy. Zniknęły one w latach sześćdziesiątych, ustępując miejsca nowoczesnej  architekturze”. Pierwsza była budka Żyda zegarmistrza, druga – spożywcza Sawickiej, kolejna to cukierenka Marii Tryczyńskiej, następnie był sklepik Tadeusza Jarosiewicza z prasą, dziennikami  rzędowymi i wyrobami tytoniowymi, a ostatnia z artykułami papierniczymi należała do Piotra Barana. Bliżej Rynku, w budynku narożnym przed dojściem do kościoła, był znany żydowski sklep bławatny Anfanga. Właściciel we wrześniu 1939 r. kierowany złym przeczuciem oferował, m.in. mojej babci, zaopatrzenie się w zapasy materiałów z zapłatą „kiedyś tam”. Nie mylił się, po ich wyjeździe sklep został rozbity. Rodzina moja nie skorzystała z oferty. Rynek obfitował w sklepy. Polacy mieli tam jedynie kilka:
– „Aptekę pod Orłem” (pierzeja zachodnia), której właścicielem był Henryk Kijas. Następny jej właściciel – Seweryn Dańczak, przeniósł ją do wynajętego od Lewinterow lokalu znajdującego się w północnej przebudowanej oficynie zamkowej, gdzie nieprzerwanie funkcjonuje do dziś, przeszedłszy okres upaństwowienia i ostatnio prywatyza W budynku Starego Sądu (Rynek 32) mieściły się:
– handel materiałami budowlanymi i węglem, który prowadził Górak,
– sklep bławatny, prowadzony przez małżeństwo Januszow z Poznańskiego,
– trafika – prowadzona przez burmistrza majora Tadeusza Nizińskiego, sprzedająca wyroby monopolowe – tytoniowe w hurcie i detalu, m.in. znanej firmy „HerBeWo”.
Tytonie (przedni, średni, turecki), gilzy itp. można też było kupić u Żyda Manka Greismana w drewnianym domu z podcieniami, stojącym prawie naprzeciw obecnej Szkoły Muzycznej. Z budynku tego nie pozostał żaden ślad, gdyż we wrześniu 1939 został trafiony bombą lotniczą. Podklasztor wyglądał zgoła inaczej, gdyż „za mostkiem” na rzeczce Jagodzie nie było już sklepów i domów żydowskich. Ostatnim był, tuż nad Jagodą, dom Spatza trudniącego się lichwą.
Największy sklep prowadził Władysław Haszto (pl. Mariacki 3), drugim był tragicznie zmarłego Wocha, a trzecim – Lichtenberga (którego rodzina była tragicznie doświadczona podczas pacyfikacji  Leżajska). Ten sklep sąsiadował z restauracją Kurowskich w zajeździe blisko Klasztoru (narożny przy ul. Leśnej). Restaurację prowadzili też Dziurzyńscy w zajeździe – narożnym budynku przy odchodzącej ul. T. Michałka. Przy restauracji tej atrakcją była urządzona na zewnątrz kręgielnia. W domu Makosikow (pl. Mariacki 5) w miejsce 1-klasowej szkoły powszechnej powstał sklep z artykułami dla gospodarstwa domowego (wiejskiego), który prowadziła Spółdzielnia Kołek Rolniczych. Przy ulicy Klasztornej, blisko placu Mariackiego, był też sklep spożywczy Dulla. Sklep bławatny prowadziła społka trzech pań: Bentkowska, Wachowa i Kisielewiczowa. Mieścił się on w budce stojącej przed domem rodzinnym Kisielewiczów na ul. T. Michałka i funkcjonował do czasu wybudowania kamienicy Kisielewicza przy ul. Mickiewicza.
Przy ul. T. Michałka można też było nabyć naftę, benzynę i smary. Nalewano je wprost z beczek przy pomocy ręcznej pompki. Produkty pochodziły głownie z bogatego Zagłębia Borysławsko-Drohobyckiego, gdzie był nowoczesny i największy wówczas w Europie ośrodek przemysłu petrochemicznego. W czasie okupacji po zajęciu tamtych terenów przez ZSRR produkty sprowadzano z  kolic Krosna. Pieczywo pochodziło najczęściej z piekarni żydowskiej Karpa, drugą prowadzili Kordalowie, a kolejną Roman Sławiński, który swoją piekarnię miał za południową pierzeją Rynku. To on w czasie okupacji podrzucał nocą chleb pod budynki żydowskie w getcie. Budka z pieczywem stała też przy bramie prowadzącej na plac zamkowy.
Asortyment wypiekow był urozmaicony. Oprocz chlebow było pieczywo białe w postaci bułek zwykłych, kajzerek, sztangli, obwarzanków i rogali. Zdjęcia robiono u Arnolda Reichardta, który był geodetą z zawodu, a fotografowanie było jego pasją. We własnym domu przy ul. Mickiewicza 48 (istniejącym do dziś) mieściło się jego atelier. Szereg zdjęć wykonano na tle tego domu. Był też drugi fotograf w Rynku Żyd Rosenbluth (?), a za okupacji na ul. Żwirki i Wigury – Miron Ożga. Leżajszczanie mieli też możność oglądać filmy (nieme) w kinie w Domu Narodowym (po wojnie kino  Radość”). Filmy sprowadzało Towarzystwo Szkoły Ludowej. Projektor wymagał elektryczności, którą zapewniał usytuowany na zewnątrz hałaśliwy generator. Wspominaną w rodzinie historią z  ego okresu był nocny napad bandycki na dom prof. Jozefa Grogera, ktory organizował działalność kina przez TSL. Sprawcy mieli dobre rozeznanie, że utarg po seansie dopiero nazajutrz jest wpłacany do banku. Zamaskowani wdarli się do domu, wybijając okno i zabierając szufladkę nakastlika, gdzie zwykle kładziono pieniądze. Mieli pecha, bo w ten jeden dzień żona profesora tknięta niewyjaśnionym przeczuciem, tuż przed snem przełożyła pieniądze w inne miejsce, a na pytanie zaskoczonego brakiem łupu bandyty: „Gdzie są pieniądze?”, roztropnie odpowiedziała: – „Zwariowałeś? Skąd pieniądze pod koniec miesiąca?”. Po tym wydarzeniu okna w domu od strony ogrodu wyposażono w kraty.

Poza handlem w sklepach funkcjonował targ na Rynku i placu Targowym we wtorki i w piątki. Specjalną okazją do handlu były słynne leżajskie odpusty pod klasztorem. Czego tam nie sprzedawano? Dewocjonalia, słodycze (lukrowane serca, pierniki), owoce, zabawki (fujarki, ptaki klepaki), kwas z ogórków prosto z beczki i mnóstwo innych wspaniałości. Ludzi, kramów, koni i furmanek było zatrzęsienie. Prezentowano rożnego rodzaju atrakcje. Nawet instalowano karuzelę, były też loterie, w których papuga wyciągała losy, zjawiali się kataryniarze. Niezapomnianym przykładem atrakcji jest pokaz przez sugestywnego mężczyznę, „autentycznych” czaszek Napoleona – jednej z wieku dziecięcego, drugiej z młodości, a trzeciej pośmiertnej. Handel obnośny też istniał w pewnym zakresie. Najczęściej kobiety ze wsi dostarczały nabiał do domów stałych odbiorców. Pod domami głośnym charakterystycznym zawołaniem oferował swoje usługi szlifierz noży. Nosił ze sobą szlifierkę napędzaną nożnie. Podobnie oferowano nitowanie dziurawych garnków. Obuwie kupowało się u Żyda Horowitza lub tuż przed wojną u „Bata” – prowadzonego przez poznaniakow – Cybę i Gomołkę. Popsute buty można było naprawi u szewca Dubiela mieszkającego przy ul. Garncarskiej w nieistniejącym już domku – chatce oraz u Jańca na placu Szkolnym.
Towary pakowano najczęściej w papier. Robiono też „rożki” i używano torebek. Czasem klient przychodził ze swoim „opakowaniem”, np. bańką na naftę. Towary odważano w sklepie z dużych opakowań, beczek czy worków. Marmolada też bywała krojona z bloków. Wszystkie sklepy były czynne przez 6 dni w tygodniu. Wolna sobota jest teraz postrzegana jako coś naturalnego, a zaczęto ją wprowadza i to stopniowo dopiero w latach osiemdziesiątych. Żydowskie sklepy już wówczas w soboty nie handlowały, ale nie były to przywileje pracownicze czy wymóg przepisów zwykle  mieściły się w kamienicach właścicieli, więc klienta obsłużono o każdej porze. Sklepy wprowadzały wygodę w płaceniu, stosując sprzedaż „na zeszyt”. Zeszyt klienta prowadził sklepikarz a drugi egzemplarz miał kupujący. Rozliczenia gotówkowe dokonywano np. raz w miesiącu. Reklamy pojawiały się w czasopismach, radiu, ulotkach, afiszach i na gadżetach w postaci kalendarzyków, notesików, podstawek pod kufle itp. Zdarzały się też „żywe reklamy” noszące tablice z informacjami. Wydawano katalogi wyrobów, sklepów i producentów. Czy teraz mamy lepiej? Patrząc na koszmar wszechobecnych reklam – nie sądzę. Na zakupy wyrobów luksusowych, eleganckiej modnej odzieży z Leżajska jeździło się bezpośrednim pociągiem do Lwowa (relacji Gdynia–Lwow). Przyjazd pociągu w godzinach wieczornych był ulubionym celem spacerów leżajszczan przechadzających się aleją kasztanową. Podróżni sami organizowali sobie transport do domu. Niektórzy  zamawiali wcześniej fiakra lub taksówkę u Zdeba. Był to fiat ze zdejmowanym dachem, który garażował za bramą w przesmyku pomiędzy kamienicą Kisielewiczów a oficyną zamkową. Targowanie się podczas zakupów było możliwe. Najczęściej w sklepach żydowskich. Anegdotyczna historia z tamtych czasów jest związana z zamówieniem wizytówek przez naczelnika Stacji PKP Wiktora Bieńka. Żyd wykonawca, nazwiskiem Kuhl, próbował je sprzeda za pół ceny, z uwagi na to że nazwisko mylnie wydrukował mu jako „Baniak”. Mimo tak „dobrej ceny” transakcja nie doszła jednak do skutku, ku zdziwieniu drukarza. Mam nadzieję, że informacje te, wybrane ze wspomnień Ireny Lidii Chmurowej i Stanisława Kisielewicza zainspirują Czytelników do nadsyłania uzupełnień i dokumentowania historii i zdarzeń odchodzących w niepamięć.

Wywiad – Lidia Chmura

Tajne nauczanie w Leżajsku w okresie okupacji.

Rozmowa z panią Lidią Chmurą- Leżajszczanką , której rodzina tworzyła historię miasta od wielu pokoleń.

Irena Lidia Chmura urodziła się 18 października 1923r. w Leżajsku. Jej pradziadek Józef Kublin otrzymał w 1901r. honorowe obywatelstwo miasta Leżajska. Dziadek Walery Kiszakiewicz, oraz wcześniej jego ojciec Kornel, pełnili kolejno służbę jako „mianowany i zaprzysiężony kasjer magistratu Gminy Miasta Leżajsk”
Irena Chmura w czasie okupacji działała w konspiracji (ps. Marta) w AK w Referacie Wywiadu i Rozpoznania – służba łączności. Była łączniczką, kolporterką i kwatermistrzem, a po odbytym tajnym kursie sanitarnym otrzymała też przydział do czołówki sanitarnej. W lipcu 1944r. była w grupie operacyjnej „Burza”. W 1944r. zdała tajną maturę. W czerwcu 1949r. została aresztowana przez UB. Wyrokiem Sądu Wojskowego w Rzeszowie za działalność w konspiracji (AK) została skazana na 5 lat i 6 miesięcy więzienia, utratę praw publicznych i honorowych na 1 rok oraz przepadek mienia. Wyrok złagodzony amnestią do 2 lat i 9 miesięcy odsiedziała w więzieniu w Fordonie.
Za zasługi w walce z okupantem awansowana w 2001r. na stopień podporucznika Wojska Polskiego. Jest aktywnym członkiem Światowego Związku Żołnierzy Armii Krajowej, Koła nr 1 w Leżajsku.

W czasach II wojny światowej Leżajsk znajdował się pod okupacją niemiecką i podzielił losy innych miast Generalnego Gubernatorstwa. We wrześniu 1939 r. rozpoczęto naukę w Gimnazjum i Liceum Leżajskim, lecz okupant niemiecki przerwał funkcjonowanie szkoły.
4 listopada na zwołanej konferencji aresztował sześciu nauczycieli w tym i Józefa Grögera – ojca pani Lidii.

1. Pani Lidio jak można było zdobywać wiedzę szkolną w tym trudnym okresie?

Z okupantem można było walczyć w różny sposób, my młodzie wówczas ludzie staraliśmy się zachować godność poprzez uczestnictwo w tajnym nauczaniu, które chroniło nas od wynarodowienia i ciemnoty. Bardzo ważną rolę w tym cichym froncie walki z najeźdźcą niemieckim odegrali nauczyciele. Wśród nich był także mój tata, który po zwolnieniu z więzienia przystąpił do organizacji pracy w tajnym nauczaniu (ps. Tadeusz). Był on również członkiem Komisji Egzaminacyjnej. Współpracując z zaprzyjaźnionymi rodzinami Gdulów, Dańczyków i Romańskich przechowywał w domu część biblioteki, archiwum i wyposażenia szkolnego.

2. Jak wyglądała nauka w praktyce, czy rodzice chętnie wysyłali dzieci, czy nie obawiali się zdrady, represji?

W drugiej połowie października niektóre szkoły, te które nie były zniszczone lub zajęte przez okupanta wznowiły naukę. Szkoły średnie i wyższe nie uzyskały zezwolenia na nauczanie. Szkoły powszechne miały być instytucjami służącymi ujarzmieniu narodu polskiego, szkoły wyższe uznano za niebezpieczne i dlatego nie miały prawa istnieć. Otwarcie szkół napawało rodziców wielkim niepokojem o los dzieci pozostających w szkołach pod niemieckim nadzorem, ale wielkie zaufanie jakim darzyli nauczycieli pozwoliło mieć nadzieje, że nie dopuszczą do zgermanizowania młodzieży. Jak już powiedziałam gimnazja i szkoły średnie nie uzyskały zezwolenia na nauczanie, dlatego tworzono tajne komplety nauczania. Zadania tego podjęli się nauczyciele z pełną świadomością grożącego im niebezpieczeństwa. Ja w raz ze swoimi koleżankami Irką Kozłowską, Elą Zawilską i kolegą Zbyszkiem Zawilskim spotykaliśmy się na tajnych kompletach w domu…… na ulicy Burmistrzów Zawilskich.

3. Czy rodzice uiszczali opłaty nauczycielom za naukę swoich dzieci?

Nauczyciele jako wynagrodzenie za przekazywanie dzieciom swojej wiedzy otrzymywali od rodziców najczęściej produkty żywnościowe. Na skutek panującej ogólnej nędzy ludności, zapłaty były niewspółmierne do trudu i grożącego niebezpieczeństwa. Nie wszyscy nauczyciele wyrazili zgodę na prowadzenie tajnych lekcji. Ośrodek leżajski ożywił swą działalność w roku szkolnym 1942/43. Na terenie miasta zorganizowano 3-4 komplety nauczania z zakresu gimnazjum.
Mój ojciec w okresie międzywojennym zorganizował w Leżajsku Spółdzielnię Rolniczo-Handlową, w której będąc kierownikiem zatrudniał w czasie okupacji wielu pozbawionych pracy nauczycieli z Gimnazjum i Liceum oraz Polaków wysiedlonych z poznańskiego.

4. W jakich miejscach organizowano tajne komplety, czy uczono według programów przedwojennych i czy wydawano świadectwa ukończenia szkoły?

Nigdy nie wiedzieliśmy, gdzie będą odbywać się lekcje. Pamiętam dom państwa Danysów, Z. Fedyka, S.Trębeckiego, I. Kozłowskiej. Jeżeli chodzi o programy nauczania to okupant wydał zarządzenie, w którym wydał zakaz nauczania według programów przedwojennych. Nauczyciele nie przestrzegali tego zakazu i mimo grożącego niebezpieczeństwa przekazywali wiadomości i uzupełniali wiedzę programem zakazanym. Zajęcia odbywały się w grupach 3-4 osobowych w godzinach popołudniowych lub wieczornych. Najczęściej wybierano dom o dwóch wyjściach, co dawało szanse opuszczenia budynku w razie niebezpieczeństwa. Organizatorem zespołów uczniowskich Komisji Egzaminacyjnej był Stanisław Gdula. Pierwszy egzamin maturalny odbył się w 1942r. Moja mała matura odbyła się w roku ……, a zdawałam ją w wieku 16 lat, w moim domu przy ulicy Mickiewicza ….. Język polski u prof. Leśniakowskiego, łacinę i język niemiecki u Tomasza Malepszego. Świadectwa ukończenia szkoły były wydawane po okupacji. W Rzeszowie została powołana Komisja Weryfikacyjna dla legalizacji tajnego nauczania, która zajmowała się wydawaniem świadectw maturalnych.

5. Jak wyglądała i przebiegała matura w czasie okupacji?

Pierwszy egzamin maturalny odbył się w październiku 1942 roku. Przygotowanie do matury było niezwykle trudne, ponieważ brakowało podręczników i zwykle uczyliśmy się w kilkuosobowych grupach. Natomiast osoby udostępniające swój dom na miejsce egzaminu narażały siebie i swoje rodziny na wielkie niebezpieczeństwo. W czasie trwania matury często na ulicy przed domem czuwał ktoś nad bezpieczeństwem wszystkich zdających oraz komisji egzaminacyjnej. Egzaminy maturalne były dużym przeżyciem dla uczniów i nauczycieli. Wszyscy zdawali sobie sprawę, że czynią to wbrew okupantowi, mając nadzieje iż w przyszłości zasilą szeregi inteligencji polskiej. Moja duża matura odbyła się już po wyzwoleniu.

6. W okresie międzywojennym Leżajsk zamieszkiwały różne nacje. Czy leżajszczanie innych narodowości także angażowali się w tajne nauczanie?

W tajnym nauczaniu uczestniczyła tylko polska młodzież. Ukraińcy w czasie okupacji byli podburzani przez Niemców i często dochodziło do nieprzyjemnych incydentów. Nacjonaliści ukraińscy głośno domagali się swoich szkół i podstępem zajmowali sale lekcyjne w szkołach polskich.

Bardzo dziękuję Pani za rozmowę i wzbogacenie naszej wiedzy o tajnych kompletach, odważnych uczniach i bohaterskich nauczycielach, którzy ryzykowali życie własne i swoich bliskich podtrzymując w Leżajszczanach w tych trudnych chwilach ducha polskości.

Działalność zespołu Chałupnik

Wspomnienia działalności zespołu Chałupnik w latach 1954- 1974

Rozmowa z byłymi członkami zespołu: Natalią Białkowską, Urszulą Brzuzan , Janem Brzuzanem, Ewą Korasadowicz, Anną Krysą i Tadeuszem Węgrzyńskim.

Odzyskanie przez Polskę niepodległości w 1918 roku dało początek rozwojowi działalności kulturalnej będącej swoistą manifestacją Polskości tradycji oraz patriotyzmu.

Jej dynamiczny rozwój zahamował wybuch drugiej wojny światowej, a co za tym idzie okupacja niemiecko – radziecka. Zarówno Niemcy jak i ZSRR prowadziły politykę mającą na celu zniszczenie polskości a w szczególności polskiej kultury, nauki i sztuki. Zniszczenie kultury i tradycji powodowało unicestwienie narodu. Zamknięto uniwersytety, szkoły, teatry, biblioteki i czytelnie oraz zakazano działalności towarzystwom kulturalno – oświatowym. Leżajsk znalazł się pod okupacją niemiecką i stał się częścią utworzonego w 1939 roku Generalnego Gubernatorstwa.Kultura przestała istnieć w sposób widoczny dla okupantów. Polskość bowiem rozwijała się w ukryciu a poprzez komplety tajnego nauczania, docierała do młodego pokolenia Polaków.

W Leżajsku po wyzwoleniu utworzony został Komitet Organizacyjny Biblioteki Miejskiej, który rozpoczął zbiórkę książek. Otwarcie biblioteki miało miejsce 3 maja 1947 roku. Miesiąc przed jej otwarciem utworzono Księgarnię Spółdzielni „Kultura”, która istniała do 31. 07. 1950 roku. Jej kierownikiem został Józef Zygmunt. Działalność księgarni była ewenementem w skali kraju. Z inicjatywy mieszkańców Leżajska utworzono również Amatorski Teatr Miejski, którego kierownikiem został Terlecki. Od 1948 r. działała przy tartaku orkiestra dęta.

Władze miasta od początku lat 50. podejmowały wiele działań w kierunku utworzenia nowych zakładów pracy, co sprzyjało również rozwojowi kultury. Postulowano o zagospodarowanie byłej garbarni przy ul. Sanowej, utworzenie fabryki przetworów lnianych i konopnych, fabryki mebli przy tartaku itp. Wiele tych projektów nigdy nie zrealizowano, ale z czasem powstawały inne zakłady i spółdzielnie. Na przykład w 1950 roku powstała Konfekcyjna Spółdzielnia Pracy „Jutrzenka”, Spółdzielnia Przemysłu Ludowego i Artystycznego „Chałupnik”, Spółdzielnia Pracy Szewców i Cholewkarzy „Odrodzenie” oraz Spółdzielnia Pracy „Ceramika”. Nowo powstałe Spółdzielnie pracy angażowały się bezpośrednio w rozwój kultury w mieście. Stąd też największy rozkwit kultury przypada dopiero na II poł. lat 50., kiedy to utworzono w Leżajsku międzyspółdzielczy Klub „Kaprys” pod kierownictwem Natalii Białkowskiej.

– Jakie były początki tworzenia Zespołu Pieśni i Tańca ?

W 1954r. Spółdzielnia Pracy „Chałupnik” zaproponowała Natalii Białkowskiej i Jerzemu Górskiemu utworzenie zespołu regionalnego. Początki były trudne, ale już w lipcu działał 30–to osobowy zespół mandolinistów pod batutą Władysława Pieniążka. We wrześniu natomiast powstał Zespół Pieśni i Tańca, składający się z 12 par. Pierwszą instruktorką była Danuta Dańczak. Władysław Pieniążek prowadził już Orkiestrę Dętą przy Tartaku, jednocześnie był członkiem kapeli ludowej. Akompaniatorem przygrywającym do tańca na próbach i występach zespołu był Jan Pieniążek.

Pierwszy skład zespołu: Józef Bazylewicz, Stefania Błądek, Budzyński, Bronisława Chłodnicka, Stanisław Cupiał, Alicja Dębicka, Natalia Dębicka, Henryka Horoszko, Urszula Kaczmarczyk, Bronisław Kozyra, Agnieszka Kulińska, Halina Kusa, Tadeusz Kwieciński, Kazimiera Kwiecińska, Władysława Konstantynowicz, Maria Piziak, Jerzy Tupaj, Józefa Sztyrak , Czesław Rębacz, Stanisław Warenica, Stanisław Latawiec, Stanisław Leszczyński.

– Proszę przypomnieć gdzie odbywały się próby Zespołu?

Próby odbywały się w wynajętych lokalach, najczęściej w budynku Gimnazjum, oraz w magazynie domu Kisielewicza (obecnie restauracja Capri). Po szybkim remoncie 19 lutego 1955 r. odbyło się uroczyste otwarcie Klubu. Klub przyjął nazwę „Chałupnik” od swej macierzystej Spółdzielni.

– Kiedy i w jakich okolicznościach dołączył chór Romana Chorzępy?

W 1955 roku Roman Chorzępa utworzył 60 – osobowy chór, który często występował wraz z zespołem. We wcześniejszych latach założył i prowadził mieszany chór parafialny. Pan Chorzępa był niezwykle utalentowanym muzykiem. Dzisiaj Leżajszczanie znają pana Romana, bowiem od 70 lat był organistą, początkowo w kościele farnym a od 1968 roku w Klasztorze OO. Bernardynów w Leżajsku. Podczas pracy w Sanktuarium Maryjnym prowadził chór kościelny, uczył śpiewu liturgicznego oraz organizował koncerty dla pielgrzymek i wycieczek.

Przy Zespole działał tercet śpiewający prowadzony również przez pana Romana. W skład tercetu wchodziły piękne głosy: Ewy Korasadowicz, Irki Dec i Anny Naskręt. Tercet występował wspólnie z Zespołem i chórem. Repertuar Tercetu był bardzo bogaty i obejmował nie tylko utwory polskojęzyczne, lecz również piosenki w języku chińskim i rosyjskim.

– W jaki sposób Zespół włączył się w aktywną działalność kulturalną Leżajska?

Często odbywały się spotkania z ciekawymi ludźmi kultury i sztuki. Zapraszaliśmy zespoły artystyczne z rożnych stron Polski i świata. Wyjeżdżaliśmy na szkolenia w celu podniesienia poziomu artystycznego zespołu (do Rzeszowa, Łańcuta, Sokołowa, Jarosławia, Warszawy). Zespół cyklicznie uczestniczył w obchodach świąt i uroczystościach państwowych w dożynkach powiatowych, wojewódzkich i centralnych, oraz w akademiach okolicznościowych. Dożynki były imprezą na którą zespół wyjeżdżał rokrocznie. Na zaproszenie Związku Zawodowego Rolników w Rzeszowie.W naszej pamięci utkwił też Międzynarodowy Festiwal Młodzieży i Studentów w 1955 r. w Warszawie. Spotkaliśmy tam zespoły z różnych części Polski i świata m.in. z Korei i Chin. Niezapomniany był też wyjazd do Warszawy na centralne dożynki, gdzie widowisko dla społeczeństwa Warszawy i okolic przygotowane było na stadionie 10-lecia na ok. 1600 par.Wielokrotnie pisano o nas w gazetach np. „Spółdzielczośc Pracy”, „Dziennik Rzeszowski”, „Echo Krakowa” i inne.

– Czy Zespół wyjeżdżał na obozy i zgrupowania taneczne?

W okresie wiosennym wyjeżdżaliśmy na wiosenne majówki odpoczywać na łonie natury, natomiast na wakacjach organizowane były różnego rodzaju zloty dla zespołów tanecznych. Jednym ze zlotów, który pozostał w naszej pamięci to Zlot Młodzieży w Ostródzie zorganizowany z okazji 550 rocznicy bitwy pod Grunwaldem. Mieszkaliśmy pod namiotami i występowaliśmy w okolicznych miejscowościach.

– Na czym polegała codzienna praca Zespołu?

Spotykaliśmy się na próbach dwa razy w tygodniu. Próby były wyczerpujące, bo pani Dańczakowa starała się utrzymać wysoki poziom zespołu. Nagrodą dla członków były tzw. „cukierki”, a była to możliwość zatańczenia ze swoim ulubionym partnerem dowolnych tańców po oficjalnych próbach zespołu.

– Jaki był repertuar Zespołu?

Zespół miał charakter ludowy, tańczyliśmy głównie tańce polskie narodowe oraz regionalne: rzeszowskie, lubelskie, a także ukraińskie, rosyjskie wiązankę tańców mołdawskich z chochołem i inne.

– Czy społeczeństwo Leżajska i okolic korzystało z takiej rozrywki jaką proponował Zespół?

Mieszkańcy naszego miasta bardzo licznie gromadzili się na akademiach okolicznościowych, na wieczorach pieśni i tańca czy amatorskich przeglądach zespołów spółdzielczych. Zespół występował również w okolicznych miasteczkach i wsiach. Była to jedna z nie wielu rozrywek jaką mieli mieszkańcy małych miejscowości.

– Zdjęcia zamieszczone w kronice pokazują Zespół w pięknych strojach. Czy Wasza działalność była sponsorowana przez miejscowe zakłady pracy?

Spółdzielnia „Chałupnik” przekazywała pieniądze na działalność Klubu. Dzięki tym funduszom, zespół miał piękne stroje a kapela doskonałe instrumenty. Często otrzymywaliśmy podziękowania za występy w różnych miejscowościach oraz nagrody pieniężne.

– Rozmawiamy przede wszystkim o Zespole, ale czy w Klubie istniały jeszcze jakieś inne koła zainteresowań?

Tak, aktywne były kółka recytatorskie oraz plastyczne. Szczególnie kółko plastyczne cieszyło się dużym zainteresowaniem. Prace wykonywane przez członków Klubu eksponowano na wystawach, bardzo chętnie odwiedzanych przez Leżajszczan.Prawdziwym przełomem dla Klubu był rok 1958, kiedy to zespół przeniósł się do „Proświty”, (obecnie Biblioteka Publiczna) .Budynek był duży, wszystkie koła zainteresowań miały swoje pomieszczenia stwarzające doskonale warunki do rozwinięcie działalności.. Od tego momentu rozpoczęła się „złota epoka” w historii klubu. Organizowano liczne imprezy w karnawale, bale kostiumowe ( na których bawili się w dzień dzieci a nocą starsi).Zabawy były urozmaicone występami artystycznymi w rodzaju skeczy, satyrycznych obrazków obyczajowych oraz różnego rodzaju konkursów. W „Proświcie” znajdowała się duża sala ze sceną, co dawało możliwości prowadzenia szerokiej działalności artystycznej. Wówczas chór rozwinął skrzydła.

– Jak Państwo zapamiętali obchody jubileuszu XX –lecia zespołu?

Zespół wystąpił w 1974 r. w Kinie Radość na Koncercie Jubileuszowym. W ramach tego koncertu zaprezentował poloneza pt. „Trzy pokolenia”, w którym tańczyli najstarsi członkowie zespołu, młodzież oraz dzieci tych, którzy obchodzili jubileusz. Klub działał do początku lat 90-tych, lecz w nowym , stale odmładzanym składzie. Starsi członkowie zespołu w większości założyli rodziny i wycofali się z aktywnego życia artystycznego. Ich miejsce zajęli młodzi kontynuując sztafetę pokoleń. Osobliwy jest fakt, że spośród członków zespołu powstało około 30 małżeństw.

Dziękujemy bardzo za rozmowę. Mamy nadzieję, że w przyszłości przypomnimy późniejsze losy Zespołu Pieśni i Tańca „Chałupnik”.

Leżajsk i jego mieszkańcy na początku II wojny światowej. Refleksja w przededniu rocznicy „września” – Andrzej Tofilski

Zbliżająca się 70- ta rocznica agresji hitlerowskich Niemiec na Polskę stanie się zapewne okazją do organizowania oficjalnych uroczystości i obchodów na różnych szczeblach. Przywoływać będziemy wówczas ( i słusznie) wydarzenia i postaci, które urosły do rangi symbolu. Wielu jest jednak ludzi, którzy złożyli Ojczyźnie ofiarę życia całkiem anonimowo, a miejsca ich spoczynku pozostaną nieznane, lub przeżyli wojnę i dziękują Bogu za cud ocalenia. Przeżyć to w tym przypadku nie znaczy przeczekać, przetrwać, doczekać lepszych czasów, lecz uczestniczyć i świadomie podejmować decyzje. Coraz mniej jest wokół nas ludzi, którzy byli świadkami tamtych wydarzeń, ludzi którzy potrafiliby oddać atmosferę tamtych dni. Takich cichych bohaterów ma nasza mała i wielka Ojczyzna wielu, musimy jednak pogodzić się z myślą, że coraz częściej przemawiać będą do nas jedynie zapisane wspomnieniami kartki papieru.

Analizując dzieje polityczne Europy okresu międzywojennego trudno oprzeć się wrażeniu, że w drugiej połowie lat 30-tych XX wieku zmierzała ona nieuchronnie do wojny. Przejęcie władzy przez Adolfa Hitlera, łamanie postanowień traktatu wersalskiego poprzez utworzenie sztabu, armii z poboru i zakazanych w klauzulach wojskowych niektórych rodzajów broni, remilitaryzacja Nadrenii, wreszcie Anschluss Austrii i podział Czechosłowacji to przykłady agresywnych działań naszego zachodniego sąsiada. O narastaniu napięć międzynarodowych świadczyć mogą ponadto wojna domowa w Hiszpanii i zaangażowanie się w ten konflikt głównie państw o ustroju totalitarnym , zajęcie Albanii przez Mussoliniego , oraz wzrost siły militarnej ZSRR i plany wojenne Józefa Stalina.

Sytuacja międzynarodowa Polski była szczególnie niekorzystna z uwagi na jej położenie geograficzne oraz spory terytorialne z sąsiadami. Doświadczenia okresu rozbiorów i czterech lat I wojny światowej zapowiadały iż ziemie nasze ponownie staną się teatrem działań zbrojnych. Już Marszałek Piłsudski (zm. w 1935r.) zdawał sobie sprawę z zagrożeń wynikających z tej sytuacji mówiąc: „Polska siedzi na dwóch stołkach. To nie może trwać długo. Musimy wiedzieć z którego naprzód spadniemy i kiedy.” Podpisywane układy i pakty nie zapobiegły atakowi ze strony sąsiadów ani pomocy od naszych zachodnich sojuszników. Warto tutaj przypomnieć, że 1 września 1939 roku Rzeczpospolita miała ważny układ o nieagresji z ZSRR (podpisany na 3 lata w 1932 roku, przedłużony w 1934 roku na kolejnych 10 lat), deklarację o niestosowaniu przemocy podpisaną na 10 lat z III Rzeszą w 1934 roku, gwarancje niepodległości ze strony Francji i Wielkiej Brytanii z marca i kwietnia 1939 roku, oraz układ sojuszniczy z tą ostatnią z 25 sierpnia 1939 roku. Widząc rosnące niebezpieczeństwo wojny od kwietnia do sierpnia 1939 roku mocarstwa pracowały nad paktem zbiorowego bezpieczeństwa, lecz zakończyły się one fiaskiem ze względu na rozbieżność interesów stron, wzmożoną aktywność dyplomacji niemieckiej i radzieckie plany eksportu komunizmu na zachód Europy. Propozycje niemieckie przystąpienia Polski do paktu antykominternowskiego w zamian za zgodę na przyłączenie Wolnego Miasta Gdańska, oraz tzw. „korytarz” z czasem przerodziły się w stanowcze żądania , lecz dla Polaków były nie do przyjęcia. W przemówieniu w parlamencie ówczesny minister spraw zagranicznych Józef Beck mówił: „Słyszę żądanie aneksji Gdańska do Rzeszy, z chwilą, kiedy na naszą propozycję, złożoną dn. 26 marca wspólnego gwarantowania istnienia i praw Wolnego Miasta nie otrzymuję odpowiedzi, a natomiast dowiaduje się następnie, że została ona uznana za odrzucenie rokowań – to muszę sobie postawić pytanie, o co właściwie chodzi? Czy o swobodę ludności niemieckiej Gdańska, która nie jest zagrożona, czy o sprawy prestiżowe, czy też o odepchnięcie Polski od Bałtyku, od którego Polska odepchnąć się nie da! (…) Pokój jest rzeczą cenną i pożądaną. Nasza generacja, skrwawiona w wojnach, na pewno na okres pokoju zasługuje. Ale pokój, jak prawie wszystkie sprawy tego świata, ma swoją cenę, wysoką, ale wymierną. My w Polsce nie znamy pojęcia pokoju za wszelką cenę. Jest jedna tylko rzecz w życiu ludzi, narodów i państw, która jest bezcenna. Tą rzeczą jest honor.” Nie ulega jednak wątpliwości, iż w tym konflikcie nie chodziło jedynie o jakąkolwiek część Polski, nawet Gdańsk lecz o dominację w całej Europie i świecie.

Od 23 marca 1939 roku trwała w Polsce „cicha mobilizacja”, która ogółem miała objąć około 2,1mln przeszkolonych w latach 1921-1939 rezerwistów. W miesiącu lipcu nastąpiło nasilenie powołań lecz pomimo to do końca sierpnia udało się skoncentrować i uzbroić zaledwie 60 % powołanych (około 1,2mln żołnierzy). Powołania nie ominęły także mieszkańców Leżajska, którzy najczęściej swoje przydziały otrzymywali do Jarosławia. Mieszkańcy miasta z niepewnością oczekiwali informacji, których źródło stanowiły nieliczne radioodbiorniki oraz działania władz. Decyzją władz administracyjnych w połowie sierpnia powstał Komitet Obrony Cywilnej, a mieszkańcy przystąpili do prac mających wzmocnić obronność miasta. Dwukrotnie wieszano zarządzenie o powszechnej mobilizacji: 30 i po odwołaniu ponownie 31 sierpnia, ale nie wszyscy zdołali dotrzeć na miejsce formowania swoich jednostek. Po wybuchu wojny, w pierwszych dniach września w Leżajsku zapanowało gorączkowe podniecenie, a z oddali słychać było nadlatujące samoloty. Pierwszy niemiecki nalot na miasto siłami 11 samolotów miał miejsce 4 września i spowodował stosunkowo niewielkie straty materialne z uwagi na wysoki pułap lotu. Jego celem były zabudowania klasztorne oo. Bernardynów, tory kolejowe i stacja, oraz mobilizacyjny punkt poboru koni znajdujący się na Placu Targowym. W wyniku bombardowania śmierć poniosło 9 osób, a częściowemu zniszczeniu uległ m.in. dom państwa Szczęków w okolicy dworca kolejowego.

Już 3 września pojawili się w mieście pierwsi uciekinierzy ze Śląska wywołując panikę wśród miejscowej ludności, a w kolejnych dniach uciekinierów przybywało. Od 7 września przez Leżajsk wycofywały się za San oddziały polskiego wojska, wraz z którymi ewakuowano także leżajskie urzędy i policję. Pod przewodnictwem księdza Czesława Brody powstała Społeczna Straż Obywatelska, której zadaniem było zapewnienie porządku w mieście. Do 13 września rano stacjonował pod Kuryłówką 1 batalion 54 pułku piechoty zabezpieczający most na Sanie. Leżajsk nie ucierpiał z powodu działań zbrojnych, gdyż najważniejsze kierunki ataku wojsk niemieckich wiodły na południe od miasta (Rzeszów- Przeworsk- Przemyśl- Lwów), oraz na północ (Mielec- Nisko- Janów Lubelski). 12 września wieczorem pojawił się pierwszy patrol niemiecki poszukujący stolarza Fryderyka Keipra, będącego prawdopodobnie niemieckim konfidentem.

Pamiętać należy, iż ponad 30% mieszkańców przedwojennej Polski stanowiły mniejszości narodowe, w tym około 900 tysięcy Niemców. W większości przypadków sympatyzowali z III Rzeszą, a współpracując z niemieckim wywiadem tworzyli tzw. V kolumnę. Na naszym terenie Niemcy zamieszkiwali w dawnych koloniach: Gillershof w Leżajsku, Dornbach w Tarnawcu, Konigsberg w Woli Zarzyckiej i niemal wszyscy w czasie wojny współpracowali z okupantami. Niemieckie oddziały dokonały licznych zniszczeń w mieście, a także rabowały mienie mieszkańców, głównie narodowości żydowskiej. W tym procederze uczestniczyli także miejscowi volksdeutsche, Ukraińcy i mieszkający w bliskim sąsiedztwie Polacy. W pierwszych dniach okupacji ożywiła się ludność ukraińska stanowiąca około 20 % ogólnej liczby mieszkańców, a jej działalność miała często charakter antypolski. Przed wojną w odczuciu Polaków była raczej lojalna wobec Rzeczpospolitej, a jej życie kulturalno- religijne koncentrowało się wokół cerkwi w Leżajsku oraz biblioteki i czytelni „Proświta”. W sierpniu 1939 roku utworzono Komitet Narodowościowy, z miejscowym popem – proboszczem parafii unickiej Jerzym Kiktą, a ludność ukraińska zaczęła coraz częściej ulegać nacjonalistycznym ideom głoszonym przez ukraińską inteligencję. Ukraińcy objęli za zgodą Niemców wiele stanowisk w urzędach na terenie miasta i tworzyli policję współpracującą z niemiecką żandarmerią. Ostentacyjny lojalizm i współpraca ludności ukraińskiej była na rękę okupantowi, lecz nie oznaczało to, że Ukraińcy mogli liczyć na wzajemność ze strony Niemców. Stanisław Kisielewicz przytacza wydarzenie, którego był świadkiem:
„Przeżyłem dużą satysfakcję, gdy pewnego dnia rozmawiałem przed domem z Ukraińcem Leonem Kiszakiewiczem, który na widok nadchodzącego „Ortskomendanta” z wyciągniętą ręką wykrzyczał „Sieg Heil”. Szwab uderzył go w twarz rycząc, że żaden „untermensch” nie będzie profanował niemieckiego pozdrowienia.”

Szczególnie tragiczny los spotkał Żydów z Leżajska i okolic. W pierwszych dniach okupacji spalono synagogę, a część ludności z podręcznym bagażem wypędzono za San, rabując przy tym najcenniejsze rzeczy. Żydowskie domy wykonane z drewna rozebrano na opał, a w pozostałych dokonano przeróbek szukając przy okazji ukrytych kosztowności. Wprowadzono obowiązek znakowania odzieży opaską z gwiazdą Dawida, zmuszano do ciężkich darmowych prac (np. odśnieżanie placów i ulic, brukowanie rynku macewami z pobliskiego kirkutu).
W Leżajsku utworzono Wojskową Komendę Miasta i przystąpiono do wprowadzania nowych regulacji prawnych. Powołano nowe władze , wprowadzono godzinę policyjną, rozwiązano Straż Obywatelską, wprowadzono zakaz posiadania broni, mundurów i radioodbiorników, obowiązek rejestracji zwierząt hodowlanych i zakaz ich nielegalnego uboju, a także oddawanie obowiązkowych kontyngentów. Spośród wpływowych mieszkańców wybrano grupę zakładników, którzy mieli być gwarancją lojalności Leżajszczan. Dla swoich potrzeb Niemcy zajęli budynki szkolne, część pomieszczeń klasztornych oo. Bernardynów, oraz wiele mieszkań w rynku i w jego bezpośrednim sąsiedztwie.

Rozpoczął się trwający niemal pięć lat okres okupacji naznaczony wielkimi wyrzeczeniami, głodem, biedą i poświęceniem. Okupacji, która wyzwoliła w mieszkańcach naszego miasta wiele aktywności i odwagi graniczącej wielokrotnie z heroizmem, a przejawiającej się w tworzeniu konspiracyjnych organizacji politycznych i militarnych, oraz komórek tajnego nauczania. Wielu Leżajszczan walczyło w regularnych formacjach na różnych frontach II wojny światowej oddając życie za wolność naszej Ojczyzny. Części udało się przeżyć okres wojny, lecz niejednokrotnie byli prześladowani przez nowe komunistyczne władze Polski.

W przededniu 70 rocznicy wybuchu wojny winniśmy pamięć zarówno bohaterom kampanii wrześniowej, obrońcom Tobruku, zdobywcom Monte Cassino, ofiarom obozów i masowych pacyfikacji, jak również więźniom sowieckich więzień i łagrów, oraz polskim oficerom zamordowanym przez NKWD w 1940 roku.

Bibliografia:
Bartnik Piotr, Kosiarz Jerzy, Dekanaty leżajski i sokołowski w latach okupacji hitlerowskiej, Przemyśl 1992.
Czubiński Antoni, Dzieje najnowsze Polski do roku 1945, Poznań 1994.
Józef Hampel, Lata okupacji hitlerowskiej na Leżajszczyźnie [w:] Dzieje Leżajska, pod red. J. Półćwiartek, wyd. II poszerzone, Leżajsk 2003.
Kisielewicz Stanisław, Od Leżajska do Łodzi, Łódź 2007r.
Larendowicz Zbigniew, Konspiracja antyhitlerowska. Leżajsk 1939-1944, Leżajsk 2000. (maszynopis)

Wywiad z panem Zbigniewem Larendowiczem

Rozmawia: Iwona Tofilska, Marta Jednacz

Zachowane w pamięci – wywiad z panem Zbigniewem Larendowiczem

Pan Zbigniew Larendowicz jest wieloletnim mieszkańcem miasta Leżajska.Jest niezwykle interesującym człowiekiem. Pomimo swego sędziwego wieku, nadal pracuje jako wolontariusz w Bibliotece Klasztornej oo. Bernardynóww Leżajsku. Wywiad, który Państwu przedstawiamy, obejmuje okres młodości i życia zawodowego pana Zbigniewa Larendowicza, a także wspomnienia z czasów gimnazjum.

– Jak przebiegała Pana edukacja szkolna?

Po ukończeniu czterech klas Szkoły Podstawowej, w 1927 roku rozpocząłem naukę w Gimnazjum im. Bolesława Chrobrego w Leżajsku. W VII klasie gimnazjum odbyłem obowiązkowe Przysposobienie Wojskowe I i II stopnia. Odbyłem też kurs Ligi Obrony Powietrznej i Przeciwgazowej dla obsad posterunków obserwacyjno-meldunkowych. Byłem szefem hufca szkolnego leżajskiego gimnazjum. Egzamin maturalny złożyłem w 1937 roku w Leżajsku. Po złożeniu egzaminu dojrzałości, zostałem powołany do Szkoły Podchorążych Artylerii we Włodzimierzu Wołyńskim, po ukończeniu której otrzymałem stopień podchorążego rezerwy. Po ukończeniu szkoły przydzielono mnie do 22. Pułku Artylerii Podhalańskiej w Przemyślu.

– Gimnazjum zostało utworzone w 1912 roku jako Miejskie Gimnazjum Realne. Wiemy, że w 1926 roku zostało przemianowane na Gimnazjum Państwowe i otrzymało imię Bolesława Chrobrego. Czy pamięta Pan, jak wyglądało ówczesne gimnazjum?

Dzisiejszy Dwór Starościński nosił niegdyś nazwę Zamku Leżajskiego.Budynki zwane oficynami miały rożne zastosowanie. Budynek I na przełomie lat 20. i 30. XX wieku podzielony był na dwie części. W jednej z nich była stodoła, natomiast w drugiej pokoje dla służby. W czasie II wojny światowej wybudowano nowy budynek, w którym znajdowała się apteka. W budynku II początkowo były mieszkania prywatne – głownie emerytów i rencistów austriackich – a po 1926 roku przekształcone zostały na pomieszczenia użyteczności szkolnej, tj. kancelarię dyrekcji, salę konferencyjną, a także bibliotekę gimnazjalną. W jednej części budynku III mieściła się składnica kołek rolniczych (ich twórcą był prof. Gregiel), w której znajdował się magazyn nawozów sztucznych. W budynku tym znajdował się także sklep, do którego w latach 20. XX wieku dobudowano schody od ul. Mickiewicza. Budynek IV to również pomieszczenia mieszkalne dla emerytów, głownie urzędników austriackich. Następnie przystosowano je na mieszkania dla stróża, a do drugiego pomieszczenia przeniesiono kancelarię dyrekcji i stworzono dwie klasy.

– Nie wspomniał Pan jeszcze o budynku głównym.

Budynek główny wyglądał podobnie z zewnątrz do dzisiejszego.Jedyną różnicą jest obecny taras, niegdyś będący daszkiem. Do dyspozycji szkoły było wówczas 8 sal lekcyjnych – 2 sale dla kierownika i nauczycieli,2 sale, w których mieściły się gabinety: fizykalny (jak wtedy określano)i przyrodniczy oraz sala gimnastyczna. Na piętrze budynku była sala lekcyjna i pokój przedzielony na pół. W jednej jego części znajdował się magazyn broni, a w drugiej pracownia podręczna. Warto podkreślić, że w jednej z sal na parterze w roku 1930 odbyło się pierwsze spotkanie ZHP w Leżajsku.

– A co z ogrodzeniem?

Budynki od strony ul. Mickiewicza były otoczone parkanem, który składał się z podmurówk, co 2,5 m osadzony był słupek z czterospadowym daszkiem pokrytym dachówką. Między nimi znajdowały się żerdzie i sztachety o wysokości 2,5 m. Budynki od strony dawnej ul. Podzamcze i ul. 28 Maja były ogrodzone parkanem, od strony wąwozu otoczone były murem,a ściany budynków bezpośrednio przylegały do murów.

– Jak był zagospodarowany plac za budynkami I i II od ul. Podzamcze?

Początkowo znajdował się tam dziki ogród. W 1930 roku Urząd Miasta sprzedał jego część od strony ul. 28 Maja Żydowi Szpacowi z przeznaczeniem na skład drewna. Na pozostałej części placu nadal znajdował się dzikiogród, aż do postawienia budynku ZUS-u.

– Czy szkoła organizowała jakieś zajęcia pozalekcyjne?

Tak, istniało kilka kołek zainteresowań, np.: geograficzne, przyrodnicze i inne. Dla młodzieży był też zorganizowany Hufiec Szkolny – jego inicjatorem był prof. Kornel Szabo, który postarał się o pierwszy sztandar hufca w Polsce. Głównym założeniem hufca było patriotyczne wychowa nie młodzieży oraz fizyczne i wojskowe jej wyszkolenie, przysposabiające do obrony zagrożonego kraju. Prof. Szabo był także założycielem Ligi Obrony Powietrznej i Przeciwgazowej Kraju (organizacja wspierająca, która organizowała pogadanki na temat lotnictwa). Istniała także Sodalicja Mariańska – stowarzyszenie religijne, powołane do życia w roku szkolnym 1922/1923 przez katechetę gimnazjalnego ks. prof. Stanisława Lubasa, który zginął w Dachau w czasie II wojny światowej (21 marca 1942 roku). Przy szkole działał Polski Czerwony Krzyż, którego inicjatorem był lekarz szkolny Adam Lewinter. W 1930 roku powstało w Leżajsku ZHP, a jego pomysłodawcą i pierwszym drużynowym był Tadeusz Krasucki.

– Czy mógłby Pan opowiedzieć coś o swoim życiu rodzinnym?

Moją żonę Annę Zofię Sztyrak poślubiłem 29 czerwca 1944 roku w Woli Zarczyckiej i było to małżeństwo konspiracyjne, tzn. odbyło się tylko w kościele – bez zwyczajowych zapowiedzi i przyjęcia weselnego. Ślubu udzielał nam ks. proboszcz Sołtysik, a świadkiem był kapelan AK ks. Dudziak.Mam dwoje dzieci – córkę i syna.

– Jakie były Pana marzenia, plany życiowe?

Marzyłem o karierze żołnierza zawodowego, jednakże nie pozwolił mi na to stan mojego zdrowia, dlatego też zacząłem pracę.

– A mógłby Pan nam o niej opowiedzieć?

Moją pierwszą pracą było zatrudnienie w leżajskim Banku Spółdzielczym,które nie trwało długo, bo tylko 3 miesiące. Następnie zostałem powołany jako cywilny pracownik do Szkoły Uzbrojenia Warszawa Cytadela.Tam pracowałem aż do wybuchu II wojny światowej. Brałem udział w kampanii wrześniowej, podczas której dostałem się do niewoli sowieckiej. Udało mi się uciec z transportu do Rosji, dotarłem pieszo do Lwowa, zatrzymałem się w klasztorze oo. Bernardynów skąd dotarłem do domu w Leżajsku.Był to rok 1940. W Leżajsku pracowałem w zbiornicy jaj, składałem rowery w warsztacie u pana Góraka, zakładałem światło. Od 1941 roku pracowałem w konspiracji, aż do wkroczenia Armii Czerwonej w 1944 roku. W tym czasie zostałem zastępcą kierownika Wydziału Organizacji NOW (Narodowa Organizacja Wojskowa) w Leżajsku pod pseudonimem „Wicher”. W 1944 roku musiałem uciekać z Leżajska, ponieważ poszukiwało mnie gestapo.Moją kolejną pracę rozpocząłem w Nadleśnictwie Rudnik jako praktykant leśny. Po pięciu miesiącach praktyki skierowano mnie na kurs leśniczy koło Lublina (posługiwałem się wtedy nazwiskiem Stanisław Żuliński). Ukończyłem go na 1. miejscu już pod swoim nazwiskiem. W latach 1945–1949 pracowałem w Dyrekcji Lasów Państwowych w Poznaniu i jednocześnie studiowałem na Uniwersytecie Poznańskim na Wydziale Leśnym. Po ukończeniu studiów przeniosłem się do Wrocławia i odbyłem półroczny kurs nad leśniczych, po czym otrzymałem nominację z Ministerstwa Leśnictwa na adiunkta (zastępcę nadleśniczego) do dyrekcji w Łodzi. Tam otrzymałem możliwość wyboru nadleśnictwa i wybrałem Nadleśnictwo w Kłobucku koło Częstochowy. Przez kilka miesięcy byłem wykładowcą w Szkole Leśnej w Zagorzu. Następnie zostałem przeniesiony do Katowic, gdzie spędziłem 14 lat. Pracowałem jako inspektor kilku rożnych działów, m.in. inspektor Urządzania Lasów, a następnie starszy inspektor Kontroli Technicznej. Przez cały czas – od pracy w Poznaniu do pracy w Krakowie – prześladowało mnie UB, co łączyło się z silnymi szykanami, tzn. omijały mnie wszelkie awanse i nagrody, pomimo iż uważano mnie za najlepszego pracownika. Wiązało się to z moją przynależnością do AK, z którą jednak przestałem współpracować tuż po wkroczeniu Armii Czerwonej do Leżajska. Moje sukcesy zawodowe to przede wszystkim: opracowanie planów zagospodarowania wielu nadleśnictw położonych w dawnych województwach: poznańskim,zielonogórskim, wrocławskim, katowickim, częstochowskim, rzeszowskim.Za największy swój sukces uważam współpracę (w latach 1964–1968) z prof.S. Myczkowskim przy tworzeniu Planu Zagospodarowania Tatrzańskiego Parku Narodowego, Ojcowskiego Parku Narodowego oraz wielu rezerwatów przyrody w Polsce południowej. Brałem także udział w opracowaniu eksperty z Polskiej Akademii Nauk na temat „Waloryzacji lasów i kosodrzewiny z podaniem zasad ich ochrony w Tatrzańskim Parku Narodowym”, oraz wspólnie z prof. T. Skawiną na temat „Szkód przemysłowych w lasach Gornośląskiej

– Widzę, że na stole leżą odznaczenia. Może mógłby Pan coś o nich opowiedzieć

Tak, posiadam liczne nagrody, odznaczenia, medale: Krzyż Partyzancki,Krzyż AK, Krzyż Harcerski, Odznakę Strzelecką, Odznakę Ukończenia Szkoły Podchorążych Artylerii, dwie odznaki za opracowanie planów parków narodowych: Ojcowskiego i Tatrzańskiego, a także dyplomy: Dyplom Weterana Walki o Wolność i Niepodległość Ojczyzny. W 1997 roku wyróżniony zostałem odznaką honorową „Zasłużony dla Miasta Leżajska” oraz wiele innych. Ostatnim moim odznaczeniem jest stopień majora, który otrzymałem w lutym 2007 roku.

– Wiemy, że od przejścia w 1978 roku na emeryturę pracuje Pan społecznie w klasztorze ojców Bernardynów w Leżajsku. Dlaczego podjął się Pan tej pracy?

Początkowo moja praca w klasztorze polegała na prowadzeniu korespondencji,ubezpieczeniach, pracach introligatorskich. Nigdy nie przypuszczałem,że na emeryturze będę się zajmował także inwentaryzowaniem zasobów bibliotecznych klasztoru leżajskiego. Było to dla mnie wielkim wyzwaniem, ponieważ nie jestem z wykształcenia bibliotekarzem. W okresie mojej pracy zawodowej często korzystałem z zasobów Biblioteki Jagiellońskiej w Krakowie, Biblioteki Wojewódzkiej w Katowicach i Bytomiu.Udało mi się zinwentaryzować i skatalogować zasoby książkowe biblioteki klasztornej. Nie robiłem tego sam, przy pracach pomagali mi wolontariusze i bracia nowicjusze z lat 1997/Pan również 1998.

– Po przejściu na emeryturę napisał Pan kilka książek na temat sanktuarium maryjnego w Leżajsku. Mógłby Pan wymienić tytuły?

„Kult Matki Bożej Pocieszenia w Bazylice oo. Bernardynów w Leżajsku”,„Bazylika oo. Bernardynów w Leżajsku”, „Sanktuarium Maryjne oo. Bernardynów w Leżajsku”, „Historia posiadłości Ojców Bernardynów w Leżajsku,”„Biblioteka klasztoru Ojców Bernardynów w Leżajsku”, „Nekropolie Bernardyńskie w Leżajsku”, „Tablice pamiątkowe, epitafia i inskrypcje natynkowe w sanktuarium Ojców Bernardynów w Leżajsku”, „Ojciec Dominik Gorski Świątobliwy Kapłan Bernardyński w Leżajsku”, „Wieża zegarowa przy kościele i klasztorze Ojców Bernardynów w Leżajsku”.

– Pisał Pan również artykuły do „Biuletynu Miejskiego”. Proszę wymienić te najważniejsze.

Cykl wywiadów pt. „Zasłużeni Leżajszczanie”, „Wspomnienie o działalności Związku Harcerstwa Polskiego”, czy „Z dziejów Biblioteki Klasztornej”.

– Bardzo dziękujemy za rozmowę.

Rozmowa z panią Aliną Kądziołą

Rozmawia: Iwona Tofilska, Zofia Buczkowska

Rozmowa z panią Aliną Kądziołą – leżajszczanką,córką Wandy i Ludwika Sawickich

 

Rodzina Sawickich mieszka w Leżajsku już około 100 lat. Moja rozmówczyni,pani Alina Kądzioła, córka Wandy i Ludwika, urodziła się w 1931 roku w Bielsku- Białej, a od 1939 roku mieszka w naszym mieście przy ul. Sandomierskiej. W tym wywiadzie spróbujemy przybliżyć Czytelnikom ciekawą sylwetkę Ojca pani Aliny, podpułkownika Ludwika Sawickiego, jego działalność patriotyczną i działania podejmowane na rzecz lokalnej społeczności oraz postać naszej rozmówczyni, oddanego pedagoga i działacza społecznego.

– Pani Alino, proszę nam opowiedzieć o swoim Ojcu, jego latach młodzieńczych i okresie służby w armii austriackiej.

Ojciec urodził się 20 sierpnia 1893 roku w Leżajsku jako syn mistrza murarskiego, co dawało mu dosyć wysoką pozycję społeczną, ponieważ Leżajsk w tym czasie był już znanym ośrodkiem murarskim.Tu ukończył szkołę podstawową (dawniej zwaną Szkołą Ludową), a następnie w latach 1904–1912 uczył się w Gimnazjum Wyższym w Jarosławiu. Po ukończeniu gimnazjum podjął studia prawnicze na Uniwersytecie Jana Kazimierza we Lwowie, ale zaledwie rok uczęszczał na tę uczelnię. Wybuchła I wojna światowa i w 1914 roku powołany został do cesarsko królewskiej armii, a następnie skierowany do Szkoły Oficerskiej. W 1915 roku awansowany został do stopnia podporucznika. Brał udział w walkach na froncie rosyjskim, a następnie włoskim i tam dostał się do niewoli. Po zakończeniu wojny i zwolnieniu z niewoli, wyjechał do Francjii jako ochotnik wstąpił do tworzonej przez gen. Józefa Hallera armii polskiej,z którą w 1919 roku wrócił do kraju.

– Jak przebiegała jego służba w okresie dwudziestolecia międzywojennego?

W latach 1919–1927 Ojciec służył w 12. Pułku Artylerii Lekkiej w Złoczowie(obecnie na Ukrainie). Walcząc w szeregach tego puW latach 1927–1933 służył w 21. Pułku Artylerii Górskiej w Oświęcimiu i Bielsku-Białej, a następnie w latach 1933–1935 w 9. Pułku Artylerii Lekkiej w Białej Podlaskiej. W 1935 roku został powołany na zastępcę dowódcy 20. Pułku Artylerii Lekkiej w Prużanie. W 1938 roku awansowany na stanowisko dowódcy 7.Dywizjonu Artylerii Konnej (DAK) w Poznaniu. Tu zastał go wybuch II wojny światowej.

– Pan Ludwik był nie tylko wspaniałym żołnierzem, ale również przykładnym mężem i ojcem. Proszę opowiedzieć nam o życiu prywatnym ojca.

W roku 1929 ożenił się z Wandą Bieniaszewską. W przededniu wybuchu II wojny światowej ojciec wysłał mamę i mnie na wakacje do Dukli a po tym urlopie do rodzinnego Leżajska. Tu miałyśmy z mamą oczekiwać na dalszy rozwój wydarzeń. Nastał okres rozstania, które nieoczekiwanie trwało aż 8 lat, do 1947 roku. Były to trudne lata. Ojciec był na wojnie, a mama musiała zarabiać na utrzymanie rodziny. Mama dobrze znała język niemiecki, co przyczyniło się m.in. do uratowania życia wielu ludziom podczas pacyfikacji Leżajska w 1943 roku. Na co dzień pracowała w jajczarni (prześwietlała jajka).

– Wspomniała Pani, że ppłk Sawicki w 1938 roku został dowódcą 7. DywizjonuArtylerii Konnej. Proszę nam przybliżyć Jego szlak bojowy.

Jako dowódca artylerii dywizyjnej przeszedł wraz z Armią Poznań szlak wojenny od zachodniej granicy, poprzez słynne walki nad Bzurą, aż do Warszawy. Na skutek uszkodzenia przez Niemców łączności między jednostkami polskimi, 7. DAK postanowił, że będzie przebijał się do Warszawy sam. Było to zadanie wymagające odwagi i determinacji, a przede wszystkim wysokich kwalifikacji dowódczych. Dowódca 7 DAK postawione przed sobą zadanie wykonał: przyprowadził do stolicy wszystkich swoich żołnierzy zdolnych do walki, a także wszystkie działa i wozy z rannym. Walki trwały od 1 do 21 września 1939 roku. W uznaniu zasług i bohaterskiej walki całego Dywizjonu Artylerii Konnej, dowódca grupy operacyjnej gen. bryg. Roman Abraham przedłożył Naczelnemu Wodzowi wnioski o odznaczenie Krzyżami Virtuti Militari V klasy: sztandaru. Dywizjonu Artylerii Konnej, dowódcy dywizjonu ppłk. Ludwika Sawickiego oraz 32 oficerów, podoficerów i szeregowych tego dywizjonu. Po kapitulacji Warszawy, a przed opuszczeniem stolicy – dowódca dywizjonu polecił zdeponować sztandar w kościele św. Aleksandra na placu Trzech Krzyży. Zmienne były losy tego sztandaru. Przetrwał on wojnę w dobrym stanie i był przechowywany w Ursusie pod Warszawą, a po kilkunastu latach został przekazany do Muzeum Wojska Polskiego w Warszawie. Na sztandarze tym,obok daty utworzenia 7. Dywizjonu Artylerii Konnej, zamieszczone są nazwy miejscowości i daty stoczonych walk z wojskami bolszewickimi: m.in. Radziwiłłów,Mińsk, Bobrujsk, Kijów.

– Jakie były dalsze losy Podpułkownika po zakończeniu II wojny światowej?

Po kapitulacji Warszawy Ojciec dostał się do niewoli niemieckiej i przebywał w Oflagu Murnau aż do kwietnia 1945 roku. Po zakończeniu wojny wstąpił we Włoszech do Polskich Sił Zbrojnych na Zachodzie, a następnie został przeniesiony wraz z całą jednostką do Anglii. Nie widząc dalszej perspektywy służby w wojsku na obczyźnie, wrócił do kraju, do rodzinnego Leżajska. 20 czerwca 1947 roku został zwolniony z czynnej służby wojskowej. Chociaż wojenna tułaczka Ojca trwała 8 lat, to zawsze i wszędzie czuł się leżajszczaninem.

– Jak ułożyło się jego życie po powrocie do Leżajska?

Nikt nie doceniał jego zasług wojennych, podobnie jak innych przedwojennych oficerów, toteż nie miał zbyt lekkiego życia. Początkowo Ojciec miał spore trudności ze znalezieniem odpowiedniej pracy i dopiero po roku został zatrudniony w miejscowym Tartaku Państwowym. Pracował w nim do przejścia na emeryturę w 1958 roku. Pracując w tartaku, aktywnie uczestniczył w życiu miasta jako: radny, członek Prezydium Miejskiej Rady Narodowej oraz przewodniczący Komisji Kontroli Społecznej. Działał również aktywnie jako sympatyk sportu. Z jego inicjatywy powstał w Leżajsku klub sportowy Unia – Piła (obecnie Pogoń), a jako jego prezes doprowadził do budowy stadionu sportowego i świetlicy klubowej.

– Wiemy, że ppłk Sawicki otrzymał wiele odznaczeń za służbę w obronie Ojczyzny. Czy mogłaby Pani wymienić te odznaczenia?

Tak, Ojciec otrzymał wiele odznaczeń, z których najcenniejsze są: Krzyż Walecznych (otrzymany czterokrotnie), Krzyż Virtuti Militari V Klasy, Złoty Krzyż Zasługi, Medal Niepodległości, Srebrny Medal za długoletnią służbę wojskową, Krzyż Kawalerski Orderu Odrodzenia Polski, Krzyż Oficerski Orderu Odrodzenia Polski, oraz Medal za Udział w Wojnie Obronnej 1939 r. i inne.Pracowite było życie ppłk. Sawickiego. Do ostatnich dni swego życia starał się być blisko ludzi, miasta i ich problemów. Zawsze przyjazny, uśmiechnięty i życzliwy. Miał prawo być dumny ze swojej drogi życiowej, która była naznaczona męstwem, odwagą i honorem, a potem poniewierką życia obozowego i trudnej adaptacji w odmienionym ustrojowo kraju. Na wieczną służbę odszedł 30 października 1983 r. Po pięknym pogrzebie, pochowany został na Cmentarzu Komunalnym w Leżajsku. My współcześni potrafimy okazać swą pamięć o jednym z bohaterskich ludzi naszego miasta, z którego on był dumny. A my z niego!Rozmowa z panią Aliną przybliżyła mieszkańcom Leżajska sylwetkę Ludwika Sawickiego. Pani Alina jest jedyną córką państwa Sawickich. W czasie wojny korzystała z tajnego nauczania u pani Wierzbickiej. Ukończyła gimnazjum i złożyła maturę w leżajskim Liceum Ogólnokształcącym w 1949 r. Po ukończeniu szkoły średniej, podjęła studia w Wyższej Szkole Ekonomicznej w Poznaniu,które ukończyła w 1953 r. Do 1955 r. pracowała w Miejskim Handlu Detalicznym w Poznaniu. Od 1962 roku mieszka w Leżajsku. W latach 1967–1969 pracowała w Zasadniczej Szkole Gastronomicznej, a od 1973 roku do 1991 w Liceum Ekonomicznym w Leżajsku. Wiele lat przepracowała jako nauczyciel przedmiotów zawodowych i ekonomicznych. Pozostawiła po sobie wspomnienie życzliwej i ciepłej wychowawczyni o wielkiej kulturze osobistej i wyjątkowym takcie pedagogicznym. Angażowała się także w pracę społeczną. W latach 1970–1984 była radną Powiatowej i Miejskiej Rady Narodowej. Za swoją pracę pani Alina odznaczona została Złotym i Srebrnym Krzyżem Zasługi, Medalem 40-lecia PRL oraz Nagrodą Kuratora Oświaty w Rzeszowie.

– Bardzo dziękuję za rozmowę.

Alina Kądzioła z domu Sawicka(8.02.1931 r. – 16.10.2009 r.).

Po słowie:

Pani Alina Kądzioła zmarła 16 października 2009 r. Niestety, nie doczekałachwili ukazania się wywiadu w Almanachu Leżajskim.Zarząd i członkowie TMZL składają wyrazy szczerego współczucia RodzinieZmarłej.Pamięć o ppłk. Ludwiku Sawickim na stałe znajdzie miejsce w społecznościmiasta, dzięki 14. Turystyczno-Wędrowniczej Drużynie Harcerskiej „Jastrząb”z Leżajska, która podjęła starania o nadanie swojej Drużynie imienia ppłk. LudwikaSawickiego. Drużyna obejmie opieką grób ppłk. Sawickiego.

Spotkanie z Władysławą Jednacką Władysława Jedynacka

Spotkanie z Władysławą Jednacką Władysława Jedynacka – nazwisko panieńskie Gwóźdź. W czasie II wojny światowej pracowała jako łączniczka, kolporterka prasy, kwatermistrz. Posługiwała się dwoma pseudonimami: „Wiktoria” i „Marta”. Jest członkiem Światowego Związku Żołnierzy AK, otrzymała awans na podporucznika, a także ma patent weterana.

– Jak wyglądało Pani życie codzienne w czasie okupacji niemieckiej?

W moim rodzinnym domu znajdował się punkt kontaktowy i w działalność konspiracyjną angażowała się cała moja rodzina. Mój ojciec pseudonim ”Bystry” został zamordowany przez Gestapo w czasie pacyfikacji miasta 28 maja 1943 r. Dwaj bracia pracowali jako łącznicy, mama również angażowała się w pomoc partyzantom.

– W jaki sposób pomagaliście partyzantom?

W naszym domu był ogromny strych, który niejednokrotnie służył jako noclegownia dla chłopców z lasu. Starałyśmy się także z mamą przygotowywać im posiłki. Największą bolączką partyzantów były wszy. Obydwie z mamą prałyśmy i czyściłyśmy ich ubrania.

– Czy była Pani już mężatką w tym okresie?

Nie, swojego męża poznałam w 1944 r. był to Ludwik Więcław „Śląski”. Wzięliśmy ślub już po wojnie, kiedy została ogłoszona amnestia na działaczy podziemia.

– Czy wtedy mogliście już być, nie ukrywając się?

Niestety nie, mój mąż bardzo szybko został aresztowany, a ja już wtedy byłam w ciąży. Mój maż został umieszczony w więzieniu na rzeszowskim zamku. Po urodzeniu syna Jacka, pojechałam z nim na rozprawę sądową mojego męża. Był to bardzo wzruszający moment opisany później w książce „Zapluty karzeł reakcji „Śląski”, twardy mężczyzna, zahartowany wojną i długotrwałym, ciężkim więzieniem, wziął dziecko na ręce i ze łzami w oczach powiedział: Pierwszy i ostatni raz ciebie widzę. Był to niezwykle ciężki moment dla mnie i mojego męża. Pamiętam kiedy ogłoszono wyniki rozprawy, przytulił mnie i powiedział „Wierzę, że dasz sobie radę, módl się za mnie i wychowaj mojego synka na dobrego człowieka, Polaka i obywatela”

– Jak potoczyło się Pani życie po tym strasznym wydarzeniu?

Krótko po tym i ja zostałam osadzona w rzeszowskim więzieniu na zamku. Jeszcze długo po tym nie mogłam zapomnieć tamtej gehenny. Spisałam wspomnienia, które nigdy nie zostały wydane drukiem, pozwolę je sobie tutaj zacytować ”brud, brak wody w celi, brak światła, ogromna beczka po smole służąca za muszle klozetową, drewniane, brudne prycze, długa przeznaczona dla większej ilości więźniów, bez koca z cieknącym do kolan pokarmem matczynym z piersi spuchniętymi nogami”.

– Czy zobaczyła Pani jeszcze męża?

Tak, udało nam się zobaczyć siebie na spacerniku więzienia, coś do mnie mówił, ale byłam zbyt wycieńczona i nie byłam w stanie go zrozumieć.

– Kiedy wyszła Pani na wolność?

W końcu sierpnia 1949 r. Wyszłam na wolność, ponieważ objęła mnie amnestia.

– Kiedy Pani mąż został stracony?

W pierwszych dniach września. Później została aresztowana moja matka. Ze względu na prześladowanie NKWD nie mogłam wrócić do Leżajska. Znalazłam pracę w Nysie, ale nawet tam byłam śledzona. Po roku wróciłam w rodzinne strony, dostałam pracę w Rozwadowie. Natomiast po trzech latach wróciłam do Leżajska.

– Czy wreszcie mogła się Pani poczuć wolną osobą we własnym kraju?

Tak wtedy już było w miarę bezpiecznie. Poznałam swojego drugiego męża Franciszka Jedynackiego i wyszłam za mąż. Niestety nie dane mi było się nim długo cieszyć, gdyż już w pierwszym roku naszego małżeństwa mój mąż miał zawał serca i zmarł. Dwa miesiące później urodziła się nasza córka Barbara. Moje dzieci nie znały swoich ojców. Starałam się je wychować na dobrych Polaków, uczciwych i pracowitych ludzi.

Rozmowa z Henrykiem Atemborskim

Rozmowa z Henrykiem Atemborskim- człowiekiem który zawsze stawiał sobie ambitne cele i który dzięki swojej konsekwencji i nieustępliwości potrafił je realizować.

– Panie Henryku, jest pan osobą znaną w okolicy. Zasłynął pan nietuzinkową samotną wyprawą rowerową dookoła Europy lecz nie jest to jedyny pański znak rozpoznawczy. Jest pan od lat regionalnym społecznikiem, a okazjonalnie pokazuje się pan w mundurze wojskowym. Można z tego wywnioskować, iż ma Pan za sobą także przeszłość wojenną .

Urodziłem się 10.04.1928 r. w Łodzi gdzie mój Ojciec był inspektorem celnictwa. W chwili wybuchu wojny byłem 11 letnim chłopcem. Formalnie nie mogłem brać bezpośrednio udziału w walce, lecz byłem mimowolnym świadkiem tragicznych wydarzeń kampanii wrześniowej. Mój ojciec Józef- emerytowany inspektor służby celnej został tuż przed wybuchem wojny komendantem Ligi Obrony Przeciwpowietrznej i Gazowej w Nieszawie, gdzie wówczas zamieszkiwaliśmy. Wraz z ojcem objeżdżaliśmy różne miejscowości w powiecie, gdzie przeprowadzał szkolenia ludności cywilnej a pierwszych dniach września pomagał w ewakuacji tamtejszych urzędów oraz ludności cywilnej. W takich okolicznościach w nocy z 7 na 8 września znaleźliśmy się na przedpolu bitwy nad Bzurą pod Sochaczewem. Przed niechybną śmiercią uchronił nas polski zwiad , który wyprowadził nas z opresji pod ostrzałem artyleryjskim. W nocy z 8 na 9 września znaleźliśmy się na przedmieściu Warszawy, wśród płonących domów ulicy Wolskiej. Atakowały niemieckie czołgi, które przerwały linię frontu i z marszu próbowały zająć Stolicę. Wtedy oddałem pierwsze strzały do atakujących najeźdźców.

– Można zatem wywnioskować, iż sama broń i jej obsługa nie stanowiły dla pana większej tajemnicy, nawet w tak młodym wieku.

W naszej rodzinie broń była od zawsze, a ojciec dokładnie nas z jej obslugą zapoznał aby uniknąć wypadku. Mój dziadek w randze podpułkownika carskiej armii przeszedł w czasie I wojny światowej do gen. Dowbór- Muśnickiego i pod rozkazami Józefa Piłsudskiego bronił Polski przed bolszewikami. Po wojnie w randze pułkownika wojska polskiego stal ze swym garnizonem w Rokitnie. Brat mojej matki- Wiktor Kowalski aspirant Korpusu Obrony Pogranicza został zamordowany w Katyniu. Taki sam los spotkał kapitana marynarki wojennej, specjalistę od budowy okrętów wojennych Michała Niemirskiego, szwagra mojej mamy.

– Czy całą okupację przeżyliście w Warszawie?

Nie, tylko pierwsze tygodnie. Później powróciliśmy z ojcem i siostrą do Nieszawy, a matka została w Warszawie. 11 grudnia 1939 r. Niemcy wysiedlili nas do Generalnej Guberni, w kieleckie, do Wodzisławia. Tam kontynuowałem naukę w szkole podstawowej – tj. VI i VII klasę, bo pięć pierwszych ukończyłem jeszcze przed wojną w Nieszawie. Następnie ukończyłem trzy klasy gimnazjum w Wodzisławiu, ale oczywiście w tajnym nauczaniu.

– Jak pan się znalazł w partyzantce?

Moja mama i cztery lata starsza siostra Halina będące w stopniu sierżanta łączności należały do Armii Krajowej. Ja byłem zaledwie kilkunastoletnim chłopcem, toteż próbowały mnie chronić i nie chciały angażować mnie w działania konspiracyjne. Byłem jednak uparty i wszelkimi sposobami próbowałem przekonać je o mojej przydatności i dojrzałości. Chciałem brać czynny udział w walce jako członek AK, toteż próbowałem wkupić się wykradzioną Niemcom bronią i amunicją.

– Wykradzioną przez Pana?

Tak, własnoręcznie. Niemcy rozstawili na terenie majątku, gdzie zamieszkiwaliśmy dwa olbrzymie namioty, które pełniły funkcje warsztatów remontowych. Naprzeciw naszego domu gromadzili uszkodzony sprzęt przywożony prosto z frontu. W nich znajdowały się granaty i amunicja, które umiejętnie wynosiłem do kryjówek. Nikt, nawet rodzina o tym nie wiedziała. Poprzez moją siostrę granaty i amunicja dostały się w ręce oddziału AK, lecz ja nadal byłem poza organizacją. To spowodowało, że poszedłem do Narodowych Sił Zbrojnych i to od razu do leśnych oddziałów bojowych. Początkowo byłem w drużynie zaopatrzenia, a później po koncentracji oddziałów narodowych 11 sierpnia 1944 roku w Lasocinie i utworzeniu Brygady Świętokrzyskiej zostałem przydzielony do kompanii kpt. „Kazimierza”, która był zarazem kompanią wartowniczą, ochroną dowództwa sztabu i szkoleniową. W brygadzie operującej między Książem Wielkim a Górami Świętokrzyskimi aż po Pilicę byłem do okresu świąt Bożego Narodzenia 1944 roku. Wtedy to dostałem rozkaz powrotu na placówkę NSZ do Wodzisławia. W ostatniej bitwie na terenie Polski pod Pogwizdowem, gdzie z mojej kompanii zginęło 9 żołnierzy, w tym dwóch z mojej drużyny nie brałem już udziału.

– Czy po wojnie miał pan kontakt ze swoimi towarzyszami broni?

W brygadzie panowała całkowita konspiracja. Nawet na postojach obowiązywał całkowity zakaz komunikowania się i przemieszczania bez rozkazu dowódcy . Nikt nie używał swoich prawdziwych imion czy nazwisk, jedynie pseudonimy. Z nielicznymi kolegami spotkałem się dopiero wiele lat po wojnie, w latach 90.

– Lata wojny doświadczyły pana i pańską rodzinę, lecz trzeba było odnaleźć się w nowej niełatwej przecież rzeczywistości.

Tak, początkowo po wojnie powróciliśmy w rodzinne strony do Nieszawy, gdzie ukończyłem gimnazjum, a następnie liceum męskie im. Mikołaja Kopernika w Toruniu. Tam mnie aresztowano w grudniu 1947 roku i przetrzymywano w toruńskich kazamatach do wiosny 1948 roku. Zarzucano mi udział w NSZ i organizacji WiN. Pobyt w areszcie śledczym odcisnął się na całym moim późniejszym życiu, także na zdrowiu. Trudno opowiedzieć zarówno o warunkach, w których mnie przetrzymywano jak i metodach śledztwa. Bardzo szybko straciłem rachubę czasu, tym bardziej, że przesłuchania odbywały się najczęściej w nocy i ciągnęły godzinami. Przemoc fizyczna i psychiczna, bezustanne pisanie życiorysu i groźby odbierały powoli wolę życia. Uratował mnie upór i konsekwencja. Nie przyznałem się do udziału w NSZ, ani tym bardziej w WiN, z którym nie miałem nic wspólnego. Opowiedziałem jako swoje, losy mojej mamy i siostry, które były w AK i brały udział w powstaniu warszawskim. Toruński areszt opuściłem po 3 miesiącach śledztwa z zaawansowaną gruźlica dwa dni przed Wielkanocą 1948 r. Po zdaniu matury podjąłem studia u prof. E. Rybki na wydziale matematyki, fizyki i chemii (z oddziałem chemii technicznej) Uniwersytetu Wrocławskiego.

– Czy już wtedy czuł się pan bezpieczny? UB niczego nie udowodniło, ale sam fakt postawienia zarzutów świadczył przecież o zainteresowaniu pana osobą.

Zdawałem sobie sprawę, że wygrałem z nimi bitwę, ale wojna się nie zakończyła. Już na Uniwersytecie byłem przez urząd inwigilowany, a ostrzeżony przez jednego z profesorów o grożącym mi niebezpieczeństwie uciekłem. Sprawa ta ciągnęła się za mną także później. Oskarżenia o sabotaż pojawiły się w 1953 i 1954 roku, kiedy to ponownie mnie aresztowano. W latach późniejszych nie zaprzestano szykan.

– Lata 50. to trudny okres w historii Polski. Stalinizm, prześladowania, śledztwa, szykany. Takimi sposobami komuniści umacniali swoją władzę. Pana pokolenie wchodziło jednak wtedy w dorosłe życie. Każdy chciał zdobyć wykształcenie, znaleźć pracę i założyć rodzinę. Podobnie było pewnie w pana przypadku?

Tak, jeśli chodzi o wykształcenie to skończyłem, oprócz ogólnego również zaocznie liceum chemiczne i liczne kursy, zgodne z moją pracą i moimi zainteresowaniami. Z pracą było trudniej, chociażby ze względu na moją okupacyjną przeszłość. Nie odpowiadało mi także nastawienie wielu ludzi, także tzw. kadry kierowniczej, którzy chcieli zrealizować swoje interesy kosztem innych ludzi.

– Rzeszów, Gorzyce, Mielec, Nieszawa, Toruń to kolejne Pana miejsca pracy. Zmieniał je Pan z przyczyn osobistych ?

W WSK w Mielcu, gdzie byłem laborantem i zastępcą kierownika Działu Analizy Technicznej i gdzie poznałem przyszłą żonę pracowałem do 1964 roku. Odszedłem z powodu szantażu politycznego z tzw. wilczym biletem tracąc mieszkanie i będąc zmuszony do opuszczenia Mielca. Wspólnie z żoną wyjechaliśmy do Nieszawy, gdzie z konieczności przyjąłem pracę jako kierownik magazynów zakładów przetwórstwa owocowego. Nie chciałem się zgodzić na udział w czarnych interesach miejscowych notabli, więc także musiałem odejść – tym razem na zastępstwo do spółdzielczych zakładów chemicznych w Toruniu. W 1966 roku wyjechałem do Nowej Sarzyny dokąd ściągnąłem rodzinę. Dostałem początkowo stanowisko zastępcy kierownika działu produkcji Alfanaftyloaminy a po jego rozwiązaniu zastępcy kierownika działu BHP.

– Czy w nowym miejscu, w nowym środowisku udało się panu spełnić zawodowo?

Dla mnie zawsze najważniejszy był człowiek. Moja praca zawodowa, moje doświadczenie, to walka o człowieka w różnym wymiarze jego życia. W Nowej Sarzynie większa część mojej pracy zawodowej to praca na stanowisku inspektora BHP, zarówno w Zakładach Chemicznych jak i Instytutu Przemysłu Organicznego. Bezpieczeństwo i warunki pracy były często lekceważone, zarówno przez pracodawcę – kierownictwo zakładu jak i słabo uświadomionych pracowników. Istniały procedury, których musiałem się trzymać, ale nie zawsze moje stanowisko było wygodne dla przełożonych. Konflikt na tym tle znalazł nawet finał w sądzie apelacyjnym. Powróciłem do pracy i na początku lat 80. byłem współorganizatorem lokalnych struktur Niezależnego Samorządnego Związku Zawodowego NSZZ Solidarność, którego zostałem przewodniczącym, później członkiem Zarządu Regionu Rzeszowskiego i Delegatem na I Krajowy Zjazd NSZZ „Solidarność w Gdańsku.

– Powszechnie znane są pańskie zainteresowania turystyczne i krajoznawcze. Wyjazdy, zwiedzanie Polski i innych krajów to pańskie hobby czy pomysł na życie?

Jeszcze pracując w Mielcu byłem współzałożycielem oddziału PTTK. W latach 70. prowadziłem zakładowy Oddział PTTK w Nowej Sarzynie. Organizowałem również wycieczki do państw tzw. bloku wschodniego: Węgry, Rumunia, Jugosławia, a nawet do Indii. Ta pasja pozostała we mnie do dzisiaj.

– To dobry moment, żeby zapytać o słynną roczną wyprawę dookoła Europy. Nie zdradzimy tutaj żadnej tajemnicy pisząc, że w jej trakcie skończył pan 75 lat. Jak zrodził się ten pomysł?

Najważniejszym powodem mojej podróży dookoła Europy była chęć poznania samego siebie jak i innych napotkanych ludzi. Ponadto zawsze czułem potrzebę poznawania świata, piękna krajobrazów, żywej przyrody, tajników duszy ludzkiej różnych narodowości. Chciałem, choć pobieżnie, ale samodzielnie zetknąć się z pięcioma kulturami religijnymi, których wszyscy ludzie wyznają tego samego Boga, ale głównie przez nietolerancję tak wiele ich dzieli. Pragnąłem, aby moja podróż łączyła w sobie również elementy pielgrzymki do miejsc ściśle związanych z kulturą chrześcijańską- miejsc pielgrzymek z całego świata.

-Czy udało się Panu osiągnąć zamierzone cele?

Nie bez trudności, ale tak. Moja podróż trwała niemal rok a w jej trakcie odwiedziłem 23 państwa europejskie. Wszystkich zainteresowanych przebiegiem podróży oraz przygodami jakie w jej trakcie przeżyłem odsyłam do ksiązki mojego autorstwa pt. „Rowerem dookoła Europy”.

-W rozmowie z Panem nie sposób zapytać o ostatnią pana inicjatywę budowę pomnika „Niepodległości”. W jaki sposób zrodził się ten pomysł? Czy znalazł Pan osoby o podobnej wrażliwości, które zechciały Pana w tych działaniach wesprzeć?

Pomysł budowy pomnika upamiętniającego walkę o wolność zrodził się podczas rozmowy z moim kolegą również kombatantem II wojny światowej mgr Marianem Kosiarskim. W założeniu miał być skromny nawiązujący do roli Józefa Piłsudskiego, legionów i innych wolnościowych ugrupowań, które swą walką i przywiązaniem do Ojczyzny doprowadziły do odzyskania niepodległości Polski w 1918 roku. Staranie o wzniesienie pomnika rozpocząłem w roku 2002, niestety napotkaliśmy opór mentalny władz miasta. Rozgoryczony takim stanowiskiem kolega Kosiarski wycofał się z czynnego starania o wzniesienie pomnika. Świadomość potrzeby takiego pomnika powoli dojrzewała wśród władz MiG Nowa Sarzyna, zlecono projekt pomnika i makietę u artysty z Przeworska. Zrealizowano jednak tylko budowę makiety. Budowa została zaniechana ze względu na brak możliwości finansowych.

– Jaka była Pana reakcja na tak niepomyślne informacje?

W tym czasie byłem już na wyprawie rowerowej. Po powrocie w 2003 roku dowiedziałem się o rezygnacji z budowy pomnika. Byłem niepocieszony kiedy dowiedziałem się o zaniechaniu budowy, ale pojawiła się nowa okoliczność – otrzymałem tytuł „ Honorowego Obywatela M i G Nowa Sarzyna oraz „ Primus Inter Pares”. Z tej pozycji było już o wiele łatwiej ponownie wznowić starania o postawienie pomnika. Przedstawiłem osobiście przygotowany, skromniejszy projekt z sugestią sfinansowania jego budowy z pieniędzy składkowych. Komitet budowy pomnika w składzie: Henryk Atemborski przewodniczący, mgr Marian Kosiarski – wicprzewodniczacy, Alfred Ryś, Robert Osipa, Wincenty Pażyra, mgr E.Saja mgr T.Urban ( później z powodów osobistych się wycofał), ukonstytuował się dnia 10 maja 2004 roku. Po licznych perypetiach związanych z koniecznością uzyskanie koniecznych pozwoleń i zebrania środków budowę rozpoczęto 1 czerwca 2006 roku. Po miesiącu budowę zakończono, lecz pojawił się nowy problem, tym razem z budową podejścia do pomnika Ostatecznie 11 listopada 2008 roku nastąpiło uroczyste poświęcenie i przekazanie społeczeństwu pomnika przez Komitet Budowy.

65-ta ROCZNICA LEŻAJSKIEJ PACYFIKACJI WE WSPOMNIENIACH I PAMIĘCI – Antoni Bereziewicz

W dniu 28 maja 2008 roku minęła 65 rocznica masakry mieszkańców przez okupanta hitlerowskiego w naszym mieście Leżajsku. Był to najtragiczniejszy dzień we współczesnej historii miasta.

Okupacja niemiecka w Leżajsku i okolicy zaczęła się miedzy 10 a 13 września 1939 r. po wycofaniu się żołnierzy Armii „Kraków” i wkroczeniu wojsk niemieckich. Okupant hitlerowski utworzył z części ziem polskich Generalną Gubernię z siedzibą w Krakowie, a część włączył do Rzeszy. W myśl wcześniejszego porozumienia Ribentrop-Mołotow ziemie położone na wschód od ustalonej linii demarkacyjnej zostały włączone do ZSSR. Linia ta przebiegała 11 km od Leżajska w kierunku wschodnim. Po zajęciu Leżajska przez oddziały niemieckie ujawniła się V kolumna z inż. Weissbrottem na czele /był geodetą zatrudnionym przez władze województwa lwowskiego/, który oficjalnie powitał w dniu 15 września delegację armii niemieckiej. Współpracę z Niemcami podjęli również mieszkańcy pochodzenia ukraińskiego. Leżajsk wszedł w skład starostwa jarosławskiego. Utworzony został posterunek żandarmerii niemieckiej, policji granatowej i ukraińskiej, który miał siedzibę w budynku sądu.
W pierwszych dniach okupacji tj. 3 listopada, doszło w Leżajsku do pierwszych aresztowań. Aresztowano kwiat leżajskiej inteligencja: księży, nauczycieli i urzędników miejskich. Zostali oni przewiezieni do Rzeszowa, gdzie poddano ich przesłuchaniom i okrutnym represjom. Następne aresztowania przeprowadzono: w lutym i sierpniu 1940 r., czerwcu i sierpniu 1941r., kwietniu 1942 r. oraz w następnych latach okupacji. Większość aresztowanych zostało wywiezionych do obozów koncentracyjnych. Niektórzy ponieśli śmierć. Szacuje się, że śmierć w obozach poniosło około 40 mieszkańców Leżajska.

Ucierpieli również mieszkańcy pochodzenia żydowskiego. Większość Żydów wysiedlono za San, na tereny zajęte przez Armię Czerwoną, w kierunku na Sieniawę. Pozostałych zmuszano do ciężkich robót publicznych w mieście. Umieszczono ich w utworzonym getcie. Przy wszelkich okazjach likwidowano pojedynczo i grupowo. Po utworzeniu obozu przejściowego w Pełkiniach, tam ich wywieziono, a następnie wymordowano. Część mieszkańców getta wymordowano w lesie pod Wierzawicami, podczas wywożenia do Bełżca.i

Mieszkańcy Leżajska i okolicy od początku okupacji tworzyli tajne podziemne organizacje: SZP, ZWZ-AK, NOW, BCh, które prowadziły walkę z okupantem hitlerowskim.
27 września 1939 r. w Leżajsku powstała organizacja Służba Zwycięstwu Polski /SZP/, przemianowana 13 listopada 1939 roku na Związek Walki Zbrojnej, /ZWZ/, a od 1942 AK. Placówka nr 2 ZWZ-AK. należała do obwodu Łańcut, podokręgu Rzeszów, okręgu Kraków. Na czele Obwodu Łańcuckiego stali: kpt. Henryk Puziewicz ps. „Niedźwiedź” do 1943,i kpt. Ernest Wodecki ps. „Szpak” do 29.06.1944 r. Komendantami Placówki nr 2 kolejno byli: inż. Rudolf Jaszowski ps. „Lampart”, zastępcą Jan Kisielewicz ps. „Wilga”, Stanisław Niezgoda ps. „Serb”, zast. Stanisław Makosik ps. „Krzysztof”, Tomasz Maruszak ps. „Szarski”.

Na początku października 1939 r. powstała następna konspiracyjna organizacja pod nazwą „Armia Narodowa”, która przebierała różne nazwy: Organizacja Wojskowa Stronnictwa Narodowego, Narodowe Oddziały Wojskowe, a lipcu 1941 r. przekształciła się w Narodową Organizację Wojskową. Komendantami Obwodu NOW w Leżajsku byli kolejno: plut. rez. kaw. Ludwik Więcław ps. „Śląski”, ppor. Leon Janio ps. „Łaski”, por. Kazimierz Krawiec ps. „Jelniański”, ppor. Zbigniew Larendowicz ps. „Wicher”. Po scaleniu NOW z ZWZ-AK w połowie 1943 r. oddział przyjął nazwę „Oddział Ojca Jana NOW-AK” z por. Franciszkiem Przysiężniakiem ps. „Ojciec Jan”.ii

Działały również oddziały Batalionów Chłopskich.
W terenie istniały doskonałe warunki do działalności konspiracyjnej. Kompleksy leśne dawały działającym oddziałom schronienie i bezpieczeństwo. W pobliskich Zakładach Chemicznych „NITROZA” w Sarzynie, Niemcy zorganizowali magazyn zdobycznej broni w ZSRR. Oddziały placówek NOW, ZWZ-AK z Leżajska i Woli Zarczyckiej organizowały akcje na ten magazyn, które kończyły się przejęciem broni i amunicji. Zdobyta broń rozprowadzana była po okolicznych oddziałach partyzanckich i służyła do działalności zbrojnej przeciwko okupantowi. Zaopatrywano w broń inne oddziały partyzanckie działające w okręgu krakowskim. Mieszkańcy Leżajska i okolic solidaryzowali się z tymi ugrupowaniami, świadcząc pomoc w postaci żywności i zakwaterowania.
Główną przyczyną pacyfikacji miasta Leżajska było zabicie konfidenta w lesie „na Stojadłe”.

Wydarzenie to wpłynęło na zorganizowanie przez okupanta akcji w dniu 28 maja 1943 roku. Był to najtragiczniejszy dzień dla mieszkańców Leżajska. W nocy z czwartku na piątek 27/28 maja 1943 r. przybył na stacje kolejową pociąg wojskowy, którym przyjechał batalion żołnierzy SS. Natychmiast zostali oni przetransportowani na obrzeża miasta, gdzie zajęli wyznaczone pozycje. Do pomocy samochodami przybyła żandarmeria niemiecka z Rzeszowa, Jarosławia, Łańcuta, Sokołowa, Rudnika, Przemyśla oraz kompania „kałmuków”. Na rogatkach miasta rozładowywano samochody aby nie zastraszyć mieszkańców, a przywiezionych żołnierzy rozmieszczono na określonych posterunkach. Do pacyfikacji użyto również miejscowy posterunek granatowej policji i ukraińskiej. Ogólna liczba zgromadzonych żołnierzy oceniana jest na 2500 do 3000. Widziano również oddział konny, który stał w okolicach Chałupek /dzisiejsze ulice: Opalińskiego, Kraszewskiego/. Miasto zostało szczelnie zamknięte między godziną 2400 a 300 nad ranem. Było podzielone na rejony wzdłuż ulic: Klasztorna, Sanowa, Rzeszowska, i tor kolejowy od „czerwonego mostu” do Lipiii. Stanowiska żołnierzy były tak rozstawione, aby miały wzrokową kontrolę terenu przed i za. Około godziny 300 nad ranem miasto było już otoczone, a u wylotu ulic rozstawione były stanowiska z karabinami maszynowymi. Rozstawienie posterunków było tak szczelne, że nawet „mysz” nie mogła się przedrzeć się przez ten kordon. Oddziałami dowodzili Arno Dopke i Frantzem Schmidt, Ross, Schwarz, Schmidchen, Klarenbach , Müller, Brunsen.

Wraz ze wschodem słońca wyszły na ulice patrole żandarmerii, a gestapo przystąpiło do realizacji pacyfikacji miasta. Dokonywano rewizji domów według opracowanego wcześniej planu i aresztowano mieszkańców i przechodniów. O godzinie 500 wkroczono do domu Państwa Jaszowskich, położonego przy ulicy Wałowej. Rudolf Jaszowski ps. „Lampart”, założył Placówkę AK w Leżajsku i był jej Komendantem /batalion 39 Pułku Piechoty AK „Ziemi Leżajskiej”/. Dokonano rewizji szukając broni i dokumentów organizacji podziemnej. W międzyczasie bito i maltretowano, nie pozwalając mu się ubrać, a następnie aresztowano go. Wraz z nim aresztowano: żonę Annę, brata Edmunda i siostrę Helenę. Aresztowanych poprowadzono do budynku sądu grodzkiego. Po drodze zatrzymano się przy budynku Państwa Bauerów. Aresztowanym kazano położyć się na ziemi. Grupa żandarmerii udała się do mieszkania członka AK Antoniego Wojnara, gdzie przeprowadzono rewizję. Jego nie zastano w domu. W czasie rewizji zdemolowano mieszkanie. Po przeprowadzonej rewizji u Antoniego Wojnara , aresztowanych zaprowadzono na dziedziniec sądu. Aresztowany został także zastępca placówki nr 2 Jan Kisielewicz ps. „Wilga”. Inna grupa gestapowców wkroczyła do domu Markiewiczów. W momencie wkraczania gestapowców na posesję, Zygmunt Markiewicz i Karol Kisielewicz zdążyli się ukryć na strychu w gołębniku. Od matki Zygmunta Stanisławy Markiewicz zaczęto domagać się ujawnienia miejsce pobytu mężczyzn. Kiedy tego nie uczyniła to okrutnie ją pobito, a następnie zastrzelono na progu domu. Przy swoim domu została zastrzelona także Antonina Czajka, u której przebywał Mieczysław Kozyra. Krzyknęła „Mietek uciekaj”. W czasie jego ucieczki został on postrzelony w brzuch, a następnie zaniesiony przez aresztowanych do sądu. Tu na oczach aresztowanych zastrzelono go. Marian Kozyra zdołał uciec i znalazł schronienie w dole kloacznym u Marii i Michała Deców.3 Stefan Babiarz najpierw ukrył się w zbożu, a następnie podejmując próbę ucieczki został także zastrzelony. Następny dramat rozegrał się w obejściu rodziny Gdulów, gdzie schronił się Bogusław Buś. Widząc zbliżających się żołnierzy Franciszek Miś, który łupał drzewo w obejściu Gdulów zaczął biec w kierunku zabudowań. Zaczęto za nim strzelać. Jeden z pocisków trafił w żołnierza niemieckiego stojącego przy furtce Szkodzińskich. Niemcy zapewne myśleli, że są ostrzeliwani i dlatego ostrzelali zabudowania Gdulów i ich obrzucili granatami. Dom i budynki gospodarcze stanęły w płomieniach. Edward Gdula wyprowadził z płonącego domu chorych Agnieszkę i Michała Gdulów. Bogusław Buś. Zbigniew Buś i Stanisław Białkowski próbowali uciekać. Niemcy złapali Bogusława, pobili go, a następnie wrzucili żywcem w płomienie. Podobny los spotkał Franciszka Misia. Zbigniew Buś dostał się do obozu, a Stanisław Białkowski wyszedł na wolność.iv Do gaszenia ognia biegł z wodą członek straży pożarnej Władysław Gieleciński, którego aresztowano i zaprowadzono do budynku sądu.

Tego ranka słychać było strzały w różnych rejonach miasta. W dzielnicy Podklasztor aresztowano 15 mężczyzn, których ustawiono pod murem klasztornym do rozstrzelania. Przeor Klasztoru OO. Bernardynów O. Leonard Dec zwrócił się z prośbą do Niemców o zaniechanie zamiaru, cudem ocaleli. Zostali odtransportowani na dziedziniec sądu. Musieli iść z podniesionymi rękami, przy tym okrutnie byli bici. Wcześniej został podstrzelony przy furcie klasztornej kilkuletni Józef Matuszko, który zmarł od odniesionych ran.
Podczas ucieczek na ulicach miasta zostali zastrzeleni: Marcin Opaliński, Stanisław Flisa, Bogusław Buś, Antonina Czajkę, Stefan Babiarz, Jan Kasprzak, Michał Martula, Mieczysław Kozyra, Stanisława Markiewicz, Franciszek Banaś, Jan Dubas, Franciszek Miś, Michał Kondraczuk. Był to dzień targowy. Przybywających do Leżajska mieszkańców z okolicznych wsi wpuszczano, ale nikogo nie wypuszczono.
Przeprowadzono także aresztowania wśród urzędników magistratu. Stanisław Gwóźdz pełnił funkcję głównego księgowego. Widząc co się dzieje na ulicach wahał się z pójściem do pracy. Udał się jednak do pracy po godzinie 800 , na wezwanie sąsiadki Niemki, która pracowała razem z nim. Jednocześnie otrzymał informację o możliwości jego aresztowania. Jednak poszedł. Dalsze wydarzenia wspomina jego córka„…o godzinie 1000 udałam się do biura Ojca. Widziałam tam jak Niemcy przeszukiwali biurka pracujących tam Polaków. W czasie rewizji gestapowcy nic nie znaleźli. Wtedy do pomieszczeń biurowych weszli szef gestapo Dopke i jego zastępca Schmidt z listą w ręku, wyczytali nazwiska, w tym mojego Ojca i kazali mu wyjść na korytarz pokoju, na którym było już kilku innych pracowników. Tam legitymowali ich i rewidowali dokładnie, następnie odwieźli samochodem do sądu, gdzie przebywało już kilkaset osób. Byłam świadkiem aresztowania mojego Ojca. Bardzo płakałam, Wtedy Dopke stwierdził, że mój Ojciec jest bandytą. Miałam przynieść wiadomość mamie i braciom, a ja nie wracałam. Kiedy przybyłam i opowiedziałam co się stało wszyscy zaczęli płakać i modlić się. Mama przygotowała paczkę żywnościową i lekarstwa dla Ojca. Miałam nadzieję, że mu podam, gdy go zobaczę…”v Jednocześnie gestapowcy przeprowadzali rewizję w domu Stanisława Gwoździa i u innych osób aresztowanych. Nic nie znaleziono.

Tymczasem na dziedzińcu sądu zgromadzono około 300 osób. Około godziny 1100 rozpoczęto przesłuchania osób aresztowanych według przygotowanej listy imiennej przez sąd wojenny. Odbywało się to w jednej z sal sądu, w której przy piecu ustawiony był parawan, za którym przebywał konfident. Każdy wchodząc do sali musiał głośno wypowiedzieć swoje nazwisko i imię. Z parawanu konfident wysuwał rękę wskazując palcem, do której grupy aresztant ma być przydzielony. Jeżeli pokazywał jeden palec oznaczało wypuszczenie na wolność, dwa palce do obozu, a trzy palce oznaczały śmierć. W ten sposób podzielono aresztowanych na grupy. Miedzy rozstrzelaniem a wypuszczeniem i wywiezieniem trwały jeszcze przetasowania „…przyszli do naszej celi 3 i zabrali wszystkie kobiety, które przeniesiono do celi nr 2. Marię Depowską, Helenę Jaszowską, ps. „Sylwia” zabrali z naszej celi Tadeusza Nizińskiego, Stanisława Gwożdzia, po chwili przeprowadzono następne dwie kobiety, a to Baranową i służącą Zawilskiego Józefa i zabrali Czesława Marchuta…”vi. Po przeprowadzeniu selekcji nastała głęboka cisza. Ostatecznie decyzją sądu wojennego i po przetasowaniach skazano: 28 osób na śmierć, 9 do dyspozycji gestapo, około 18 osób wywieziono do obozu w Pustkowiu. Pozostałych, po pouczeniu zwolniono do domu. Wśród zwolnionych znalazła się żona „Lamparta” Anna Jaszowska. Dziewięciu aresztowanych gestapowcy załadowali na samochód skutych kajdankami i mocno pobitych: Rudolfa Jaszowskiego, Antoniego Lewickiego, Stefana Sośnickiego, Helenę Jaszowską, Łucję Baran, Marię Depowską, Edmunda Jaszowskiego, Antoniego Śliwińskiego i służącą domu Zawilskich i wywieziono pod eskortą na posterunek gestapo do Jarosławia.Spośród wymienionych :Rudolf Jaszowski został zamordowany w podziemiach jarosławskiego Gestapo w dniu 16.06.1943 r. Maria Depowska została rozstrzelana w lesie widackim pod Jarosławiem. Przeżyli Antoni Lewicki i Łucja Baran.
Do obozu w Pustkowie wywieziono: Jana Zawadowicza, Edwarda Kubina, Józefa Gromaszkiewicza, Zygmunta Czyża, Zbigniewa Busia, Jana Deca, Kazimierza Węglarza, Franciszka Przybylskiego, Mariana Ożoga, Stefana Atamana, Jana Bauera, Bolesława Sośnickiego, Józefa Żabę, Władysława Kowalskiego, Józefa Garę i trzech mężczyzn o nie ustalonych nazwiskach.
Około godzinie 15:00 po pouczeniu „jak będziecie szkodzić państwu niemieckiemu, wszyscy zostaniecie rozstrzelani”, wypuszczono do domu. Wśród wypuszczonych była żona dowódcy placówki nr 2 w Leżajsku Anna Jaszowska.

Następnie zajęto się więźniami przeznaczonymi do wywiezienia na gestapo do Jarosławia, a następnie do obozu w Pustkowiu. Skazanych skuto po dwóch , a następnie załadowano na podstawione samochody. „… Ja /Antoni Lewicki/ byłem skuty z Edmundem Jaszowskim, Śliwiński Antoni był skuty z Sośnickim Stefanem, Rudolf Jaszowski był skuty sam, Helena Jaszowska wraz z Marią Depowską, Baranowa z tą nieznaną. Wyprowadzono nas z celi przed budynek sądu i postawiono pod ścianą zwróceni twarzą do muru, transport był już przygotowany…”vii. Kazano im siadać rozkrokiem. Była to pozycja niewygodna. Na każdym samochodzie znajdowali się żandarmi i cywile, którzy siedzieli na ławkach dookoła skrzyni samochodu. Uformowała się kolumna samochodów. Na przedzie jechał samochód osobowy z karabinem maszynowym, następnie samochody ze skazanymi, z tyłu również samochód osobowy z karabinem. Samochody wypełnione były gestapowcami i żandarmerią. Tak zawieziono ich do Jarosławia.

Około godziny 17:00 wyprowadzono z budynku Sądu Grodzkiego 28 skazanych na śmierć i uformowano kolumnę. Na przedzie jechał samochód, na którym ustawiony był karabin maszynowy gotowy w razie czego do strzału. Za samochodem szli skazańcy, powiązani trójkami ze związanymi rękami.Za nimi również jechał samochód z karabinem maszynowym. Po obu stronach skazanych kroczył oddział gestapo i żandarmerii. Mieszkańcy Leżajska stojąc na posesjach przy ulicy Mickiewicza wypatrywali swoich ojców, krewnych czy znajomych. „…W czasie przemarszu skazanych na śmierć przebywałam w ogrodzie mojej koleżanki Ali Woś (Ulfig) w sąsiedztwie sądu i stąd miałam dobry punkt obserwacyjny. Obie z Alą i jej mamą chciałyśmy podać teczkę z żywnością i lekarstwami przechodzącemu Ojcu. Nasze plany nie udały się, gdyż były niebezpieczne…”viii Prowadzono ich ulicą Mickiewicza, a później skręcili na Podzamcze, a następnie na skarpę położoną u podnóża Zamku Starościńskiego od strony wschodniej. Czekał na niej pluton egzekucyjny. Teren był szczelnie otoczony oddziałem gestapo i żandarmerii niemieckiej. Po godzinie 17:00 rozległy się salwy karabinów maszynowych. Rozpoczęła się egzekucja skazanych. Niektórzy stwierdzają, że egzekucja odbyła się o godzinie 17:45 . Na miejsce egzekucji przybyli potem członkowie rodzin pomordowanych. Zobaczyli straszny widok. Ciała leżały we krwi i były poturbowane. Krew była wszędzie, na ubraniach i na ziemi. W miejscu egzekucji rozlegał się w miejscu płacz, lament, wołanie po imieniu mężów, ojców, krewnych i głosy modlitwy za zamordowanych.

Od kul niemieckiego plutonu egzekucyjnego zginęli:
1. Jan Kisielewicz , oficer A.K.
2. Eugeniusz Niezgoda ,oficer A.K.
3. Czesław Marchut, oficer A.K., nauczyciel gimnazjum
4. Mieczysław Gebel-Ostrowicz, mjr W.P.
5. Tadeusz Niziński,żołnierz A.K., emerytowany major W.P.
6. Mieczysław Larendowicz, podoficer W.P., żołnierz A.K., urzędnik kolejowy
7. Marian Pomianowski, żołnierz A.K., uczeń gimnazjum
8. Jan Skiba, żołnierz A.K.
9. Stanisław Witkowski, żołnierz A.K., podoficer W.P.
10. Franciszek Wikiera, żołnierz A.K., kolejarz
11. Józef Błądek, żołnierz A.K., szewc
12. Krzysztof Zawilski, żołnierz A.K., chemik
13. Albin Zawilski, żołnierz A.K., student Politechniki Lwowskiej
14. Jan Tryczyński, murarz
15. Bronisław Sieńko, kolejarz
16. Dominik Szepelak, żołnierz A.K., murarz
17. Michał Posobiec, strażnik miejski
18. Mieczysław Lichtenberg, żołnierz A.K.
19. Wojciech Depowski, żołnierz A.K., nauczyciel
20. Augustyn Depowski, uczeń gimnazjum
21. Władysław Piziak, murarz
22. Michał Nowacki, rzemieślnik
23. Stanisław Gwóźdż, żołnierz A.K., urzędnik w magistracie, księgowy
24. Michał Łuszczak, żołnierz A.K., robotnik
25. Władysław Gieleciński, żołnierz A.K., stolarz
26. Kazimierz Raróg, robotnik
27. Józef Kasprzak
28. Edward Gdula, rolnik.ix
Na miejsce egzekucji przybył również ówczesny proboszcz ks. Józef Gorczyca, który odmówił żałobne modlitwy i pokropił ciała pomordowanych. Wracający gestapowcy z oględzin zgliszczy zabudowań Gdulów krzyczeli do znajdujących się bliskich osób rozstrzelanych Wieczorem oddziały pacyfikacyjne opuściły Leżajsk. Pozostały jedynie oddziały porządkowe, żandarmerii i gestapo, które świętowały w restauracji u Krystyny Szozda.
W dniu 28 maja 1943 r. Niemcy rozstrzelali łącznie Niemcy 41 osób, w tym na Podzamczu 28, 13 osób na ulicach, placach, polach i ogrodach.
W następnym dniu władze okupacyjne zezwoliły rodzinom pochować zamordowanych. Friedrich Keiper przygotował na tę okazję 45 trumien Gdy przyszła po trumnę żona Jana Kisielewicza, to on pokazał jej plik banknotów i stwierdził „bodaj jeden dzień w miesiącu mieć taki…”x Przy pochówku nie mogło być więcej niż 3 osoby z rodziny.
Ciała przewożone były w białych nie pomalowanych trumnach, po 5 na zwykłej towarowej konnej platformie. Za trumną podążali najbliżsi z rodziny. Ceremonia pogrzebowa trwała 4 godziny i została zakończona cichą modlitwą nad otwartymi mogiłami. Modlitwy prowadził proboszcz ks. Józef Gorczyca.
W czasie uroczystości pogrzebowej na cmentarzu pojawili się SS-mani i gestapowcy uzbrojeni w karabiny maszynowe i granaty. Na cmentarz wszedł szef gestapo z Schmidtem z pistoletem w rękach i przyglądał się uczestnikom. Zapewne szukali dalszych ofiar. Po przeglądnięciu uczestników ceremonii pogrzebowej opuścili cmentarz.
Wydarzenia tego dnia były ogromnym wstrząsem dla wszystkich mieszkańców Leżajska. I tak pozostało po dziś dzień.
Burmistrz miasta mgr Kazimierz Jacewicz wstrząśnięty pacyfikacją miasta dostał zawału serca i zmarł.
W roku 1943 Niemcy przeprowadzili także pacyfikacje w innych miejscowościach, a mianowicie:
w Brzyskiej Woli gdzie rozstrzelano 54 mieszkańców / 4 Polaków i 50 Żydów/,
w Giedlarowej (7.05.1943 r. i 30.04.1994 r.) rozstrzelano 6 osób, a maj-sierpień 1943 r. 35 osób /Żydów/,
w Grodzisku Dolnym (01.12.1943 r.) rozstrzelano 3 osoby narodowości polskiej i kilku Żydów,
w Jastrzębcu (20.06.1943 r.), rozstrzelano 14 osób,
w Sarzynie (9.03.1943 r.), rozstrzelano 5 osób,
w Wólce Niedźwieckiej (16.06.1943 r.)przeprowadzono pacyfikację, ale aresztowanych „pouczono” i zwolniono do domu. Zginęli tylko ci, którzy chcieli uciec.
w Woli Zarczyckiej (20.06.1943 r.) rozstrzelano 76 osób,
w Zmysłówce ( marzec-lipiec 1943 r.)rozstrzelano 9 osób,
w Tarnogórze (31.12.1943 r.) rozstrzelano 2 osoby.

Bibliografia:
1. Andres Zbigniew, Z dziejów Leżajska i okolic, Rzeszów 1980 r.
2. Bojarska Barbara, Pacyfikacja w Leżajsku w dniu 28 maja 1943 r., Biuletyn GKBZ w P, Poznań 1968 r., t. XVIII.
3. Kużniar Kazimierz, W rocznicę pacyfikacji Leżajska, Almanach Leżajski, nr 3/83.
4. Urbański Juliusz, Por. „Lampart”, Almanach Leżajski, nr6/85.
5. Urbański Julian, Pacyfikacja Leżajska,28 maja 1943 r., Leżajsk 1998 r.
6. Relacje Zbigniewa Larendowicza żołnierz NOW ps. „Wicher
7. Wspomnienia: Danuty Kisielewicz, Antoniego Lewickiego, Władysławy Jedynackiej, Franciszka Dziwoty.xi

 

Przypisy:
1. Juliusz Ulas Urbański, Pacyfikacja Leżajska /28 maja 1943 r./, Leżajsk 1998 r., str. 14.
2. Relacja Zbigniewa Larendowicza, żołnierza N.O.W., ps. „Wicher”.
3. Juliusz Ulas Urbański, op-cit, str.14
4. Tamże, str. 21
5. Wspomnienia Pani Jedynackiej Władysławy, str.2 ./rękopis u autora/
6. Antoni Lewicki ps. „Tygrys”, Pacyfikacja Leżajska /28 maja 1943 r./, str. 1 /wspomnienia z dnia 2.03.1968 r. /kserokopia u autora/
7. Antoni Lewicki, op-cit, str.2
8. Jedynacka, op-cit, str.3
9. Wykaz rozstrzelanych z Pomnika straceń przy ulicy 28 Maja.
10. Biuletyn GKB Z w P, Poznań 1968 r., Zeznania Danuty Kisielewicz, str.90.

Roman Chorzępa – wieloletni organista leżajskich kościołów.

Roman Chorzępa – wieloletni organista
leżajskich kościołów.
zasłużony dla miasta Leżajska

 

Rozmawia: Iwona Tofilska

Almanach Leżajski, zeszyt nr 7
TMZL, Leżajsk 2011
s. 107–113

– Jest Pan niewątpliwie jednym z najbardziej znanych i rozpoznawalnych mieszkańców Leżajska. Pana gra towarzyszyła ludziom w czasie mszy św. oraz na różnych rodzinnych uroczystościach. nie jest pan jednak rodowitym leżajszczaninem.

Zgadza się, urodziłem się 9 sierpnia 1914 roku w Sokołowie Małopolskim jako syn Józefa i Marii z domu Rakuś. Niemal całe moje życie rodzinne jest jednak związane z Leżajskiem. Po ukończeniu siedmiu klas Szkoły Powszechnej w Sokołowie Małopolskim, w roku 1928 podjąłem naukę na poziomie gimnazjalnym w Kolegium Serafickim oo. Kapucynów w Rozwadowie. Jednocześnie, wobec mojego ogromnego zamiłowania do muzyki, rozpocząłem naukę gry na skrzypcach i organach pod kierunkiem prof. Józefa Brzucha. W roku 1932 ukończyłem gimnazjum i podjąłem dalszą naukę na poziomie licealnym w Krakowskim Kolegium Serafickim oo. Kapucynów. W roku 1935 ukończyłem Kolegium egzaminem dojrzałości. W dalszym ciągu kontynuując naukę muzyki pod kierownictwem znakomitego kompozytora i dyrygenta prof. Bolesława Wallek-Walewskiego, oraz podjąłem dodatkowo naukę gry na skrzypcach i dyrygentury, pod kierownictwem prof. Franciszka Koniora. W okresie mojego kształcenia muzycznego w Krakowie należałem do krakowskiego chóru „Echo”.

– Wiem, że w 1937 roku, po ukończeniu nauki w Krakowie, powrócił Pan w rodzinne strony. Może nam Pan opowiedzieć o okolicznościach powrotu i rozpoczęcia swojej pracy zawodowej?

Tak, zgadza się. Po ukończeniu edukacji muzycznej wróciłem i tu zostałem zaangażowany przez dziekana leżajskiego ks. Czesława Brodę do pracy w kościele farnym pod wezwaniem Trójcy Świętej jako organista. Niedługo cieszyłem się tym zajęciem, ponieważ zaraz w kwietniu 1938 roku zostałem powołany do odbycia obowiązkowej służby wojskowej w 49. Pułku Strzelców Kresowych Kołomyi. W okresie służby wojskowej brałem udział w wojnie obronnej, później znalazłem się w obozie jenieckim w krakowskim Dąbiu, z którego szczęśliwie udało mi się wymknąć w grudnia 1939 roku. Wróciłem do domu rodzinnego do Sokołowa Małopolskiego. Krótko po moim powrocie w styczniu 1940 roku umarła Mama. Po śmierci Mamy mój wujek Marcin Rakuś zaproponował mi przyjazd do Leżajska i pracę organisty w kościele farnym. Do pracy przyjmował mnie ks. Czesław Broda. Zastąpiłem wcześniejszego organistę Karola Gdulę. W kościele farnym grałem na małych organach, które przez długie lata były miechowane ręcznie przez mojego pomocnika Kajetana Głuszczaka. Mężczyzna, który poruszał miechy nogami nazywał się kalikantem. Tak było do lat 60., kiedy organy zostały przebudowane i wprowadzono napęd elektryczny. Na stanowisku organisty w kościele farnym grałem aż do 1967 roku. Do moich obowiązków należało granie na wszystkich mszach świętych oraz prowadzenie chóru.

Od 10 stycznia 1968 roku objąłem zaszczytną pracę organisty w Sanktuarium Maryjnym   oo. Bernardynów, gdzie grałem na organach rozsławionych w całej Polsce, a nawet Europie. Organy mają 74 rejestry (głosy), około 6 tys. piszczałek. W Polsce tylko w Oliwie są od nich większe, ale znawcy tematu wolą leżajskie – są starsze o całe stulecie i mają brzmienie bliższe oryginalnemu. Zbudowane w XVII wieku z fundacji hr. Andrzeja Potockiego z  łańcuta przez Jana Głowińskiego, znanego krakowskiego organomistrza, zdobią na szerokość 28 metrów trzy nawy bazyliki.

– Grał Pan na tych organach kilkadziesiąt lat. To niewiarygodne, że można tak długo pracować w jednym miejscu na tym samym stanowisku.

Tak, grałem codziennie, cztery msze w dniach powszednich i siedem w niedziele i święta. Grałem także na ślubach, pogrzebach i dla turystów.

– Czy miał Pan tremę, kiedy zasiadał Pan do tak znamienitego instrumentu?

Kiedy po moim poprzedniku Franciszku Larendowiczu zostałem tutaj organistą, podczas pierwszej oficjalnej uroczystości miałem podwójną tremę. Mójdebiut przypadł na mszę imieninową mojego wuja, Franciszka Kurowskiego, przy całej rodzinie. Drugą wielką tremę miałem w sierpniu 2006 r. kiedy obchodziłem 70-lecie pracy artystycznej. Nie czuję się bowiem wirtuozem, tylko zwykłym kościelnym organistą.

– W ciągu 100 lat było tylko dwóch organistów w leżajskiej bazylice. ojcowie Bernardyni zatrudnili osoby długowieczne i niezwykle wytrwałe…. w czym tkwi sekret długowieczności?

Niektórzy mówią, że schody, które prowadzą na chór muzyczny wzmocniły nasze serca. Są kręte, strome i niezwykle wysokie. Miałem kiedyś trochę czasu i policzyłem, że w ciągu tych lat pokonałem siedemnaście milionów schodów. Myślę, że to jednak opieka Matki Boskiej Leżajskiej.

– Kilka lat temu, kiedy leżajskie organy były remontowane, pojawiła się plotka w mieście, że instrument wskutek niefachowości francuskich konserwatorów stracił swoje oryginalne brzmienie. Czy takie było również Pańskie zdanie na ten temat?

Tak, słyszałem o tym, ale uważam, że Francuzi nie popsuli organów. Prawdą jest, że władze klasztoru wybrały potem inną firmę konserwatorską, ale szczegółów sprawy nie znam. Wiadomo mi jednak, że Francuzi miechy obili skórą bardzo solidnie. A organy jak grały tak grają.

– Czy zainteresowania muzyczne miały wpływ na Pana dodatkową pracę?

W okresie mojej służby w kościele farnym założyłem i prowadziłem mieszany chór parafialny liczący około 48 osób. W roku 1955 chór dołączył do Zespołu Pieśni i Tańca, założonego przez Jerzego Górskiego i Natalię Białkowską, i już w maju tegoż roku wzięliśmy razem udział w centralnych eliminacjach w Olsztynie. Najczęściej gościliśmy na scenach w Rzeszowie, Łańcucie, Jaśle, Rymanowie, Przemyślu, Krakowie, a nawet w Warszawie. Jesienią 1955 r. zdobyliśmy II miejsce na Festiwalu Chórów w Poznaniu.
Uczyłem również śpiewu w miejscowym Gimnazjum i Liceum im. Bolesława Chrobrego, gdzie prowadziłem chór szkolny. Podczas pracy w sanktuarium, oprócz czynności organistowskich i kościelnych, prowadziłem w dalszym ciągu chór kościelny, uczyłem śpiewu liturgicznego w nowicjacie klasztornym oraz organizowałem koncerty z okazji przybywających do sanktuarium pielgrzymek i wycieczek.

– Grał Pan dla młodzieży i dorosłych. Czy dobierał Pan repertuar do wieku słuchaczy?

Dla młodzieży starałem się grać utwory lekkie, łagodne, dorosłym, chcąc ujawnić maksymalną moc organów, utwory z mocnym brzmieniem, które miało pozostawać w uszach słuchaczy również po koncercie.

– Wiem, że został Pan uhonorowany za swą wzorową pracę wieloma wyróżnieniami. Czy może nam Pan o nich opowiedzieć?

Wśród wielu dowodów uznania najbardziej cenię sobie kilka. W kwietniu 1984 roku dostałem Błogosławieństwo Ordynariusza Diecezji Przemyskiej ks. bpa Ignacego Tokarczuka oraz Błogosławieństwo Apostolskie od Ojca Świętego Jana
Pawła II. Poza tym Rada Miasta w 1997r. uhoronowała mnie Odznaką Honorową „Zasłużony dla Miasta Leżajska” za krzewienie kultury muzycznej. W 2003 roku otrzymałem Honorowe Obywatelstwo Sokołowa Małopolskiego.

– Proszę nam jeszcze opowiedzieć o swoim życiu prywatnym.

W 1942 roku ożeniłem się z rodowitą leżajszczanką Józefą Lichtenberg, mamy razem pięcioro dzieci: Juliusza, Zygmunta, Ewę, Ludmiłę i Dorotę, dwanaścioro wnucząt i ośmioro prawnucząt.

– Czy Pana dzieci podzielają zainteresowania muzyczne?

Wszystkie dzieci są rozmiłowane w muzyce i śpiewie. Juliusz gra na gitarze, Zygmunt również kocha gitarę, zawsze uświetnia nasze rodzinne spotkania. Ewa gra na pianinie, lubi bardzo śpiewać i tańczyć. Długie lata tańczyła w zespole u pani Dańczkowej. Ludmiła pięknie śpiewa, obecnie w zespole „Ale babki”. Szczególnie chciałbym się pochwalić moimi wnukami. Kilkoro skończyło Szkołę Muzyczną, największe zdolności odziedziczył wnuk Grzegorz Bartkowicz, który obecnie studiuje w Szkole Jazzu w Krakowie. Sam komponuje, gra na gitarze, pianinie, trąbce, perkusji. Jestem dumny z mojej rodziny i cieszę się, że kontynuuje rodzinne tradycje.

– Proszę nam jeszcze opowiedzieć o swoim życiu prywatnym.

W 1942 roku ożeniłem się z rodowitą leżajszczanką Józefą Lichtenberg, mamy razem pięcioro dzieci: Juliusza, Zygmunta, Ewę, Ludmiłę i Dorotę, dwanaścioro wnucząt i ośmioro prawnucząt.

– Czy Pana dzieci podzielają zainteresowania muzyczne?
Wszystkie dzieci są rozmiłowane w muzyce i śpiewie. Juliusz gra na gitarze, Zygmunt również kocha gitarę, zawsze uświetnia nasze rodzinne spotkania. Ewa gra na pianinie, lubi bardzo śpiewać i tańczyć. Długie lata tańczyła w zespole u pani Dańczkowej. Ludmiła pięknie śpiewa, obecnie w zespole „Ale babki”. Szczególnie chciałbym się pochwalić moimi wnukami. Kilkoro skończyło Szkołę Muzyczną, największe zdolności odziedziczył wnuk Grzegorz Bartkowicz, który obecnie studiuje w Szkole Jazzu w Krakowie. Sam komponuje, gra na gitarze, pianinie, trąbce, perkusji. Jestem dumny z mojej rodziny i cieszę się, że kontynuuje rodzinne tradycje.

– Bardzo dziękuję za rozmowę.

 

Dzieje miasta do 1944

Dzieje miasta od powstania do zakończenia II wojny światowej.

1346 r. – pierwsza historycznie potwierdzona informacja o istnieniu Leżajska
1354 r.– Kazimierz Wielki nadał Janowi Pakosławowi ze Strożyska – miasto Rzeszów z okolicą po Dąbrowę na północy, Czudec na zachodzie i wieś Leżajsk na wschodzie
21.12. 1397 r.– Leżajsk otrzymał prawa miejskie z rąk Władysława Jagiełły. Według dokumentów „Codex diplomaticus Poloniae”
1409r. – król Władysław Jagiełło ufundował w Leżajsku parafię
1394r. –  bp Maciej Janina do Leżajska i Przeworska wprowadził kanoników regularnych św. Grobu.
1439 r. zarząd parafii oddano bożogrobcom z Miechowa
1424 r. Leżajsk stał się siedzibą starostwa założonego przez Spytka z Tarnowa i Jarosławia herbu Leliwa, starostę generalnego ruskiego, późniejszego wojewodę sandomierskiego. Początkowy okres w dziejach miasta i całej królewszczyzny był związany z rodem Jarosławskich herbu Leliwa, który otrzymał tę królewszczyznę w 100-letnią dzierżawę. Począwszy od końca XV w. rozwój miasta był hamowany przez wyniszczające najazdy Tatarów i Wołochów – w 1498, 1500, 1509, 1519 i w 1524 r.
1524 r.– po tragicznych wydarzeniach król Zygmunt I Stary wydał we Lwowie 23 września 1524 r. dokument, mocą którego przeniósł Leżajsk znad Sanu, na dzisiejsze, bardziej obronne miejsce, oddalone od poprzedniego o ok. 5 km w kierunku południowo-zachodnim, nadając mu jednocześnie nową nazwę: Leżajsk Zygmuntowski. Była to ponowna lokacja na prawie magdeburskim, która wraz z dogodnym położeniem na szlaku krzyżujących się dróg handlowych dała podstawę do ponownego rozwoju rzemiosła i handlu w mieście
1610 r.– wybudowany został pierwszy murowany kościół
1624 r. miasto zostało złupione i spalone przez wojska Kantymira Murzy
1618-1628 – wzniesiona została Bazylika z fundacji marszałka wielkiego koronnego Łukasza Opalińskiego z Bnina(1581-1654) i jego żony Anny Opalińskiej z Pileckich, z wdzięczności za odniesione 14 sierpnia 1610 r. w Tarnawcu zwycięstwo nad rezydującym w Łańcucie rotmistrzem królewskim i starostą zygwulskim Stanisławem Diabłem Stadnickim, który w tym roku napadł na Leżajsk.
1655-1656 – najazdy Szwedów, przemarsze i grabieże obcych wojsk zrujnowały gospodarkę miejską
Okres rozbiorów.
1772 r. w wyniku I rozbioru Polski, Leżajsk przeszedł pod panowanie
1772 r. działał tu cadyk Elimelech z Leżajska
1848 – w czasie Wiosny Ludów, powstaje Wolne Królewskie Miasto Leżajsk
1896-1900– wybudowanie linii kolejowej łączącej Leżajsk z Przeworskiem i Rozwadowem.
I wojna światowa po raz kolejny ciężko doświadczyła miasto. Walki pomiędzy wojskami austro-węgierskimi i rosyjskimi toczyły się bezpośrednio nad Sanem, ale wiele budynków (w tym kościół i klasztor OO. Bernardynów) ucierpiało w wyniku walki artyleryjskiej. Między 18 września a 10 października 1914 r. oraz między 5 listopada 1914 r. a 14 maja 1915 r. miasto znajdowało się pod okupacją rosyjską

Leżajsk w II Rzeczypospolitej
II wojna światowa
13 września 1939 r.– rozpoczęła się niemiecka okupacja miasta,
3 listopada 1939 r.– przed Świętem Niepodległości, przeprowadzone zostały aresztowania, głównie przedstawicieli inteligencji. Aresztowani zostali m.in. burmistrz T. Niziński, profesorowie gimnazjalni S. Gdula, W. Klimek, J. Gröger.
w sierpniu 1940 roku – kolejna akcja aresztowań Aresztowano m.in. ks. Czesława Brodę oraz płk. Stanisława Eustachiewicza (1.11.1883 – 5.01.1948 – Pułk. Korp.Sąd. W.P., b. więzień polityczny Oranienburga).
15 września 1939 roku Niemcy spalili leżajską synagogę
1941 r. –  350 Żydów zamknięto w gettcie,  i wielu zamordowano w egzekucjach na leżajskim cmentarzu.
1 maja 1942 r. getto zlikwidowano, część ludności przeniesiono do obozu przejściowego w Pełkiniach oraz do obozów pracy w Rozwadowie i Radymnie, a ok. 100 osób stracono na miejscu. Przy drodze z Leżajska do Wierzawic policja niemiecka rozstrzelała podczas II wojny światowej 22 Żydów. Niektórzy mieszkańcy Leżajska pomagali w getcie Żydom pomimo grożącej za to kary śmierci.
28 maja 1943 r. dokonano pacyfikacji miasta. W jej wyniku hitlerowcy rozstrzelali w podmiejskim wąwozie 43 mieszkańców Leżajska, w tym 28 członków leżajskiego ugrupowania AK.

27 lipca 1944 Leżajsk został zajęty przez wojska radzieckie.

 

Klęski i kataklizmy, które rujnowały rozwój miasta

  • 1498, 1500, 1503, 1509, 1519, 1524 – najazd Tatarów.
  • 1635 – olbrzymia powódź.
  • 1655-1656 – najazd Szwedów.
  • 1657 – najazd węgierskich oddziałów Jerzego Rakoczego II.
  • 1672 – pożar miasta i ponowny najazd Tatarów.
  • 1705, 1710, 1712, 1717, 1718, 1721 – katastrofalne pomory.
  • 1768-1772 – grabież przez zaborcze oddziały ścigające wojska konfederackie (Konfederacja barska).
  • 1809 – wojska rosyjskie korpusu księcia Golicyna dokonały rabunku w mieście i okolicy.
  • 1811 – pożar drewnianych zabudowań miasta.
  • 1812-1813 – rekwizycje żywności i paszy, kradzieże i rozboje wojsk rosyjskich.
  • 1831 – epidemia cholery.
  • 1846 – lata nieurodzaju, zaraza ziemniaka, epidemia cholery.
  • 1873 – spłonęła rzeźnia miejska, wiosną powódź zniszczyła pola nad Sanem, latem plony zniszczyło gradobicie, epidemia cholery. Spłonęła północna część miasta, ratusz, szkoła.
  • 1903, 1906 – pożar miasta.